Góra z biografią

Ustępuje wysokością ośmiu innym szczytom. Ale żadna z najwyższych gór świata nie ma tak długiej i dramatycznej historii zdobywania jak Nanga Parbat.

24.04.2016

Czyta się kilka minut

Masyw Nanga Parbat (8126 m) widziany z drogi z Baśniowej Polany do bazy pod północną ścianą – flanką Rakhiot. W środku zdjęcia wierzchołki wschodni (Silberzacken) i północny, pomiędzy nimi Srebrne Plateau, najwyższy z prawej Ganalo Peak (6606 m).  / Fot. Waqas.usman / WIKI COMMONS
Masyw Nanga Parbat (8126 m) widziany z drogi z Baśniowej Polany do bazy pod północną ścianą – flanką Rakhiot. W środku zdjęcia wierzchołki wschodni (Silberzacken) i północny, pomiędzy nimi Srebrne Plateau, najwyższy z prawej Ganalo Peak (6606 m). / Fot. Waqas.usman / WIKI COMMONS

Nanga Parbat to nie tylko szczyt. To opowieść – słowa himalaisty Denisa Urubki z wywiadu, którego udzielił „Tygodnikowi” wraz z przyjacielem Simonem Moro, przypomniałem sobie, gdy świat obiegła wiadomość o pierwszym zimowym wejściu na ten ośmiotysięcznik.

Wtedy, z początkiem 2012 r., ten Rosjanin legitymujący się wówczas kazachskim, a dziś już polskim paszportem, oraz Włoch rozpoczynali właśnie zimową wyprawę na Nanga Parbat. Zakończoną niepowodzeniem. Urubko zrezygnował potem z atakowania Nangi po zamachu terrorystycznym na himalaistów, do którego doszło w bazie pod szczytem w 2013 r. Terroryści rozstrzelali 10 wspinaczy i pakistańskiego kucharza. Urubko oświadczył wtedy na swoim blogu: „Istnieje wiele gór na świecie, gdzie masz szansę nie być narażonym na zastrzelenie w swoim namiocie”. Moro tamta tragedia nie zraziła do Pakistanu i do jego drugiego najsłynniejszego szczytu. I to właśnie on 26 lutego tego roku dopisał górze-opowieści nowy rozdział – stając na szczycie wraz z Baskiem Alexem Txikonem i Pakistańczykiem Muhammadem Alim Sadparą.

Ale historia tej góry pisana jest już od 121 lat. I choć do Nangi przylgnęła łatka „Góry Niemców”, kluczowe rozdziały w jej dziejach pisali też Brytyjczycy i Polacy.

Wspinacze z imperium

Gwałtowny rozwój alpinizmu datuje się od czasu panowania brytyjskiej królowej Wiktorii, która rządziła ogólnoświatowym imperium od 1837 r. Przyczynili się do niego w znacznej mierze brytyjscy dżentelmeni, którzy wraz z lokalnymi przewodnikami dokonali wówczas dziesiątek pierwszych wejść na najwyższe szczyty Alp.

Ale królowa nie była przychylna niebezpiecznej aktywności swych podwładnych, a po zakończonym tragedią zdobyciu Matterhornu – zginęło wtedy trzech obywateli brytyjskich – rozważała nawet zakazanie Brytyjczykom uprawiania tego „bezużytecznego sportu”. Do zakazu nie doszło; królowa została koronowana na cesarzową Indii, a ciekawość zawiodła śmiałków także pod największe, dopiero wówczas zmierzone po raz pierwszy góry świata, leżące na terenie opanowanego przez Zjednoczone Królestwo Kaszmiru.

W kolejnym pokoleniu brytyjskich alpinistów wyróżniał się Albert Frederick Mummery. Był jednym z tych, którzy dokonali ewolucji alpinizmu – z pionierskiego/zdobycznego (gdzie celem było wejście na szczyt) w sportowy. Pokonywał alpejskie szczyty nowymi i trudniejszymi drogami, jak Diabelska Grań na Täschhornie czy najdłuższa z grani Matterhornu – Zmutt. W 1894 r. poprowadził nią na szczyt swego przyjaciela księcia Abruzji, Ludwika Amadeusza Sabaudzkiego. Książę zasłynie już w 1909 r. pierwszą śmiałą próbą zdobycia szczytu K2 w Karakorum. Ale to Mummery był pierwszym człowiekiem, który postanowił zdobyć ośmiotysięcznik – i w 1895 r. ruszył do Indii Brytyjskich, pod Nanga Parbat.

Jest jeszcze ciemno. Pogrążone we śnie miasto dopiero za kilka godzin zatętni życiem. Ale tu, na Tsukiji (czyt. „cukidzi”), dzień zaczął się koło północy. Do położonego obok, w Zatoce Tokijskiej, portu nieustannie zawijają kutry i trawlery z całego świata

Pierwsza próba, pierwsza ofiara

Nieprzypadkowo ta właśnie góra zainteresowała wspinaczy. Jej podnóża leżą nisko, porastają je łąki, nie wymagają długich tygodni podejścia ani przepraw przez lodowce. Ale choć nie jest ona najwyższa, to jest największa, najpotężniejsza. Jej masyw jest jednym z najbardziej rozległych na świecie.

Liczący 8126 metrów n.p.m. szczyt Nanga Parbat wznosi się od północy aż 7000 metrów nad doliną Indusu. Biel wiecznych śniegów szalenie kontrastuje z soczystą zielenią Fairy Meadows, Baśniowej Polany, której nazwę – niczym z baśni braci Grimm – nadali Niemcy (w oryginale: Märchenwiese). Widać z niej ścianę Rakhiot, jedną z trzech, które budują gigantyczną piramidę szczytu. Licząca 4600 m flanka Rupal jest najwyższym urwiskiem świata. Z kolei nazwa flanki Diamir jest także miejscową nazwą szczytu oznaczającą „króla gór”. To bodaj jedyna góra, której ściany określa się terminem o wojskowej etymologii, jakby do pokonania było skrzydło ugrupowania bojowego. Nanga Parbat w języku urdu znaczy: Naga Góra.

Mummery, syn burmistrza Dover, pojawił się u jej stóp w towarzystwie Johna Normana Colliego, Geoffreya Hastingsa i Charlesa Bruce’a oraz dwóch tragarzy Gurków. Pierwsze ich próby na ścianie Rupal powstrzymał głęboki śnieg. Przez przełęcz Mazeno przeszli więc do doliny Diamir. Towarzysze Mummery’ego zaczęli odczuwać problemy związane z wysokością, podczas gdy on, wraz z jednym z tragarzy, zaatakował ścianę Diamir formacją nazwaną później Żebrem Mummery’ego i dotarł do wysokości ok. 6400 m.

W końcu postanowił wykonać jeszcze rekonesans góry: od północy, z doliny Rakhiot. Zamiast okrężnej drogi, którą wybrali towarzysze, wraz z tragarzami postanowił pójść skrótem przez przełęcz Diama. W ostatnim liście do żony Albert przyznał, że skala góry może być poza jego możliwościami. Rankiem 24 sierpnia 1895 r. wraz z dwójką tragarzy opuścił obóz – i nigdy już ich nie widziano. Wraz z Ragobirem Thapą i Gomanem Singhiem, Mummery – pionier himalaizmu – otworzył listę jego ofiar.

Ponad pół wieku później podobny los spotkał dwóch z trzech brytyjskich oficerów, którzy późną jesienią 1950 r. w towarzystwie Szerpów (m.in. Tenzinga Norgaya, późniejszego pierwszego zdobywcy Mont Everest) zjawili się pod Nanga Parbat z szaleńczym zamiarem zaatakowania ciągle wówczas niezdobytego szczytu. Już na początku grudnia ekspedycję przerwało zaginięcie Johna Thorleya i Williama Crace’a, których prawdopodobnie zmiotła lawina. Ciał nie odnaleziono. 21 lat później natrafiono jedynie na dziennik i kasety filmowe tych nazbyt śmiałych żołnierzy jej królewskiej mości. Killer Mountain (Góra Morderca) – tak Nanga Parbat będzie później określana w świecie anglojęzycznym.

Niemiecka Góra Przeznaczenia

Ale zanim do tego doszło, stała się ona obsesją Niemców. Dużą rolę odegrali w tym naukowcy, którzy – jak niegdyś Alexander von Humboldt andyjskie Chimborazo – opisywali Nangę jako „Graal alpinizmu”.

W 1932 r. Willy Merkl pokierował niemiecko-amerykańską wyprawą, która dotarła niemal do 7000 m. Dwa lata później wrócił na Baśniową Polanę, już pod flagą III Rzeszy. Śmierć w wyniku choroby wysokościowej jednego z uczestników, Alfreda Drexela, otworzyła puszkę Pandory. Z początkiem lipca zespół 5 wspinaczy i 11 tragarzy dotarł na 7700 m, na rozległe Srebrne Plateau. Zerwał się wiatr, w kolejnych dwóch dniach pogłębiło się załamanie pogody. Zejście zamieniło się w trwającą wiele dni gehennę: 3 Niemców i 6 tragarzy zginęło. Willo Welzenbach, uważany za najlepszego wspinacza tamtych czasów, zmarł w namiocie. Mimo odmrożeń Merkl kontynuował zejście, ale dzień później także on nie mógł już opuścić wykopanej jamy śnieżnej. Wysłał na pomoc jednego z Szerpów. Drugi, imieniem Gyali, nie chciał go zostawić. Dwóch pozostałych niemieckich alpinistów nie miało sił, by dojść z pomocą. Gyali po śmierci Merkla próbował schodzić, ale przegrał z wyczerpaniem organizmu.

Była to wówczas największa tragedia w historii himalaizmu. W niemieckiej prasie Nanga zyskała miano Schicksalberg (Góra Przeznaczenia). A potwierdziły ją wydarzenia z 1937 r., gdy tragiczny rekord został pobity. Wyprawa Karla Wiena poruszała się także flanką Rakhiot, śladami poprzedników. Tym razem los większości jej uczestników dopełnił się w obozie IV. Nocą z 14 na 15 czerwca znajdowało się w nim wszystkich 7 alpinistów i 9 Szerpów. Trzy dni później lekarz wyprawy, wraz z resztą tragarzy, dotarł do niższego obozu i zaniepokoił się brakiem ruchu na stokach, którymi miała iść wyprawa. W miejscu „czwórki” ujrzał ogromne lawinisko: zabetonowało ono w namiotach lodowymi zwałami wszystkie 16 osób. Wyprawa poszukiwawcza, przybyła z Niemiec, zostawiła ciała. Wzięła tylko pamiętniki.

Te autorstwa Merkla opublikował potem jego przyrodni brat Karl Maria Herrligkoffer. Poprzysiągł kontynuować jego dzieło, a cel życia brata stał się jego obsesją. Jednak jeszcze przed wojną Nanga, podobnie jak północna ściana Eigeru w Alpach, o którą trwały boje, stała się Graalem także dla hitlerowskiej propagandy. Nie tylko jako narodowe cmentarzysko, kryjące ciała germańskich wojowników – Niemiec osiągający wierzchołek ośmiotysięcznika byłby symbolem triumfu siły i woli, dowodem wyższości rasy.

Przed II wojną światową próbowały dwie wyprawy. Ta z 1938 r. znalazła ciało Merkla, przykryte zwłokami wiernego Szerpy, który zapewne do końca próbował ogrzać gasnącego kierownika. Z kolei tę z 1939 r., znaną z książki Heinricha Harrera „Siedem lat w Tybecie” i filmu z Bradem Pittem w jego roli, kierował Peter Aufschneiter. Wyprawa poniosła także porażkę, ale wskazała możliwość pokonania ściany Diamir.

Herrligkoffer zorganizował w końcu w 1953 r. wyprawę, która nawet za sprawą swojej nazwy – Willy-Merkl-Gedächtnis-Expedition (Ekspedycja pamięci Willy’ego Merkla) – była hołdem dla brata. Poruszała się też jego szlakiem – i od początku napotykała trudności. Organizacyjne, pogodowe. Pewnie też skończyłaby się niepowodzeniem, gdyby nie upór pewnego Austriaka. Mimo wezwań do odwrotu ze strony apodyktycznego Herrligkoffera, przekonanego o nadejściu monsunu, zespół kontynuował wejście. Pogoda dopisywała. 3 sierpnia Hermann Buhl samotnie wyruszył nocą z położonego na wysokości zaledwie 6850 m obozu i szedł niemal nieprzerwanie przez szesnaście i pół godziny, aby stanąć na szczycie – 58 lat po szarży Mummery’ego.

Zdobycie żadnego innego szczytu świata nie kosztowało tak wiele lat, prób i ofiar. Do tego momentu – 31 zabitych.

Dramat braci Messnerów

Sukces nie ukoił Herrligkoffera, który zorganizował jeszcze osiem wypraw na Nanga Parbat – tak jakby w imię zmarłego na jej stokach brata chciał zmusić każdą z jej ścian do poddania się. A góra raz na dekadę oddawała część siebie, żądając w zamian ofiar.

W 1963 r. pozwoliła na pokonanie flanki Diamir – ta najczęściej odtąd uczęszczana droga na szczyt otrzymała nazwę od prowadzącego zwycięski zespół Toniego Kinshofera. Ale i ten sukces przyćmiła tragedia: wyczerpany wejściem i przymusowym biwakiem na ponad 8000 m, wspinacz Siegfried Löw runął w dół lodowej rynny w kopule szczytowej, rozbijając się o skały.

Największym echem odbił się jednak dramat braci Messnerów w 1970 r. Doczekał się kilku książek, filmu fabularnego (dość schematycznego) i najdłuższej rozprawy nad odpowiedzialnością i partnerstwem w dziejach sportowego himalaizmu.

Oto w czerwcu 1970 r. bracia Reinhold i Günther Messnerowie, po pokonaniu flanki Rupal, uznali powrót tą samą drogą za zbyt ryzykowny. Podjęli desperacką próbę zejścia z przeciwnej strony. Reinhold sprowadzał wyczerpanego brata niezbyt trudnym Żebrem Mummery’ego. Już u podstawy ściany wyprzedził go znacznie, szukając dalszej dogodnej drogi. W napisanej potem książce wspominał, że ostatnie zdanie młodszego brata brzmiało: „Pójdziemy między szczelinami”. U podnóża ściany Diamir Günthera porwała lodowa lawina. Reinholda znaleźli potem w dolinie miejscowi pasterze.

Najlżejsze z oskarżeń zarzucały potem Reinholdowi brawurę i egoizm. Oraz podążanie za wymyślonym planem pierwszego trawersu ośmiotysięcznika, jak określa się przejście z jednej jego strony na drugą, którego faktycznie dokonał. Max von Kienlin, uczestnik wyprawy, pisał w książce „Śmierć na Nanga Parbat”: „Najważniejsze jest to, że ukrywany grzech odzywa się poprzez słyszane w duchu nawoływanie Boga: »Kainie, gdzie jest twój brat Abel?«”.

Reinhold Messner wracał kilkukrotnie na górę, która przyniosła mu i sławę, i największą w życiu stratę. W 1978 r. samotnie pokonał ścianę Diamir. Po 30 latach znalazł też pod nią kość, która po badaniu DNA okazała się należeć do jego brata.

Polscy zimowi pionierzy

Polacy nie odnieśli na Nanga Parbat ani tak spektakularnych sukcesów, ani równie dotkliwych porażek. Pojawili się na niej w 1982 r. – zresztą w ramach ostatniej wyprawy Herrligkoffera. Sukcesem zakończyła się dopiero trzy lata później próba wyprawy krakowskiej, gdy na szczycie stanęli Andrzej Heinrich, Jerzy Kukuczka, Sławomir Łobodziński i Meksykanin Carlos Carsolio. Niestety pierwsze polskie wejście i nowa droga południowo-wschodnim filarem też zostały okupione ofiarą: zginął Piotr Kalmus. W tym samym roku Polki, Anna Czerwińska, Krystyna Palmowska i Wanda Rutkiewicz, jako pierwsze weszły na szczyt w kobiecym zespole. Ubiegła je wśród kobiet jedynie Francuzka Liliane Barrard, która rok wcześniej stanęła na wierzchołku wraz z mężem. Samotnym i szybkim wejściem na Nangę 20 lat temu, 1 września 1996 r., swoją „Koronę Himalajów i Karakorum” dokończył też Krzysztof Wielicki.

 Krzysztof Wielicki po zejściu z Nanga Parbat, ostatniego z ośmiotysięczników jego Korony Himalajów i Karakorum, wrzesień 1996 r. / Z archiwum Krzysztofa Wielickiego

Trzy kolejne zakopiańskie wyprawy pod kierownictwem Macieja Berbeki, począwszy od tej sprzed 27 lat, zaczęły też zimowe boje o zdobycie szczytu. Były to pionierskie próby zdobycia góry w tym sezonie i w ogóle himalaizmu zimowego. Najwyżej z polaków dotarł – do 7850 m – w 1997 r. Zbigniew Trzmiel, okupił to jednak poważnymi odmrożeniami.

Tym bardziej na uznanie zasługuje osiągnięcie Włoszki Tamary Lunger. Wprawdzie nie stanęła ona 26 lutego tego roku na szczycie, ale zrezygnowała zaledwie na kilkadziesiąt metrów przed nim – przyznając się do problemów z organizmem i bojąc się, że nie będzie w stanie zejść bez pomocy kolegów. Żadna wcześniej kobieta zimą w górach Pakistanu – gdzie panują jeszcze ostrzejsze warunki atmosferyczne niż na podobnych wysokościach we wschodnich Himalajach – nie zbliżyła się nawet do wysokości 8000 m.

Wpisuje się to doskonale w historię Nanga Parbat. Bo, jak mówił, Urubko, „to góra, na której ludzie próbują dokonać czegoś nowego”. Góra przekraczania granic.

Ostatnie wielkie wspinaczki

W XXI wieku historię tę wzbogaciły jeszcze dwa przejścia – oba nagrodzone potem Złotym Czekanem, czyli alpinistycznym Oscarem. W 2005 r. nową drogę prowadzącą centralnym filarem ściany Rupal – być może najtrudniejszą pokonaną dotąd na ośmiotysięczniku, i to w stylu alpejskim (tj. „na lekko”, bez wsparcia, bez lin poręczowych) – w zaledwie sześć dni poprowadzili Amerykanie Steve House i Vince Anderson. Stało się to wkrótce po tym, jak pakistański helikopter ściągnął ze ściany słoweńskiego solistę Tozmaža Humara – podczas spektakularnej akcji – po kilku dniach spędzonych przez niego w jamie śnieżnej.

Z kolei w 2012 r. dwóch starszych, bo prawie 60-letnich szkockich alpinistów – Sandy Allan i Rick Allen – po 18 dniach wspinaczki przeszło 13-kilometrową, wznoszącą się w większości na ponad 7000 m grań Mazeno. Próby jej pokonania trwały od 33 lat. Ich zejście ze szczytu miało cechy największych przygód w dziejach eksploracji. Została im paczka herbatników, a zapalniczka odmówiła posłuszeństwa, w związku z czym nie jedli nic przez ostatnie trzy dni, nie pili zaś przez pięć... Słaniając się na nogach, dotarli do bazy. W Londynie kończyły się właśnie igrzyska olimpijskie, potrzeba było więc kilku tygodni, by zdjęcie alpinistów – wyglądających o jakieś 20 lat starzej – obiegło świat. Ich wyczyn media nazwały „ostatnią wielką wspinaczką w Himalajach”.

Nieco na wyrost, bo niedawne zimowe wejście Pakistańczyka, Baska i Włocha pokazało, że tamto było najwyżej walką przedostatnią. Tak jak i Nanga Parbat była do niedawna przedostatnim niezdobytym zimą ośmiotysięcznikiem. Ostatni – to K2. ©

Korzystałem m.in. z książek Anny Czerwińskiej „Nanga Parbat. Góra o złej sławie”, Reinholda Messnera „Naga Góra” i Janusza Kurczaba „Polskie Himalaje”, tom 5: „Największe tragedie”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2016