Głosuję na niego, ponieważ…

Czas przekonywania i agitowania za „moim” kandydatem się skończył. Nadszedł moment na wysłuchanie, dlaczego tak wielu rodaków uważa „inaczej niż ja”.
w cyklu Woś się jeży

09.07.2020

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / FOT. GRAŻYNA MAKARA /
Rafał Woś / FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Przestańcie już namawiać, straszyć, zachęcać i perswadować. To już naprawdę nie ma sensu. Robiąc to, zamieniacie się w kogoś, kto opowiedział już swój najlepszy dowcip i teraz trzeci raz powtarza puentę, oczekując na salwę śmiechu. A ona jakoś jednak nie nadchodzi. I nie nadejdzie. Bo ludzie już podjęli decyzję. To nieprawda, że „do ostatniej minuty” toczy się „walka o każdy głos”. Przeciwnie. Niezdecydowanych jest najmniej w historii. A frekwencja będzie najwyższa. Kiedyś kandydaci patrzyli na nas głównie ze słupów ogłoszeniowych, a potem z bilbordów. Teraz zwisają z balkonów, płotów posesji, a nawet witryn sklepowych. Przechodząc niedawno obok punktu ksero, dumnie manifestującego uśmiech jednego z kandydatów, zastanawiałem się, czy sympatyk tego drugiego zostałby tutaj obsłużony? A jeśli tak, to czy za cennikowe 0,25 zł za stronę? Czy może jednak musiałby zapłacić 0,50 zł z powodu niewłaściwych poglądów politycznych?

Najlepsze, co każdy z nas może teraz zrobić, to znaleźć sobie kogoś myślącego inaczej i zapytać: „dlaczego”. Ale nie na zasadzie chwycenia go za gardło i potrząsania nim, wykrzykując, „jak możesz być takim kretynem i nie widzieć, że…”. Trzeba zapytać tak, jakbyście właśnie przyjechali do obcego kraju i próbowali się dowiedzieć czegoś nowego. 

Do wyborców RT

Jeśli jesteście wyborcami Rafała Trzaskowskiego, to znajdźcie sobie wyborcę Andrzeja Dudy. I zapytajcie go lub ją: „czemu Duda”? Wiem doskonale, co o nich sądzicie. Wiem, że widzicie w nich biednych (a może nawet złych) ludzi, „omamionych propagandą TVP”, być może „z wąskimi horyzontami” i zapewne „pełnych resentymentu wobec świata i obcych”. Porzućcie jednak te stereotypy. I tym razem (dla odmiany) zapytajcie, zamiast prawić. Usłyszycie wtedy na przykład…

Że po latach rządów PiS w Polsce żyje się trochę równiej. A model polskiego rozwoju przestał przypominać Amerykę Łacińską. I zaczął być bardziej zrównoważony. Płaca minimalna wzrosła z 40 do 50 proc. średniej krajowej. A realna (czyli po odliczeniu inflacji) średnia pensja urosła o 20 proc. Liczba dzieci żyjąca w „skrajnie ubogich” gospodarstwach domowych zmniejszyła się z 700 do 300 tys.


Polecamy: Wybory prezydenckie 2020 w specjalnym serwisie "Tygodnika Powszechnego"


Być może usłyszycie też, że w Polsce jest dzięki temu więcej wolności. Nie tej wolności formalnie zapisanej w aktach strzelistych prawa. Ale takiej wolności realnej – przeżywanej w codziennym życiu. Na przykład wolności od wyzysku ekonomicznego. Weźmy gospodarstwo domowe zarabiające w granicach płacy minimalnej, które ma dwoje dzieci. Pojawienie się 500 plus (zwłaszcza po rozszerzeniu programu na pierwsze dziecko) zwiększyło ich siłę nabywczą o jedną czwartą. Tak duży wzrost w połączeniu z niskim bezrobociem zmniejszył pole do wyzysku tych ludzi. Już nie jest tak łatwo szantażować ich argumentem „albo będziesz pracować na takich warunkach, jakie ci podyktuję, albo do widzenia...”. Bo pracownik faktycznie może powiedzieć: „to do widzenia”. Może siedzicie na innym szczeblu drabiny społecznej i tego nie czujecie. Ale to nie znaczy, że tego nie ma.

Możecie też usłyszeć, że dzięki dojściu PiS do władzy poszerzył się w Polsce pluralizm opinii. Przeciwnikom PiS trudno w to zazwyczaj uwierzyć, ale wiele Polek i Polaków uważało, że ich głos nie był przed rokiem 2015 słyszany, reprezentowany i szanowany. Chodzi o głosy bardzo różnych środowisk. Od religijnych konserwatystów, martwiących się tym, że Polska zbyt szybko się „europeizuje i laicyzuje”, że rozpadają się więzi społeczne, a w ich miejsce wdziera się aksjologiczna pustka. Po krytyków polskich przemian, z których zbyt często robiono w mediach „oszołomów”, co „nie potrafią pogodzić się z rzeczywistością”. Te grupy miały w ostatnich latach wrażenie, że pierwszy raz od dawna ktoś chciał rozmawiać z nimi na zasadach partnerskich i nie kazał im się wiecznie „przepraszać, że istnieją”. 

Jeśli porozmawiacie z wyborcą Dudy odpowiednio długo, to usłyszycie też pewnie wiele gorzkich słów pod adresem własnego obozu. Najpewniej będziecie musieli zrewidować swój pogląd na temat wyborców prawicy jako osobach pozamykanych (istnieją badania Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW pokazujące, że to wśród PiS-owców jest mniej dehumanizacji przeciwnika i więcej tolerancji dla odmiennych poglądów). Szybko też usłyszycie, że głosują na Dudę, bo boją się powrotu „tego, co było”. Powiedzą wam, że ich zdaniem „dawni władcy Polski” (to o antyPiS-owcach) nie pogodzili się z tym, że władzą trzeba się dzielić. I chcą widzieć w triumfie Trzaskowskiego początek „powrotu po swoje”. Po którym – być może – śruba zostanie na powrót dokręcona i nie będzie już recydywy z pisowskiego eksperymentu. Zastanówcie się na koniec, czy ich lęki są aż tak bardzo nieuzasadnione.

Dla zwolenników AD

Załóżmy teraz, że jesteście wyborcami Andrzeja Dudy. Oczywiście fani Trzaskowskiego was irytują. Uważacie ich za bezrefleksyjnych powtarzaczy zachodnich mód, którzy „końcem demokracji” interesują się wyłącznie wtedy, gdy uderza on w ich własny interes. Ale zostawcie teraz te uproszczenia i klisze. Pójdźcie dalej. Zadajcie zwolennikom Trzaskowskiego pytanie, dlaczego w niedzielę wybiorą właśnie jego? Co usłyszycie? 

Na pewno to, że PiS niszczy dorobek III RP. Trwoni coś, co takim wielkim wysiłkiem i przy wielkim udziale geopolitycznego szczęścia udało się w tym czasie w Polsce zbudować. Powiedzą wam, że mierzi ich nierozważna polityka gospodarcza, polegająca na rozdawaniu w trudzie wypracowanych zasobów. I że za tę politykę trzeba będzie zapłacić. Padnie zapewne więcej niż jedno cierpkie słowo na temat zawłaszczania i niszczenia instytucji publicznych – ot choćby o zamianie telewizji publicznej w partyjne narzędzie propagandowe i o próbie zrobienia tego samego z systemem sądownictwa. Będzie o ryzykowaniu dobrych przyjacielskich relacji z Europą i że bez tej kotwicy Polska zaczyna raczej orbitować w kierunku przysłowiowej „Białorusi” (przysłowiowej, bo bardzo często wiedza Polaków o Białorusi jest żadna). Albo i jeszcze dalej na wschód. Będzie o tym, że ich kandydat jest bardziej wiarygodny podczas dyskusji o zmianach klimatycznych. Lub w debatach nad polską samorządnością, bo z samorządami PiS ma ostro na pieńku.


Polecamy: "Woś się jeży" - autorska rubryka Rafała Wosia w serwisie "Tygodnika Powszechnego"


Usłyszycie też pewnie sporo argumentów zawierających ocenę ludzi, których PiS wyniósł do władzy, jako „niekompetentnych”, „nieuczciwych” lub „nieprzygotowanych”. W wielu przypadkach nawet wy w głębi duszy będziecie musieli przyznać, że jest w tym sporo prawdy. Tak, jak prawdziwym jest zarzut, że prezes partii rządzącej postawił się ponad innymi rodakami, odwiedzając w czasie pandemii grób swojego zmarłego brata. Podczas gdy inni musieli przestrzegać zasad kwarantanny. Powiedzą wam też pewnie o tym, że czasy po roku 2015 kojarzą im się z „praktykami rządzenia stosowanymi w PRL-u”. Wysłuchajcie też cierpliwie zarzutu na temat regresu, jaki nastąpił w Polsce w ostatnich latach w poziomie otwartości na mniejszości seksualne czy etniczne.

Ci bardziej letni (można by rzec: taktyczni) wyborcy Trzaskowskiego powiedzą wam też o potrzebie istnienia realnej siły zdolnej do kontrolowania PiS-u. Zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuację, w której partia Kaczyńskiego nadal ma większościowy rząd i wciąż najwyższe notowania w sondażach. A ostatni „niepisowski” organ w konstytucyjnej strukturze władz, czyli Adam Bodnar w roli rzecznika praw obywatelskich, kończy kadencję we wrześniu. A przecież – powiedzą wam – nie jest dobrze, gdy cała władza polityczna spoczywa w rękach jednej partii. I nie ma jej kto kontrolować. Dlatego właśnie Trzaskowski.  

***

I jak? Zaszkodziło? Pewnie nie. Wydaje się mniej niż bardzo mało prawdopodobne, że ktokolwiek pod wpływem wysłuchania racji „tamtej strony” porzuci własne przekonania. To niemożliwe. I chyba niepotrzebne. Ćwiczenie ma inny cel. Jest po to, by… przygotować się na niedzielną porażkę. Ktoś przecież te wybory wygra. Co oznacza, że ci drudzy będą przegrani. A przegrać też trzeba umieć. Dla spoistości wspólnoty, jaką jest państwo, naród i społeczeństwo, taka umiejętność przeżycia porażki ma znaczenie egzystencjalne. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej