Gdy Siłaczka kozy kuje

Karolina Kępczyk, dyrektor Europejskiego Centrum Bajki w Pacanowie: Minister pokazał radnym butelkę coca-coli. Powiedział im, że Koziołek Matołek to marka tak samo mocna, ale zupełnie niewykorzystana. Słuchali, ale nie wierzyli.

04.07.2016

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

JAKUB CIEĆKIEWICZ: A więc Pacanów naprawdę istnieje? 


KAROLINA KĘPCZYK: Wiele osób uważa, że istnieje tylko w bajce. Doświadczyłam tego parę razy. Przed dwoma laty, nocą, pod Poznaniem, zatrzymał mnie patrol policji. „Dokąd pani jedzie?”. „Do Pacanowa”. „Żarty pani sobie stroi?”. Policjanci zobaczyli na tylnym siedzeniu dużą maskotkę Koziołka Matołka, spojrzeli po sobie i zbadali mnie alkomatem…

Tymczasem są aż dwa Pacanowy.

Jeden na Śląsku, drugi w Świętokrzyskiem. Ten z bajki leży przy drodze królewskiej Sandomierz–Kraków.

I przez lata był symbolem prowincji.

Smutnej prowincji. Podobno jakiś nieszczęśliwy mieszkaniec Pacanowa wypłakiwał się Kornelowi Makuszyńskiemu w warszawskiej kawiarni, że u nich tylko żałość i bieda. I taka była geneza bajki o Koziołku Matołku.

Miejscowi nie byli dumni ze swojej wioski.

To były peryferie Królestwa. Prawdziwa pustynia kulturalna. Do dziś trudno znaleźć we wsi ślady dawnych obrzędów czy obyczajów integrujących społeczność.

Podobno kobiety ciężarne ze wstydu rodziły w innych miejscowościach.

Przemeldowywały się, wyjeżdżały, żeby dziecko nie miało wpisu, miejsce urodzenia: Pacanów. Słowo „pacan” budzi skojarzenia negatywne.

Miejscowy znawca historii, nauczyciel WF-u w szkole podstawowej – Jarosław Banasik – opowiadał w wywiadzie prasowym, że Pacanów, jeszcze z lat 80., był „dziurą zabitą dechami, gdzie diabeł mówi dobranoc”. 

To zawsze była kraina rolnicza, królestwo ziemniaków i cebuli, a od niedawna także jabłek i brzoskwiń. We czwartki organizowano jarmarki i handlowano końmi. Za komuny ludziom się trochę poprawiło, bo powstały zakłady przemysłowe: Spółdzielnia Kółek Rolniczych i Unitra-Telpod, które w latach 90. upadły. Potem fala emigracji popłynęła do Ameryki i na zachód Europy. Dla pacanowian, którzy na co dzień borykali się z trudnościami, Matołek Makuszyńskiego był jak szyderstwo w krainie pecha. Kiedy do wsi przyjeżdżali dziennikarze, zawsze proszono, żeby pisali o średniowiecznej bazylice św. Marcina, figurze św. Floriana, strażach pożarnych, byle nie o Koziołku.

Czy bezrobocie nadal jest tu wysokie?

W powiecie 7,2 procent. W gminie 220 osób na 9 tys. mieszkańców. Opieka społeczna ma wielu klientów.

A Kozy jeszcze kują? 

(Śmiech) Jak wiadomo, „kóz się nie podkuwa wcale, za to Kozy są kowale”. I w Pacanowie były stare kuźnie. Chciałam je ochronić, przekształcić w miejsca turystyczne, gdzie odbywałyby się warsztaty, pogadanki, gdzie wykuwałoby się podkówki i dukaty, ale miejscowi tego nie kupili. W jednych kuźniach porobiono garaże, a w innych komórki. Nie chcieli zarabiać na tradycji. Szkoda.

Tymczasem wieś jest chyba skazana na turystykę? Wspomniała Pani o bazylice. Czytałem, że Lech Wałęsa wymodlił w niej prezydenturę, niewidomi odzyskiwali wzrok, a radziecki żołnierz, który zamachnął się na figurę Jezusa, został sparaliżowany!

Tak, świątynia pochodzi z XIII w. (teraz jest w stylu eklektycznym, bo była wielokrotnie przebudowywana), z cudownym wizerunkiem Jezusa Konającego słynącym łaskami. Jest mocnym punktem wsi. Rozwija się ruch pielgrzymkowy, organizowane są odpusty. A radzieccy żołnierze, którzy chcieli po wojnie zniszczyć kościół, zostali podobno porażeni światłem.

Czy jako dyrektorka krainy baśni konkuruje Pani z tą krainą cudów?

Europejskie Centrum Bajki nie konkuruje z bazyliką, chociaż stanowimy pierwszy wybór turystów. Oczywiście, informujemy o wszystkich atrakcjach w okolicy, a ta jest największa. Turystyka może rozruszać okolicę. W pobliżu są dwa kurorty: Busko i Solec Zdrój, jest pałac Popielów w Kurozwękach i biblioteka księcia Radziwiłła w Sichowie.

Ale w Pacanowie – poza Europejskim Centrum Bajki – nie ma nic: hotelu, parkingu, brakuje stoisk z pamiątkami – żyjecie jakby na dwóch planetach. ECB sobie, gmina sobie.

Budujemy relacje.

Czy to prawda, że zaczęło się od happeningu ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego?

W marcu 2003 r., kiedy odbywała się akcja „Cała Polska czyta dzieciom”, z okazji 70. rocznicy urodzin Koziołka Matołka minister przyjechał do Pacanowa. Wszedł do starego, zniszczonego urzędu gminy (dawnego spichlerza gospodarczego Radziwiłłów) i przemawiając do radnych, pokazał butelkę coca-coli. Mówił, że Koziołek Matołek to marka tak mocna, jak coca-cola, ale zupełnie niewykorzystana. Przedstawiał wizję gminy, do której masowo przybywają turyści, która się bogaci i rozwija. Opowiadał ludziom jak o różowych słoniach – słuchali, ale nie wierzyli.

Przypomina mi się książka Ilfa i Pietrowa, której bohater – Wielki Kombinator – przekonuje władze, że wieś Wasiuki będzie światową stolicą szachów i zostanie nazwana Moskwą, a Moskwa zostanie zdegradowana do rangi Wasiuków… 

A jednak. Współpracownicy ministra zorganizowali pierwszy Festiwal Kultury i Sztuki Dziecięcej. Do 9-tysięcznej gminy przyjechało 40 tysięcy gości. Ministrowie kultury innych krajów, gwiazdy TV, aktorzy, telewizyjna Dwójka dawała co dwadziescia minut wejścia z Pacanowa, to był naprawdę wielki show. Z zielonych balonów wyczarowano pola kapusty. Dąbrowski jeździł po okolicy karetą, którą pożyczył od Poczty Polskiej. W kulminacyjnym punkcie festiwalu wszedł na skrzynkę po pomidorach i ogłosił Pacanów Europejską Stolicą Bajki.
Miejscowi szli za nim jak zaczarowani. Zrobili elektrykę na stadionie, postawili płoty, „malowali trawę na zielono”. Chcieli się pokazać – i się pokazali. Pierwsze trzy festiwale były prawdziwym zrywem narodowym. Ludzie dawali ciągniki, żeby wozić dekoracje, robili ogniska dla wolontariuszy, przyjmowali gości na nocleg, był niesamowity ruch…

I…

Festiwal miał pobudzić ich do działania, wciągnąć, zainteresować. Pierwszą edycję zrobiła Warszawa, żeby pokazać, jak to się w ogóle robi…

Ale kiedy Warszawa pozyskała 30 mln zł na Europejskie Centrum Bajki, samorządowcy przeznaczyli dla tej „złotej kury” najgorsze grunty. Bagna leżące daleko od szosy. Samo palowanie ziemi kosztowało 5 milionów złotych…

Minister Dąbrowski zrobił aż za dużo. Zafundował gminie prezent z norweskiego grantu. Podjął ryzyko, bo takie prezenty nie zawsze procentują. Ale miał dobre i szczere intencje.
A samorządowcy wyszli z założenia, że skoro będą pieniądze, to można dać cokolwiek, bo nikt inny nie poradzi sobie z bagnistym terenem. Dlatego lokalizacja polskiej stolicy bajek jest kiepska. Nie ma parkingu i możliwości jego budowy, na zewnątrz brakuje toalet…

A zwykli ludzie? Rzucili się do was drzwiami i oknami? Jesteście przecież największym pracodawcą. 

Pojawiła się fala kobiet do sprzątania. Myśmy potrzebowali animatorów, przewodników, pedagogów, one szukały pracy fizycznej. Jednak z czasem znalazłyśmy parę fajnych dziewczyn, które skończyły studia i przylgnęły do swoich gospodarstw. Bardzo zamknęły się w sobie. Zaczęliśmy je otwierać.

Poczuła się Pani „siłaczką”?

Nie, menedżerką kultury.

Zjawiła się Pani w Pacanowie w roku 2010. Skąd? Z jakim doświadczeniem?

Skończyłam zarządzanie i komunikację na UJ, piszę doktorat z zarządzania kulturą. Prowadziłam fundację i galerię. Stanęłam do konkursu na dyrektora i wygrałam.

Przyjechała Pani jako desant z Krakowa. Jakie były pierwsze wrażenia?

Od początku byłam na celowniku. Mogę nie zamykać domu, samochodu, każdy i tak wie, kiedy wychodzę, przychodzę, o której godzinie, w którym sklepie, co kupuję, kiedy jeżdżę na rowerze, czy idę na basen. W Pacanowie wielu ludzi żyje życiem innych. Można się czasem udusić tą gęstością, ale wszystko się zmienia po przekroczeniu mysiej norki. Przez pierwszy rok było mi ciężko. Zauważyłam, że istnieją dwie równoległe gminy. Tradycyjna, ograniczona zabudową wsi, ze starymi stodołami, i druga: super nowoczesna, kosmiczna, europejska. Baśniowy obiekt już stał. Ogromny, wielofunkcyjny. Na powierzchni 1750 m kw., obok monumentalnej części ekspozycyjnej, działały biblioteka z czytelnią, sala kinowa, sala teatralna i warsztatowa, bawialnia, sklepik z pamiątkami, część administracyjna, ogród…

Co to jest część ekspozycyjna? 

Multimedialna wystawa, do której wjeżdża się pociągiem z baśniowego peronu. Dalej ciągnie się labirynt sal, odwołujących się do bajki i legendy, polskiej i europejskiej. Dzieci oprowadza animator w kostiumie fantastycznej postaci. Samo oprowadzanie oparte jest na fińskim modelu edukacji, wciągającym w historię. Przekazujemy mnóstwo wiedzy. Organizujemy 16 warsztatów tematycznych i 50 wydarzeń kulturalnych rocznie.

Więc Centrum już działało. Zobaczyła Pani to wszystko i…

…i pomyślałam: co jest? Pierwszy festiwal kultury dziecięcej odbył się w 2003 r., projekt unijny przeszedł w 2005, otwarcie wystawy nastąpiło 24 lutego 2010 r. – magiczny pociąg odjechał, a Pacanów nadal stoi na peronie.

Karolina Kępczyk / Fot. Grażyna Makara



No właśnie, co się stało? Mówiła Pani, że był zryw narodowy. 

Ludzie się poderwali, a potem emocje ostygły. Przyjęli, że minister im coś dał, bo miał taki kaprys. Więc niech daje dalej. Czegoś zabrakło. Debaty społecznej? Przedsiębiorczości? Może myśmy zawalili? Turyści przyjeżdżają do Pacanowa i nie mają na co wydawać pieniędzy. Owszem, są dwie restauracje i trzy agroturystyki. Ale ja potrzebuję miejsc noclegowych na trzy autokary. Nie mogę przyjąć zielonych szkół, nie mam gdzie położyć dzieci. Na Festiwal Kultury Dziecięcej w czerwcu przyjeżdża obecnie 18-25 tys. gości, na spotkania rodzinne w sierpniu 5 tys., na majówkę – 7 tys. 180 tys. rocznie. Można by na tym nieźle zarobić i inwestować w rozwój miasteczka.

Władze gminy tego nie dostrzegły? 

Żyją sprawami bieżącymi. Dotacja na ECB, 300 tys. zł rocznie, to dla nich ważny wydatek.

Może lepiej było zrobić Centrum Bajki w Warszawie?

Cieszę się, że jest w Pacanowie, ale widzę ograniczenia.

Centrum zarabia?

Otrzymuje dotacje od marszałka (1,2 mln) i wójta (300 tys.), która wystarcza na opłacenie mediów i część wynagrodzeń. Zysk z biletów, wydawnictw i pamiątek to 1,5-1,8 mln zł rocznie. Dodatkowo korzystamy z grantów, mecenatu, sponsorów. Dzięki temu stać nas na wydarzenia, festiwale i nowe inwestycje.

A jak postrzegają Was zwykli ludzie, sąsiedzi? Oswajają się, korzystają, współpracują?

Wszystkie dzieci odwiedziły Centrum Bajki, w szkołach odbyły się specjalne lekcje, w których brałam udział. Oddaliśmy na potrzeby ludzi scenę i sale warsztatowe, działamy też jak lokalny dom kultury. Organizujemy zajęcia plastyczne, muzyczne, prowadzimy wiejski teatr… Pomogliśmy przekształcić Koła Gospodyń Wiejskich w stowarzyszenia, które korzystają z naszego budynku i zabiegają o granty, ostatnio wsparły nas przy WOŚP. Działamy!

Wchodząc do Centrum, widziałem grupę emerytów przy komputerach.

To Fundacja Wspólnota Wielopokoleniowa. Uczą się internetu, oglądają filmy w naszym kinie, a potem dyskutują. Inni przychodzą z instruktorem na tańce.

Dzieci przyprowadzają do Centrum rodziców?

Tak. Fajny obrazek. Dziecko przyprowadza mamę. Czytają sobie bajki w naszej bibliotece. Super.

Więc coś jednak ruszyło.

Tak, bezsprzecznie.

Jak się Pani w tym świecie odnalazła? Mieszkanka Kielc, po studiach w Krakowie, młoda, atrakcyjna, na tradycyjnej wsi, w dodatku na kierowniczym stanowisku, z misją pozytywistyczną.

Próbuję zszywać oba światy nitką wzajemnych potrzeb. Prowadzę mnóstwo rozmów o problemach Pacanowa, staram się pomagać w sprawach administracyjnych, czasem czuję się jak wydział kultury, edukacji, sportu, turystyki i spraw społecznych. Pisma z urzędu gminy przysyłają do mnie, podejmuję gości zagranicznych… ale dbam też, żeby zaangażowanie było wzajemne. Nie można za wiele dać za darmo. To przynosi złe skutki. Nic nie wnosi.

Czy Koziołek Matołek, patron Europejskiego Centrum Bajki, przemawia jeszcze do wyobraźni dzieci? Czy w dobie internetu i playstation nie jest po prostu anachroniczny?

Sama się zastanawiałam. Dlatego w 2010 r., we współpracy z Uniwersytetem Jana Kochanowskiego w Kielcach, Szkołą Główną Handlową i Biblioteką w Oświęcimiu powołałam Instytut Bajki. Przeprowadziliśmy badania na dużej grupie dzieci. Większość z nich zna i lubi bajkę Makuszyńskiego, jest to w końcu lektura dla II klasy. Połowa, oglądając wystawę, na wyrywki recytuje Koziołka, dla innych to jest „jakaś koza”. Sam tekst wydaje się aktualny, rysunki mniej. Są fajne, tylko że grafika bardzo się zmieniła. Walentynowicz ma konkurencję. Koziołka trzeba dziś odczytywać na nowo, bo dzieci mówią już innym językiem.

Przywykły do zagranicznych bohaterów i gier komputerowych. 

Wyobraźnią współczesnego dziecka coraz częściej władają Spiderman, Hello Kitty, Hannah Montana, Kraina Lodu… nie uciekniemy od popkultury. Ale my mamy misję. Dlatego, oprócz oprowadzenia dzieci po atrakcyjnych światach, wprowadzamy je w krainę baśni, wyjaśniamy wartości morału, głębsze sensy.

Czy rodzice czytają dzieciom bajki? Czy zostawiają sprawę szkole i animatorom Centrum?

Pół na pół.

Czy nazwa Centrum nie brzmi zbyt pompatycznie?

Nie. Mamy partnerstwa z wieloma krajami – Norwegią, Belgią, Ukrainą, Czechami, Holandią, organizacjami z Islandii. Wspólnie przygotowujemy festiwale i warsztaty. Promowaliśmy województwo świętokrzyskie i postać Matołka w Brukseli, Oslo... Bruksela bardzo dobrze rozpoznaje Koziołka, więc robiliśmy warsztaty, zajęcia – było świetnie. Lekarze poprosili o malowanki z Koziołkiem do dziecięcych poczekalni w przychodniach i gabinetach.

Fot. Grażyna Makara



Słyszałem, że teraz buduje Pani park kulturowy. Przyszłość Centrum to polski Disneyland?

Buduję park edukacyjny. Będą tam ścieżki tematyczne, multimedia, zoo, kawiarenka, hotel, mały parking. Kupiliśmy dwuhektarową działkę, niestety, znowu podmokłą, leżącą na nieużytkach. Trudno.
Na razie zorganizowaliśmy konkurs architektoniczny i złożyliśmy wniosek o dofinansowanie na 5 mln euro. Mam nadzieję, że prace rozpoczną się jesienią. To będzie nowa przestrzeń edukacyjna – a nie Disneyland.

Przyjedzie więcej ludzi?

Już dziś połowa odchodzi od kas z kwitkiem. 200 tys. rocznie to maksimum. Park Bajki przyjmie 2 tys. gości dziennie.

Pacanów zarobi?

Jeśli zechce.

Na koniec, jak to w bajce, potrzebny jest morał. Czy żeby rozruszać gospodarczo prowincję, nie lepiej było zbudować przetwórnię? 

Jeśli chce się rozbudzić region, trzeba zacząć od edukacji i kultury. Od wiedzy. Zresztą w Pacanowie proponowano kiedyś utworzenie specjalnej strefy ekonomicznej, ale władze gminne pomysłu nie podjęły. Dla rozwoju rolnictwa wystarczyłoby scalić grunty, utworzyć grupy producentów, zarządzać nimi w sposób menedżerski.
Można iść także inną drogą: wykorzystać Centrum Bajki – postawić na turystykę, budować pensjonaty, stoiska handlowe, zrobić lokalną walutę, nazwać ulice postaciami z bajek, wykreować odjechane miasteczko. My sami nie udźwigniemy tych wyzwań. Inicjatywa pozostaje w rękach ludzi. Pacanów trzeba wymyślić od nowa. ©

We wsi Pacanów, na peryferiach województwa świętokrzyskiego, z inicjatywy ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego kosztem 30 mln zł wzniesiono instytucję kultury rangi światowej (otwartą w 2010 r.). Na wiejskich bagnach stanął supernowoczesny, multimedialny obiekt o powierzchni 1750 m kw., z rozległą przestrzenią ekspozycyjną, zaprojektowaną przez znanych scenografów, z biblioteką, czytelnią, salą kinową i teatrem. Wkrótce do Centrum zaczęli napływać turyści…

Fot. Grażyna Makara

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2016