Gdy politycy majstrują przy jedzeniu

Carbonara jest przykładem rzekomego „klasyka”, który nie ma nawet stu lat. Ja wolę amatricianę.

19.06.2023

Czyta się kilka minut

 / IVANODS / ADOBE STOCK
/ IVANODS / ADOBE STOCK

Siedemset osób z grubsza przebywało na kutrze zamienionym przez przemytników w pływający obóz śmierci w momencie, gdy tonął nieopodal wybrzeża Peloponezu. Wcale nie poza zasięgiem greckiej straży oraz unijnego Fronteksu. Na monitorach widać było prawie wszystko, może poza szczegółami twarzy ludzi patrzących z pokładu w stronę śmigłowca. Nie patrzeć w oczy, tak jest lepiej dla regulaminowego przebiegu służby, wtedy na pytanie „czemuście nie pomogli?” można odpowiedzieć: „nie wzywali nas”. Trudno, żeby przemytnik wołał, by go aresztować, trudno, żeby desperaci chcieli zostać wzięci do kraju, o którym wiadomo, że się nie patyczkuje z przybyszami. Zwłaszcza przed kolejnymi wyborami, które premier Mitsotakis ma nadzieję wygrać lepszym wynikiem niż poprzednie, także dzięki twardemu stanowisku wobec migracji.

Nie idźmy jednak w łatwe porównania z polską kampanią wyborczą, która już zaczyna wyglądać na turbopowtórkę ze znanych obrzydliwości. Podobieństwo retoryki przysłania różnice skali między nami a Południem. Polska, zdaniem swojego rządu, nie może dać sobie „narzucić” w ramach dziurawego skądinąd planu unijnej polityki migracyjnej dwóch tysięcy migrantów rocznie. A te dwa tysiące to Grecy i Włosi miewają nawet dziennie – zatem różne elementy już wcześniej niewydolnych systemów zaczynają się naprawdę zatykać, tworząc niewydumane sytuacje dyskomfortu czy nawet zagrożeń. Owszem, tamta część świata od tysiącleci przyzwyczajona jest do ustawicznej wędrówki ludów-skądś-tam, każda jednak, nawet największa gąbka, w pewnym momencie przestaje chłonąć.

Zwłaszcza gdy się ją dla własnej korzyści zacznie uciskać, aby pociekła z niej lepka ciecz mitów i strachów Tożsamości przez bardzo wielkie „T”. Owa Tożsamość to buty o dwa numery za duże, w których można sobie potupać, ale donikąd się nie dojdzie. Każda bowiem realna, a nie wyimaginowana wspólnota istnieje w wielu krzyżujących się małych tożsamościach, tradycja zaś (przez równie skromne, małe „t”) to kawałeczki przeszłości dogodnie dobrane tak, by dało się je połączyć z nowym. Szczególnie kiedy to nowe oznacza dobrobyt.

Dobrobyt, jak posiłek pożarty za szybko po całym dniu głodowania, odzywa się czkawką – Włosi po skoku rozwojowym przeżywali ją przez trzy ostatnie dekady. Silvio Berlusconi, o którym opowiadam kilkadziesiąt stron wcześniej, jako ostatni odwoływał się do radosnej konsumpcyjnej jazdy bez trzymanki. Jego następcy dobrali się do głów wyborców, majstrując przy dezorientacji i strachu: kto ty jesteś, Italianiec mały? Biały i katolik, to jasne. Wspólne państwo i język – z tym już gorzej w tamtych okolicach. Jeśli coś się nadaje na wspólnotowe spoiwo, to być może kuchnia, jedzenie, tradycje czasem podrasowane, a czasem wymyślone ad hoc. Przekłamana wspólnota stołu. W kraju, który przez pół wieku modernizacji zagubił sporą część pamięci o tym, co prawdziwa babcia gotowała (bób, groch i placek z mąki, mięso z rzadka, przy niedzieli), łatwo mamić fantastyczną nonną żywcem wyjętą z reklam – tyle że produktem nie są mrożone tortellini z mięsem, lecz partia i jej lider.

Obecna włoska premier tylko raz publicznie się pokazała, jak się uczy od nonny lepić pierożki. Ale jej poprzednik i pionier gastronacjonalizmu – Matteo Salvini – uczynił z „tradycyjnego” jedzenia główny wątek swojej obecności medialnej. Wpiszcie do Google’a frazę „Salvini mangia”. Czterysta tysięcy razy wielkie żarcie. Wciąga kluski, gryzie pizzę, wcina bułę z nutellą. W garniturze, w dresie, w plażowych gaciach. Wszystko dla obrony tożsamości, choć głównym składnikiem orzechowego smarowidła jest niezbyt swojski olej palmowy, a współczesna pizza przyjechała w połowie stulecia z Ameryki.

Jesteśmy w Polsce uderzająco do nich podobni, jeśli chodzi o ścieżkę szybkiego wzbogacenia, tyle że jakieś pół wieku spóźnieni. Na razie fraza „Ziobro schabowy” daje sto tysięcy wyników, ale część z nich to skutek tego, że jeden z jego przybocznych sędziów nosi nazwisko Schab. „Ziobro flaki” – tu sporo wyników, ale głównie dlatego, że ludzie piszą, iż im się flaki na jego widok przewracają. Trzeba jeszcze poczekać – raczej więc nie dożyję czasów, gdy przyjdzie nam się wstydzić rzewnych tekstów o ziemniakach z koperkiem. ©℗

 

Carbonara, o której przypomniałem w zeszłym tygodniu, jest przykładem rzymskiego „klasyka”, który nie ma nawet stu lat. Jednak, jak to z nowinkami bywa, idealnie się wpasowała w pewną konstelację istotnie znanych wcześniej sosów, które mają wspólne składniki. Cacio e pepe – mamy ser pecorino i pieprz. Jeśli dodamy boczek – wyjdzie nam gricia. Jeśli do gricii dojdą żółtka, wyjdzie carbonara, a jeśli pomidory – amatriciana, faktycznie stare danie, moje ulubione z tej czwórcy. Ok. 100 g drobno pokrojonego boczku (lub guanciale, jeśli macie, ale któż ma?) podsmażamy na wolnym ogniu do chrupkości, dodajemy puszkę dobrych pomidorów bez skóry, dwie papryczki, kieliszek czerwonego wina. Długo dusimy, aż pomidory się rozpadną, a sos zgęstnieje. Władze miasteczka Amatrice ścigają medialnie szefów, którzy do sosu dodają cebuli lub czosnku. A ser? Jeśli Salvini nie patrzy, możemy zamiast pecorino użyć parmezanu. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Małe, skromne „t”