Gazowy oddech Putina

Rosyjsko-ukraińska "wojna gazowa" postawiła na ostrzu noża problemy zaopatrzenia Europy w surowce energetyczne.

13.01.2009

Czyta się kilka minut

Sposób prowadzenia rozmów z dobroduszną Unią Europejską przez Rosję - podpisywanie umów, które nazajutrz okazują się nieważne - przypomina "przymuszanie Gruzji do pokoju", gdy jednego dnia Moskwa zapewniała prezydenta Sarkozy’ego, że wycofuje wojska, a następnego oznajmiała, że została źle zrozumiana i że to druga strona nie dotrzymuje umów. Podobnie jest dzisiaj - w dniach gazowego sporu na linii Moskwa-Kijów-Bruksela. Zestawmy to, co widać gołym okiem.

Drugim ważnym dla rosyjskich surowców krajem tranzytowym jest Białoruś. Formalnie powodem zawieszenia przez Gazprom dostaw dla Ukrainy miał być brak kontraktu na 2009 r. i brak ustaleń względem ceny za rosyjski gaz i ceny za ukraiński tranzyt do Europy oraz niespłacony dług (Ukraina twierdzi, że go spłaciła). Tymczasem Białoruś też nie ma podpisanego na ten rok kontraktu na dostawy i tranzyt. Płacić nie ma czym, rozgląda się za kredytami (Rosja obiecała już kolejny).

To, że dziś gaz płynie rurociągiem jamalskim, nie jest gwarancją, że zawsze tak będzie. Gazowe porozumienia rosyjsko-białoruskie zależą od humorów przywódców (premier Putin tłumaczy, że Rosję z Białorusią łączą więzy Państwa Związkowego, ale na czym ten wirtualny byt polega, nie wiedzą chyba sami zainteresowani). Jeśli przywódcy się nie dogadają, to gaz pod byle pozorem może przestać płynąć. Europa już to przerabiała.

W splątanym gaju rur

Gra Rosji z Ukrainą i Europą jest złożona. Monopolista Gazprom walczy brutalnie o uzyskanie jak najkorzystniejszych cen. W warunkach kryzysu ceny gazu spadają tak jak ropy (są od nich zależne), Gazprom nie może się spodziewać tak wysokich wpływów ze sprzedaży jak w 2008 r. Brakuje mu też pieniędzy na inwestycje (np. bałtycki Nord Stream czy zagospodarowanie nowych złóż) albo wręcz brakuje gazu, by wywiązać się z kontraktów (do czego przyznaje się niechętnie).

Ekonomiści twierdzą, że jedne firmy kryzys rozkłada na łopatki, a innym dodaje wiatru w żagle. Wydaje się, że Gazprom wraz z politycznymi mocodawcami stara się wykorzystać niejasną sytuację na objętym kryzysem rynku surowcowym, by narzucić własne reguły i sposób kształtowania cen. Nie przestraszył się utraty reputacji wiarygodnego dostawcy i "zakręcił kurek" Europie w środku nielekkiej zimy. "Niskie ceny na gaz się skończyły" - mówił jeszcze jesienią Putin. Skoro więc zmarznięta Europa chce rosyjski gaz, niech płaci. Jeśli Ukraina chce gaz z Rosji, też niech płaci. Tyle, ile podyktuje dostawca.

Jednym z założeń operacji "przymuszania do gazu" było też pewnie skłonienie Brukseli do pokonania oporu tych, którzy sprzeciwiają się "bałtyckiej rurze", a może też pozyskanie brakujących pieniędzy na tę inwestycję od odbiorców. Putin wyciągnął z naftaliny ekskanclerza Schrödera, który teraz namawia do pozbycia się "ukraińskiego kłopotu" z tranzytem przez zbudowanie Nord Stream. Zaś remedium dla pozbawionych gazu Bałkanów miałby być rurociąg South Stream (na razie istniejący na kremlowskich mapach).

Parafrazując znane powiedzenie, każda rura ma dwa końce. Na jednym końcu są europejscy odbiorcy, na drugim - ten sam rosyjski niedźwiedź. Czy wyeliminowanie krajów tranzytowych zwiększy bezpieczeństwo energetyczne Europy? Przecież "kurek" nadal będzie w posiadaniu jednego dostawcy i od jego politycznej woli zależeć będzie decyzja o wstrzymaniu (lub nie) dostaw. Nowe rury pogłębią uzależnienie Europy od Rosji.

Ukraina na celowniku

Rosja jest brutalna. "Ukraina kradnie gaz", "Ukraina okrada Europę": codziennie piszą rosyjskie media. Miedwiediew i Putin powtarzają, że władze Ukrainy są nieodpowiedzialne, dając sygnał, że nie mają w Kijowie partnerów (kolejna analogia z wojną na Kaukazie, gdy Kreml powtarzał, że nie będzie rozmawiać z Micheilem Saakaszwilim). Putin, premier kraju zajmującego jedno z czołowych miejsc na liście najbardziej skorumpowanych państw świata, zarzuca ukraińskim władzom, że są przeżarte korupcją.

Próby dyskredytacji skłóconych ze sobą prezydenta Juszczenki i premier Tymoszenko to też gra Moskwy - o jak najkorzystniejsze dla niej ukształtowanie ukraińskiej polityki przed wyborami prezydenckimi w 2010 r. Osłabienie dwojga "pomarańczowych" kandydatów, opowiadających się za zbliżeniem z Zachodem, może zwiększyć szanse polityka, z którym Moskwa będzie chciała się dogadać. Czy to skuteczna metoda? Ostatnia próba włączenia się Rosji do ukraińskich gier wyborczych zakończyła się dla niej znaczącą utratą wpływów na Ukrainie. Wtedy jednak nie było głębokiego kryzysu, Ukraina nie mówiła o wstąpieniu do NATO i UE oraz o wyproszeniu z Krymu rosyjskiej floty.

Niespełnionym marzeniem rosyjskich "gazowników" jest od lat przejęcie kontroli nad ukraińskimi magistralami gazowymi. Ukraina broni ich jak niepodległości. Teraz wiele wskazuje, że zabiegi Rosji (wciąganie do gry Europy) mają doprowadzić do powstania konsorcjum rosyjsko-ukraińsko-europejskiego. Co pozwoli Gazpromowi na przejęcie przynajmniej częściowej kontroli nad ukraińskim systemem rurociągów.

Ukraina jest zdeterminowana: nie ustępuje pod naciskiem Moskwy, broni się przed zarzutami o kradzież gazu. Unijni obserwatorzy mają stwierdzić, jaki jest stan faktyczny. Czy uda im się rozsupłać ten węzeł, gdy rosyjski gaz znów popłynie do europejskich odbiorców? Trudno powiedzieć.

hhh

Następca Sarkozy’ego w roli "prezydenta" Unii, Mirek Topolanek, wyjeżdżał z Moskwy po rozmowach z Putinem przeświadczony, że podpisana umowa umożliwi europejsko-rosyjsko-ukraińską inspekcję. Dzień później premier Tymoszenko zaakceptowała protokół o kontroli tranzytu gazu, ale dołączyła załącznik, mający świadczyć o uczciwości Ukrainy. Kilka godzin później Miedwiediew dokonał wolty: oznajmił, że Rosja wznowi tranzyt, jeśli spełnione będą dwa warunki: "Podpisany zostanie przez wszystkie strony dokument, który jest identyczny z dokumentem przygotowanym, uzgodnionym i podpisanym przez stronę rosyjską"; drugi warunek to "realna obecność obserwatorów w miejscach, gdzie będzie przeprowadzana kontrola - na ukraińskich granicach i w podziemnych zbiornikach". No i kiedy "Ukraina przestanie kraść".

A to tylko część dalszej rozgrywki: nawet jeśli tranzyt do Europy będzie wznowiony, do uregulowania jest sprawa dostaw dla samej Ukrainy. To może potrwać dłużej.

W czasie wojny kaukaskiej Sarkozy kursował między Moskwą i Tbilisi. Wydawało się, że jego plan pokojowy jest jasny dla wszystkich. Ale Rosja wyczytała z niego coś innego niż Paryż i Tbilisi. I postawiła na swoim. Czemu nie ma stosować tej metody dziś?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2009