Gałczyński po pół wieku

19.01.2003

Czyta się kilka minut

 Konstanty Ildefons Gałczyński: DZIEŁA WYBRANE I-III - kiedy w latach 60. chodziłem do szkoły podstawowej, zgrzebność zeszytów szkolnych ukryć miały specjalne papierowe okładki o rozmaitych wzorach. Jeden z wzorów przedstawiał wizerunki najwybitniejszych pisarzy polskich. Ich poczet rozpoczynał się od Reja, kończył zaś Tuwimem i Gałczyńskim. W szkolnym panteonie poetów XX wieku obaj zajmowali wtedy miejsce naczelne, wyprzedzając nawet rewolucyjnego Broniewskiego. Obaj byli też naprawdę popularni, a Gałczyński wnosił w szarzyznę peerelu element surrealnego humoru podszytego szaleństwem.

W grudniu tego roku minie pół wieku od śmierci najsławniejszego ze Skaman-drytów i najgłośniejszego spośród poetów następnej po „Skamandrze” generacji. W jakim stopniu ich dzieło pozostaje żywe dla czytelników? Jakie jest dzisiaj ich miejsce na mapie literatury polskiej minionego wieku?

Trudno odpowiedzieć, skoro wiarygodnej mapy jak dotąd nie mamy. Warunkiem jej sporządzenia jest znajomość dzieł. Tuwim doczekał się już edycji niemal krytycznej; wydano zarówno poezje włącznie z juweniliami, jak i poemat „Kwiaty polskie” w wersji pełnej i nieocenzurowanej. Gałczyński na pisma naprawdę zebrane wciąż czeka, bo pięciotomowe wydanie z II połowy lat 50., wznowione w zmienionej postaci w roku 1979, surowych wymagań edytorskich nie spełnia.

Na razie otrzymaliśmy trzytomowe „Dzieła wybrane”, w wyborze i opracowaniu córki poety Kiry Gałczyńskiej. Powtarzają one układ wcześniejszych wydań, z pominięciem przekładów. W tomie pierwszym znalazły się wiersze i poematy, w tomie drugim - próby teatralne, w tomie trzecim - proza. „W każdym z tomów -czytamy w nocie redakcyjnej - znalazły się utwory, których nie uwzględniła edycja z roku 1979. Jedne były wówczas niecenzuralne, inne odnaleziono później lub po prostu zostały, jako słabe, odłożone przez Natalię Gałczyńską do domowego archiwum z myślą o ich wykorzystaniu dopiero w wydaniu krytycznym.” Najwięcej nowości przynosi tom trzeci; znalazł się tu notatnik, prowadzony przez Gałczyńskiego od sierpnia do listopada 1941 roku w niemieckiej niewoli oraz listy z obozu Altengrabow do żony.

Przypomnijmy za umieszczonym w „Dziełach” kalendarium wojenne losy Gałczyńskiego. 24 sierpnia 1939 poeta otrzymuje kartę mobilizacyjną i trafia do Korpusu Ochrony Pogranicza, do jednostki na granicy wschodniej. 17 września dosta-je się do niewoli rosyjskiej i przewieziony zostaje do obozu w Kozielsku (tam powstał wiersz „Sen żołnierza”). W październiku wraz z innymi szeregowcami zostaje wymieniony na obywateli radzieckich, którzy pozostali po niemieckiej stronie Bugu, i rozpoczyna się jego sześcioletnia niewola niemiecka: najpierw obóz przejściowy w Muhlbergu, potem praca w majątku w Scheeren, Kreis Stendal, wreszcie stalag Altengrabow.

Zapiski, systematycznie prowadzone w podarowanym przez kolegę zeszycie, powstawały głównie podczas pobytu w Scheeren i w pierwszych tygodniach po przeniesieniu do obozu. Służyły znalezieniu duchowej równowagi, pomagały oswoić obcy i nieprzyjazny świat, „zakorzenić się w nim i zorganizować”, czasem zaś -zebrać siły, gdy trzeba było czemuś się przeciwstawić. Znajdziemy w nich świadectwo toczonej przez Gałczyńskiego walki o prawa uwięzionych Polaków i utrzymanie przez nich statusu jeńców wojennych. Są tu i ślady konfliktów ze współtowarzyszami - skrótowość notatek sprawia, że trudno czasem odtworzyć sytuację, do której się odnoszą, czujemy jednak duszny i pełen napięcia klimat, jaki musiał panować zarówno wśród więźniów, jak i w ich relacjach z nadzorcami.

Praca w majątku to doświadczenie wysiłku fizycznego, zapisane w „Notatniku” oszczędnie, ale dobitnie: „Wizje, które inni osiągają zbytecznie za pomocą haszyszu czy opium, można bardzo łatwo osiągnąć, trzymając głowę skrzywioną ciągle w jednym kierunku, nad splątanym zielskiem, przez pięć godzin bez przerwy, z gracą w ręku, na zmęczonych nogach, pod nienawistnym okiem nadzorcy, w słońcu wrześniowym, które koniec końców rozgrzesza wszystko”.

Poetę trawi głód lektury. Z książeczki do nabożeństwa przepisuje łacińskie modlitwy, medytuje nad ewangelicznymi cytatami, stara się wyłowić choćby okruch duchowej strawy z niemieckich gazet, czytając na przykład recenzje teatralne w... „Volkischer Beobachter”. Ćwiczy też znajomość innych języków: „Dżdżysty abisyński dzień na górze słomy odbieranej z maszyny z Włochem. Rozmowy o Napoleonie III, Nicei, Sabaudii, Cavourze, Garibaldim, Ponte dei Sospiri, Piombi, Dantem...”. „Ja kopię kartofle, a Nicola nosi i opowiada anegdoty w stylu Boccaccia. Rozumiem piąte przez dziesiąte, bo szwargoce w tej piekielnej mowie sycylijskiej...”.

Gałczyński toczy dyskusje religijne z francuskim franciszkaninem (odbywa nawet u niego spowiedź) - i z teologiem-Ormianinem, wedle którego „wszystkie kościoły zdradziły Pismo i są wyrazem Antychrysta”. Odnotowywana konsekwentnie w „Notatniku” praca wewnętrzna ma swój wymiar religijny, jednak religia czy liturgia są tu równocześnie kamykami w mozaice tradycji, która stanowi dla wyposzczonego jeńca upragniony duchowy horyzont, a ekstatycznie wręcz brzmiące apostrofy modlitewne do Matki Boskiej przeplatają się z wezwaniami do Wielkiej Bogini.

*

„Notatnik” był też rodzajem pisarskiego poligonu, powrotem do twórczości. Pierwszy zapis to trzy różne wersje tej samej sceny: narrator siedzi koło zniszczonej karety, plecami do opuszczonego kościoła. Inaczej opowiedziany, obrazek nabiera nowych sensów.

W innym miejscu czytamy: „Gdybym już miał zrobionych kilkanaście rozdziałów powieści o obozie, w rozdziale następnym musiałbym jeszcze dopisać (gdyby cała powieść działa się na przestrzeni tygodnia): Tego tygodnia wieczorami ciągle gasło światło i jakby nie dosyć było drutów, zaciskała się nam na gardłach garda ciemności”. Sądząc po „Notatniku”, można tylko żałować, że taka powieść nie powstała.

Nie powstała też nigdy planowana w niewoli sztuka o Orfeuszu. Rozmyślaniom o niej towarzyszą marzenia o wielkim, idealnym Dziele. „Z drugiej strony zdecydować się na Dzieło, czyż to nie znaczy zniszczyć sobie możliwości wegetacyjne dla może niewysokiej, ale barwnej i obfitej flory literackiej. Czy warto poświęcić prawie że bezkresne ogrody z kwiatami dla jednego, jedynego dębu?” Gałczyński po uwolnieniu nadal zajmował się uprawianiem „barwnej i obfitej flory”. Opublikowane teraz wojenne zapiski także do niej należą, choć do twórczości autora „Balu u Salomona” wnoszą ton nowy.

„Piłowanie drzewa na okrągłej pile. Zmurszała sosna w słońcu wrześniowym pachnie jak wielkanocna babka. Nad głową korona dębu, szpic wieży kościelnej i malutki, malutki obłoczek.

Nagle wznoszę ramiona do góry, jakbym był w warszawskiej katedrze św. Jana; obłoczek przypomina dym z kadzielnicy, a dźwięk piły - ryk organów.”

I jeszcze jeden fragment - warto pamiętać, że powstał na dwanaście lat przed śmiercią autora:

„Zapach sitowia, kolor jarzębin, smak jeżyn. Żniwa. Ciężko. Drżą ręce.

A jednak chwilami, a w gruncie ciągle, jestem myślowo nadal w mojej pustelni anińskiej i mimo widły przyrastające do ramienia - rozplątuję ten cudowny świat jak ciemny łaciński czy grecki perios, gdzie zdania wikłają się jak girlandy lauru.

Cierpliwość jest tak potrzebną cnotą, że sumę korzyści płynących z opanowania tej cnoty po prostu nie sposób obliczyć.

Daj mi, Boże, cierpliwość, trochę zdrowia i dziesięć lat na moją pracę. Amen.” (Czytelnik, Warszawa 2002, s. 600+504+502. Wybór i opracowanie: Kira Gałczyńska. Jako wstęp posłużył esej Konstantego Jeleńskiego „Bluzka z błękitnych pereł”, ogłoszony po raz pierwszy w „Kulturze” w roku 1954. Opracowanie graficzne: Franciszek Maśluszczak. Jedno zastrzeżenie: czemu „Poemat dla zdrajcy” przypomniany został bez ostatniej części? Skrót wprawdzie zaznaczono, skoro jednak decydujemy się na przedruk kontrowersyjnego bądź co bądź utworu - lepiej przedrukować go w całości.) Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 3/2003