Forteca i faktoria

Przywódca maleńkiego Dżibuti nie musi się przejmować, czy sposób, w jaki sprawuje rządy i przedłuża panowanie, przypadnie do gustu Zachodowi, dyktatorowi demokratycznych mód. Choć ma niewielki obszar, Dżibuti jest dla Zachodu zbyt ważne, by wytykał jego przywódcy jakiekolwiek niedostatki.
w cyklu STRONA ŚWIATA

20.04.2021

Czyta się kilka minut

Zwolennicy prezydenta Dżibuti  Ismaial Omara Guelleha podczas jego ostatniego wiecu wyborczego na stadionie El-Hadj Hassan Gouled Aptidon w stolicy Dżibuti, 7 kwietnia 2021 r. / FOT. TONY KARUMBA/AFP/East News /
Zwolennicy prezydenta Dżibuti Ismaial Omara Guelleha podczas jego ostatniego wiecu wyborczego na stadionie El-Hadj Hassan Gouled Aptidon w stolicy Dżibuti, 7 kwietnia 2021 r. / FOT. TONY KARUMBA/AFP/East News /

Na początku kwietnia panujący od 1999 roku Ismail Omar Guelleh po raz piąty z rzędu wygrał prezydenckie wybory i przedłużył panowanie o kolejną pięciolatkę. Przekonał do siebie prawie wszystkich rodaków i zdobył 97,5 proc. głosów. Więcej uzyskał tylko w 2005 roku – wszystkie. Był wtedy jedynym kandydatem. W tym roku opozycja znów zbojkotowała elekcję, twierdząc, że jest ona jedynie maskaradą, urządzaną przez rządzących na użytek zachodnich dobrodziejów. W tym roku udało się jednak znaleźć prezydentowi jednego konkurenta. Do elekcji stanął pewien wyniku i oświadczył, że ludzie prezydenta paskudnie oszukiwali i że to oni zmuszają Guelleha do dalszych rządów, zamiast pozwolić mu przejść na emeryturę i cieszyć złotą jesienią życia. Władze oburzyły się na te słowa i solennie zapewniły, że wszystko odbyło się, jak trzeba, a dowodem, że wyborcy nie mieli zastrzeżeń, była ich zdaniem rekordowa, 82-procentowa frekwencja, jeszcze wyższa niż w poprzednich wyborach.

Gra pozorów

Opozycja bojkotuje wybory od 2011 roku, gdy do Dżibuti dotarła Arabska Wiosna, a odurzeni nią obywatele wyszli na ulice domagając się wolności i chleba. Wiece i antyrządowe pochody trwały ponad miesiąc, ale do żadnych zmian nie doprowadziły. Po rewolucyjnym lutym i połowie marca, w kwietniu władze przeprowadziły nowe wybory prezydenckie, które wygrał panujący władca, zdobywając ponad 80 proc. głosów.  

To była już trzecia elekcja Guelleha, choć konstytucja stanowiła, że prezydentowi przysługują tylko dwie. Przed wyborami Guelleh zadbał jednak, żeby konstytucję nieco podretuszować, skrócić prezydencką kadencję z sześciu do pięciu lat i po dwóch sześciolatkach liczyć pięciolatki od nowa.

Opozycja uznała, że wobec tak ustanowionych reguł nie ma w walce o władzę żadnych szans, a uczestnicząc w niej, ułatwia tylko prezydentowi grę pozorów.

Wolność i niepodległość

 „Zdobyliśmy niepodległość, ale wolności już nie” – pisał z goryczą przed tymi wyborami przywódca opozycji, pisarz Daher Ahmed Farah, wspominając 1977 rok i dzień, gdy ta była francuska kolonia nad Morzem Czerwonym zdobyła niepodległość i z Terytorium Afarów i Issów przerodziła się w Dżibuti. 

Na świecie trwała zimna wojna, a Róg Afryki był jednym z jej bitewnych pól. Doszło w nim właśnie do niezwykłej zmiany sojuszników. W Etiopii, regionalnym mocarstwie, młodzi oficerowie obalili cesarza Hajle Sellasjego, sprzymierzeńca Zachodu, więc komunistyczny Wschód, wspierający dotąd etiopską rywalkę, Somalię, porzucił ją bez żalu i stanął murem za nowymi władcami w Addis Abebie. Amerykanie, pozbawieni nagle wpływów w Etiopii, nie mając innego wyjścia, stanęli więc po stronie Somalii. 

Dżibuti, niedawna francuska kolonia, od pierwszych dni istnienia opowiedziało się za sojuszem z Zachodem. Francuzi, jak to mieli w zwyczaju, żegnając się z dawnymi koloniami pozostawiali w nich swoje wojenne bazy, a i Amerykanie byli zainteresowani nowym krajem, leżącym jak na strażnicy jednego z najważniejszych szlaków handlowych świata, biegnącym od Zatoki Adeńskiej, przez Morze Czerwone, Kanał Sueski do Morza Śródziemnego.

Zachód, występujący w tamtych czasach w roli nauczyciela i mistrza demokracji i obywatelskich swobód, w przypadku Dżibuti, a także wielu innych byłych kolonii, zwłaszcza w Afryce, uznał, że jednopartyjna dyktatura nie musi być jedynie komunistycznym podstępem, ale może okazać się najlepszym lekarstwem, by ocalić młode państwa przed narodowościowymi i religijnymi konfliktami. Prawie wszyscy mieszkańcy milionowego Dżibuti są muzułmanami sunnitami. Dwie trzecie ludności stanowią Issowie, a pozostałą trzecią cześć Afarowie. Wychodząc z tego założenia, żegnając się z Terytorium Afarów i Issów Francuzi władzę w nim przekazali Hassanowi Guledowi Aptidonowi, przedstawicielowi Issów i partii, której szefował.

W 1999 roku Aptidon ustąpił z urzędu, a na następcę wyznaczył krewniaka i szefa swojego wywiadu i służb bezpieczeństwa Ismaila Omara Guelleha, który właśnie przedłużył swoje panowanie o kolejnych pięć lat. Zgodnie z konstytucją ma to być jego ostatnia pięciolatka. Nieopacznie w konstytucji pozostawiono bowiem zapis, że o urząd prezydenta kraju nie mogą ubiegać się osoby, które mają więcej niż 75 lat. Za pięć lat panujący prezydent obchodzić będzie już 78. urodziny. Do tego czasu może jednak znów zmienić konstytucję i ogłosić, że prezydenckie kadencje liczą się od nowa.

Otwarte więzienie

Pod koniec zeszłego stulecia, rugowani z urzędów Afarowie podnieśli zbrojny bunt, ale Francja szybko przekonała walczących do zgody i przywróciła pokój i spokój. W porównaniu z większymi sąsiadami: Jemenem, Etiopią, Somalią i Sudanem, wstrząsanymi wojnami domowymi i secesjami (w ich skutek powstały dwa nowe państwa w Afryce – w 1993 roku Erytrea oderwała się od Etiopii, a w 2011 roku Południowy Sudan od Sudanu), Dżibuti rzeczywiście mogło uchodzić za oazę stabilizacji i spokoju. Secesja Erytrei jeszcze bardziej zwiększyła znaczenie Dżibuti, bo w jej skutek Etiopia straciła dostęp do morza, więc Dżibuti służy jej za jedyne okno na świat. Erytrejskie porty nie są dla niego żadną konkurencją, bo Erytrea wciąż kłóci z Etiopią, a jako niepodległe państwo izoluje się od reszty świata.

Poza solą, wydobywaną od stuleci przez Afarów z jeziora Assal, drugiego, najbardziej zasolonego jeziora na świecie, Dżibuti nie ma nic do sprzedania. Nie znaleziono tu żadnych cennych minerałów, a spalona słońcem i pozbawiona deszczów ziemia nieszczególnie nadaje się pod uprawę. Największym skarbem Dżibuti pozostaje jego położenie geograficzne i nawet przeciwnicy prezydenta Guelleha przyznają, że udało się je dobrze spieniężyć.

Port w Dżibuti i utworzona tam przez Chińczyków i szejków ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich wolna strefa handlowa zapewniają utrzymanie większości mieszkańców stolicy, do której przeniosła się właściwie cała ludność kraju. Drugim źródłem gotówki do państwowego skarbca są opłaty, jakie cudzoziemcy wnoszą za dzierżawę utrzymywanych tu baz wojennych. Poza Francuzami mającymi w Dżibuti największą w Afryce bazę morską i półtora tysiąca żołnierzy (służą w niej także żołnierze z Niemiec i Hiszpanii), placówki mają tu także Włosi, niegdysiejsi władcy kolonialni Erytrei, Etiopii i części Somalii oraz Amerykanie, w których bazie Lammonier, największej z baz USA w Afryce, stacjonuje ponad 4 tysiące żołnierzy. W 2013 roku własną bazę otworzyli tu także Chińczycy, główni inwestorzy, traktujący Dżibuti zarówno jak faktorię handlową, co fortecę, a nawet Japończycy.


CZYTAJ WIĘCEJ

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. CZYTAJ TUTAJ →


W porównaniu z sąsiadami z Rogu Afryki i całego afrykańskiego kontynentu mieszkańcy Dżibuti mogą uchodzić za zamożnych. Daher Ahmed Farah, będący jednocześnie jednym z przywódców opozycji, twierdzi jednak, że cały zarobek z portu i wojennych baz wpada do kieszeni „rodziny panującej”. „Mamy niby demokrację, ale rządzi nami dynastia” – narzeka pisarz w rozmowach z zagranicznymi dziennikarzami. Według niego, ale także według rachmistrzów z ONZ czy Transparency International, Dżibuti jest dyktaturą, nie znoszącą opozycji i nie uznającą wolności słowa ani obywatelskich swobód, kwitnie w nim korupcja. Statystyczny mieszkaniec kraju zarabia znacznie więcej niż którykolwiek z jego statystycznych sąsiadów. Ale to tylko statystyki – twierdzi opozycja i cudzoziemscy rewizorzy – bo prawie połowa mieszkańców klepie najgorszą biedę. Zwłaszcza młodzi, poniżej 35. roku życia, którzy stanowią trzy czwarte ludności i z których dwie trzecie nie ma pracy ani żadnej na nią widoków.

Bankierzy z Międzynarodowego Funduszu Walutowego chwalą natomiast Guelleha i twierdzą, że dzięki jego surowym, ale mądrym rządom i przedsiębiorczości gospodarka Dżibuti rozwija się jak mało która w Afryce. Epidemia COVID-19 spowolniła co prawda tempo rozwoju do 1 procenta, ale już w tym roku – według obliczeń i prognoz MFW – ma ono wzrosnąć pięciokrotnie, a w najbliższych latach zwiększyć się jeszcze do 7-9 proc. rocznie. 

„Jesteśmy jak otwarte więzienie, w którym porządku strzegą ambasady i bazy wojenne najpotężniejszych i najbogatszych krajów świata” – skarży się Daher Ahmed Farah, pisarz i dysydent.

Post scriptum: Czad

Krytyki Zachodu nie musiał obawiać się także dyktator Czadu Idriss Déby, który zdobył władzę wskutek wojskowego przewrotu w 1990 roku, a 11 kwietnia znów stanął do wyborów, będąc w nich stuprocentowym faworytem. Gwarancją życzliwości Zachodu byli dla Déby’ego jego żołnierze, uważani za wyjątkowo sprawnych i walecznych, ale także za najgorszych rabusiów i gwałcicieli (w kwietniu zostali oskarżeni o kolejne gwałty, tym razem w Nigrze). Déby posyłał ich na wszystkie okoliczne wojny, dbając o to, by wszędzie występować jako sojusznik, bez którego Zachód nie będzie sobie w stanie poradzić. Na jego rozkaz czadyjscy żołnierze z Francuzami, Amerykanami i Brytyjczykami tropią i zwalczają afrykańskich dżihadystów w Republice Środkowoafrykańskiej, Kamerunie, Nigerii, Nigrze, Mali i Burkina Faso. Wygraną w wyborach i dłuższe o pięć lat rządy odebrali mu jednak rebelianci, którzy w dzień elekcji najechali z sąsiedniej Libii. Radio w stołecznej Ndżamenie podało, że Déby pojechał na front, by osobiście dowodzić wojskami. Najazd został odparty, ale on sam został śmiertelnie ranny w jednej z potyczek. Władzę po nim przejął, przynajmniej tymczasowo, jego syn Mahamat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej