Federacja szwindlu

Sepp Blatter złożył dymisję z funkcji prezydenta FIFA, jednak przez 17 lat uchylał się od odpowiedzialności za skandale korupcyjne. Jak mu się to udawało?

01.06.2015

Czyta się kilka minut

Sepp Blatter po ponownym wyborze na prezydenta FIFA, Zurych, 29 maja 2015 r.  / Fot. Michael Buholzer / AFP / EAST NEWS
Sepp Blatter po ponownym wyborze na prezydenta FIFA, Zurych, 29 maja 2015 r. / Fot. Michael Buholzer / AFP / EAST NEWS

Można tę opowieść zacząć od środowego poranka w lobby pięciogwiazdkowego hotelu Baur au Lac, położonego nad brzegiem Jeziora Zuryskiego, gdzie ceny za nocleg zaczynają się od kilku tysięcy dolarów. Opisać marmurową posadzkę, czyszczoną właśnie na wysoki połysk przez sprzątaczy, i konsjerża, odbierającego telefon od gościa, który prosi o sprowadzenie lekarstw z pobliskiej apteki. Wytworzyć obraz luksusu niedostępnego zwykłym śmiertelnikom, a następnie skontrastować go z widokiem wyjątkowo niepasujących tu dwunastu mężczyzn w sportowym obuwiu, dżinsach, bluzach z kapturami, a w najlepszym razie – w kiepsko dopasowanych marynarkach. Pokazać, jak podchodzą do recepcji i prezentują dokumenty uprawniające ich do dociekań, pod jakimi numerami nocują ludzie, po których zostali przysłani.

Była szósta, niedługo później dyskretna obsługa hotelowa rozpościerała przed tylnym wyjściem z Baur au Lac białe prześcieradła, by osłonić przed dziennikarzami wyprowadzaną przez owych źle ubranych mężczyzn grupę prominentnych przedstawicieli FIFA – Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej, organizatorki mistrzostw świata w tej dyscyplinie sportu. Wśród zatrzymanych byli m.in. dwaj wiceprezydenci FIFA, a także zwierzchnik CONCACAF (kontynentalnej konfederacji piłkarskiej, obejmującej Amerykę Północną i Środkową oraz Karaiby), obecni w Zurychu w związku z rozpoczynającym się kongresem organizacji. Aresztowania – podobnie jak przeszukanie siedziby FIFA w celu zabezpieczenia dokumentów i danych elektronicznych – są wynikiem śledztwa prowadzonego od kilku lat w USA i wiążą się z wnioskami o ekstradycję do tego kraju. A siła zarzutów jest porównywalna z siłą, z jaką wykonuje rzuty wolne Cristiano Ronaldo.

Mistrzostwa świata w oszustwie

Jakie to zarzuty? Czternastu działaczy FIFA oraz przedstawicieli firm zajmujących się marketingiem sportowym amerykańska prokuratura generalna, FBI oraz ścigająca oszustwa podatkowe agencja IRS oskarżają o korupcję i oszustwa przy wyborach prezydenta FIFA w 2011 r., a także podczas wyboru gospodarza mundialu w 2010 r., oraz przy zawieraniu umów marketingowych między gospodarzem mistrzostw w 2014 r. a koncernem Nike. Wątpliwości budzi też (w osobnym śledztwie, prowadzonym przez szwajcarską prokuraturę) sposób wyłaniania organizatorów mundiali w 2018 i 2022 r.

„Oskarżeni wzbogacali się w nieuczciwy sposób i skorumpowali biznes światowego futbolu – mówiła na konferencji prasowej w Nowym Jorku prokurator generalna Loretta Lynch. – Szkodzili piłce, załatwiając własne interesy”. „To jest mistrzostwo świata w oszustwie i dajemy za nie FIFA czerwoną kartkę” – grzmiał Richard Weber z IRS, a znany nam skądinąd szef FBI James Comey dodawał, że łapówki związane ze Złotym Pucharem CONCACAF (odpowiednik naszych mistrzostw Europy) w 2015 r. wyniosły dwie trzecie oficjalnych kosztów organizacji całego turnieju. Kwoty haraczy, które mieli przyjąć oskarżeni, przekraczają 150 mln dolarów. Żeby RPA dostała prawo organizacji mundialu w 2010 r., na konta kilku zamieszanych w aferę byłych członków komitetu wykonawczego FIFA wpłynęło ponoć co najmniej 10 mln dolarów.

Ponurym paradoksem jest to, że zarzuty, jakie stawiają dziś śledczy z USA i Szwajcarii, nie są nowe. W 2010 r. w „Sunday Timesie” ukazała się seria publikacji o oszustwach w FIFA: w trakcie dziennikarskiego śledztwa podający się za amerykańskich lobbystów przedstawiciele angielskiej gazety próbowali kupić głosy z poparciem dla organizacji mundialu w ich kraju od działaczy z Nigerii i Tahiti; pierwszy zażądał pół, drugi półtora miliona funtów. Po ujawnieniu skandalu władze światowej piłki zdecydowały się poświęcić kilka głów, ale korupcyjna kultura ich organizacji pozostała bez zmian. W następnych miesiącach media były pełne informacji o luksusowych prezentach dla działaczy mających zdecydować o organizacji mistrzostw świata w Rosji (odbędą się w 2018 r.) albo o pieniądzach, które płynęły na konta szefów afrykańskich federacji podczas podejmowania decyzji o zorganizowaniu cztery lata później mistrzostw w Katarze (co zresztą przy panujących w tym kraju pięćdziesięciostopniowych upałach wciąż wydaje się niemożliwe).

Teoretycznie to decyzja o przyznaniu Katarowi mundialu powinna oznaczać koniec FIFA w obecnej postaci. Kiedy ją ogłoszono, nikt z przedstawicieli organizacji nie potrafił powiedzieć, jakie racje (oczywiście poza astronomicznymi kwotami, którymi dysponują władze emiratu...) za nią przemawiają i czy warto ryzykować zdrowiem zawodników, zmuszonych do gry w tak ekstremalnych warunkach. Światowe media były oburzone – nie po raz ostatni zresztą, bo wkrótce z Kataru zaczęły napływać informacje o śmiertelnych wypadkach robotników pracujących przy budowie stadionów. Ale FIFA pozostała obojętna. Jedyne, co miał do powiedzenia jej szef, to zdanie, że nikt nie wie, jak w chwili rozpoczęcia turnieju będą wyglądały warunki klimatyczne na świecie.

Jak podobna hucpa jest możliwa w czasach, gdy zarzuty nieporównanie słabsze doprowadzają do obalenia prezydentów i rządów albo dymisji prezesów wielkich spółek?

Puchar pełen pieniędzy

Szukając odpowiedzi, można tę opowieść zacząć w innym luksusowym hotelu, Meridien Montparnasse, gdzie na kongresie FIFA w 1998 r. prezydentem organizacji został Sepp Blatter. Albo cofnąć się jeszcze o ćwierć wieku, do 1974 r., kiedy na czele Federacji stanął João Havelange, który jako pierwszy zajął się nie tyle wręczaniem pucharu Jules’a Rimeta triumfatorom kolejnych mundiali, co wypełnianiem go pieniędzmi.

Kiedy Havelange obejmował rządy w FIFA, była to organizacja przywiązanych do fair play dżentelmenów, a jej budżet był więcej niż skromny. Teraz obraca się tu miliardami dolarów (przychody w budżecie 2011-14 wyniosły 5,7 mld, wydatki – 5,38 mld, rezerwy na kontach to, bagatela, półtora miliarda). Dodajmy, że miliardami nieopodatkowanymi, bo przecież FIFA uchodzi za organizację non-profit. „Nazywanie go szefem federacji sportowej zaczyna powoli brzmieć jak bluźnierstwo – mówi o obecnym prezydencie Thomas Kistner, autor książki „FIFA mafia”. – Czy nie jest czymś więcej: patronem światowej wspólnoty wyznaniowej, która swym zasięgiem pozostawiła daleko w tyle Kościół katolicki?”.

W zdaniu Kistnera znajdziemy część odpowiedzi na pytanie, skąd te pieniądze. Havelange, a potem Blatter zmonetyzowali sport, którym fascynuje się większość mieszkańców planety. Sposób, w jaki rozwinęli handel prawami do organizowania mistrzostw świata, do transmitowania mszy-meczów przez media czy do reklamowania się w ich trakcie, zawstydziłby nawet sprzedający odpusty Watykan czasów przedreformacyjnych. Produkt oferowany przez FIFA jest bowiem, może od czasu odpustów właśnie, produktem najbardziej pożądanym, a przez to znakomitym nośnikiem reklamy. W najbliższym cyklu mundialowym za prawa marketingowe sponsorzy zapłacą 2,3 mld dolarów, na prawa do transmisji zaś telewizje wyłożą 2,7 mld – robiąc to rzecz jasna w przekonaniu, że ich inwestycje okażą się opłacalne.

Nic dziwnego, że o dostęp do mundialowego tortu trwa bezwzględna rywalizacja, a rozstrzygający o jej wyniku oficjele z FIFA mają ogromną władzę. Władzę, z której od lat korzystają w specyficzny sposób: utworzona przez byłego szefa Adidasa Horsta Dasslera (on również zbudował potęgę swojej firmy dzięki współpracy z FIFA) do handlu prawami marketingowymi i telewizyjnymi firma ISL, by uzyskiwać od FIFA zielone światło na działalność przy kolejnych turniejach, przekazała sportowym dygnitarzom co najmniej 138 mln franków szwajcarskich łapówek. Wiadomo, że część z nich przyjmował bezpośrednio prezydent Havelange. Kwoty dotyczą lat 1989–2001, po 2001 r. ISL zbankrutowała, ale nawet ujawnienie tych liczb podczas postępowania upadłościowego nie zmieniło stosunków w FIFA. Inna sprawa, że na okładce „Spiegla” już w 1986 r. przedstawiono piłkarską reprezentację Niemiec w pudełku po butach i z hasłem „Mistrzostwa świata Adidas – kupiony sport”.

Przekręt się powtarza

79-letni dziś Sepp Blatter czuje się w tej rzeczywistości jak ryba w wodzie. Syn mechanika rowerowego, u progu kariery lokaj i recepcjonista hotelowy, później zajmujący się marketingiem zegarkowego potentata Longines, pracuje w organizacji od 1975 r., początkowo jako współpracownik Havelange’a i Dasslera. Kiedy we wspomnianym 1998 r. Szwajcar przejął władzę, jego triumfowi również towarzyszyły oskarżenia o korupcję. Za poparcie Blattera delegatom z Afryki wręczano koperty z pieniędzmi, a sponsorem przedsięwzięcia był wszechpotężny w następnych latach (aż do upadku z powodu oskarżeń – co za niespodzianka – korupcyjnych i konfliktu z dawnym protegowanym) szef Azjatyckiej Federacji Piłkarskiej Mohammed bin Hammam z... Kataru.

Narzędzia, przy pomocy których wodzono na pokuszenie, wiele się od tamtej pory nie zmieniły: luksusowe hotele, bilety lotnicze, zegarki, kolacje, diety i prostytutki dla działaczy, a dla ich krajowych federacji – obietnice hojnych dotacji z centrali (słynne fundusze na pomoc rozwojową), po zwycięstwie właściwego kandydata, rzecz jasna. Argumentem w kolejnych reelekcjach mogło być też zwiększenie liczby uczestników mundialu – tak, aby zadowolić tych, którzy do tej pory na uczestnictwo w turnieju byli sportowo za słabi (dłuższe mistrzostwa to zresztą również więcej meczów do transmitowania – większe zarobki dla sponsorów).

Przez następne lata Blatter szedł drogą Havelange’a, czyniąc z FIFA maszynę do zarabiania pieniędzy. To podstawowy problem tych, którzy marzą o oczyszczeniu przeżartej korupcją instytucji. Nie dość, że poziom piłki jest wysoki jak nigdy, nie dość, że gra w nią coraz więcej mieszkańców globu, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, to pod względem finansowym zarządzająca nią organizacja nigdy nie miała się tak dobrze.

Na funkcjonowanie FIFA łożą bowiem największe korporacje świata. Oficjalnymi partnerami ostatniego mundialu były Adidas, Coca-Cola, Hyundai/Kia Motors, Emirates, Sony i Visa, wśród sponsorów zaś znaleźli się Budweiser, Castrol, Continental, Johnson & Johnson i McDonald’s. Utrzymywana przez takich potentatów organizacja czyni ze swoich działaczy wyjętych spod oceny świata zewnętrznego, opływających w luksusy magnatów.

A że są oni często cynicznymi oszustami, za których pięknymi słowami o rozwoju sportu uczącego tolerancji, równości i pokoju idą czyny – jak widać z zuryskich aresztowań – przestępcze? Zmiana tej sytuacji nie była dotąd w niczyim interesie. Nawet rządy krajów organizujących kolejne mundiale, licząc na własne korzyści, akceptowały żądania pozbawiające je de facto części suwerenności. Tzw. gwarancja numer pięć zmuszała je np. do wydania specjalnych ułatwień dewizowych dla klanu FIFA; od Brytyjczyków działacze światowej federacji oczekiwali uchylenia ustawy o przeciwdziałaniu praniu brudnych pieniędzy.

O tym, że to FIFA sprzedaje bilety na mecze albo że na stadionie i w okolicach możecie wypić jedynie napój oficjalnego sponsora, nie ma już co wspominać. Podobnie jak o tym, że organizacja kontroluje stroje i gadżety prezentowane w mediach przez samych uczestników turnieju – żeby nie zawierały np. reklam firm konkurencyjnych wobec partnerów i sponsorów; zapomnijcie też o słuchaniu muzyki w słuchawkach innych niż marki Sony. W Niemczech w 2006 r. odbyła się nawet batalia sądowa, bo FIFA usiłowała zastrzec samą frazę „mistrzostwa świata w piłce nożnej”, na co sędziowie odpowiedzieli przytomnie, że to trochę tak, jakby chcieć kontrolować używanie słów „Boże Narodzenie”.

Ojciec chrzestny

Blattera, który od 1998 r. wygrywał wybory pięciokrotnie, nie ma na liście aresztowanych. Pewnie trudno się dziwić: z centrali FIFA wielokrotnie dochodziły informacje o jego obsesji na punkcie bezpieczeństwa, zakazu korzystania z prywatnych telefonów (czy oznacza to, że oficjalne linie są podsłuchiwane?), regularnego czyszczenia archiwów i zatrudniania specjalistycznych firm kontrwywiadowczych, których szefowie rekrutowali się np. spośród dawnych funkcjonariuszy Interpolu. Zajmujący się Federacją dziennikarze często sięgają po metaforykę mafijną, żeby opisać sieć uzależnień i powiązań, pozostających w całkowitej niezależności od świata zewnętrznego. Nawet kiedy przeciwko „ojcu chrzestnemu” występowali ludzie takiej rangi jak sekretarz generalny Michel Zen-Ruffinen (w 2002 r. pokazujący w obszernym raporcie skalę panujących w FIFA nieprawidłowości), członkowie „rodziny” stawali po stronie Blattera, pozbywając się „zdrajców”.

Zorganizowany dwa dni po aresztowaniach kongres, na którym Blatter znów wygrał wybory na prezydenta, pogłębił wrażenie alternatywnej rzeczywistości. Przysłuchując się wystąpieniom i oglądając prezentacje na temat dobroczynnego wpływu organizacji nie tylko na świat piłki, ale wręcz funkcjonowanie całej ludzkości, nie sposób było domyślić się, że FIFA znalazła się w kryzysie. Przemawiający na rozpoczęcie obrad prezydent po raz kolejny zrzucił z siebie odpowiedzialność za skandale, mówiąc, że nie jest w stanie kontrolować wszystkich, skoro światowa rodzina piłkarska liczy – jeśli wziąć pod uwagę nie tylko piłkarzy, trenerów i działaczy, ale także ich krewnych i znajomych – półtora miliarda mieszkańców globu. Nie był to jedyny humorystyczny akcent wystąpienia, w którym Sepp Blatter próbował przedstawić się wręcz jako lider walki z korupcją – a potem, właściwie aż do wystąpienia jego jedynego rywala do elekcji, księcia Alego bin al-Husseina z Jordanii, temat zniknął z agendy.

W obecnych doniesieniach nazwisko Blattera jako przyjmującego łapówki się nie pojawia (sceptyk mógłby w tym miejscu powiedzieć, że i tak otacza go bizantyjski przepych, w podróżach po świecie korzysta wyłącznie z apartamentów prezydenckich, zarabia kilka milionów dolarów rocznie, a do tego otrzymuje gigantyczne diety), ale jego odpowiedzialność za funkcjonowanie FIFA jest przecież oczywista. Przez lata miał w zasadzie zupełną dowolność w wydawaniu pieniędzy organizacji, a o sposobie ich księgowania wiele mówi cytowana w książce Kistnera porada rewidentów nadzorujących rachunki: „Zalecamy, by w miarę możliwości płatności były kierowane do rzeczywistych beneficjentów”.

Nie ma mocnych

„Nie da się dokładnie oszacować strat związanych z nepotyzmem, niegospodarnością i oszustwami – pisze Thomas Kistner, omawiając pierwszy pozew przeciwko Blatterowi, złożony do szwajcarskiego sądu przez jedenastu (sic!) członków komitetu wykonawczego FIFA już w 2002 r. – Ale właściwie po co próbować? Dopóki ten sklep samoobsługowy nie traci więcej niż miliardy, które automatycznie napływają do niego z powrotem dzięki monopolowi na piłkarskie mistrzostwa świata, nie ma na niego mocnych”.

Stąd się bierze mój sceptycyzm w sprawie szans na oczyszczenie tej stajni Augiasza. Puste miejsca po aresztowanych działaczach błyskawicznie się zapełnią, tak jak przy poprzednich aferach. Gromkie oświadczenia niektórych sponsorów, „wyrażających zaniepokojenie” rozwojem wydarzeń, zostaną zapomniane tak samo jak wojna między Visą i MasterCardem z 2006 r., kiedy to jeden z gigantów wbrew obowiązującej wciąż umowie, za to w porozumieniu z działaczami piłkarskiej centrali, usiłował wypchnąć drugiego z pozycji strategicznego partnera FIFA. Na podobnej zasadzie można przyjąć, że w razie fochów Coca-Coli jej rolę chętnie przejmie Pepsi, Adidasa – Nike itd. Politycy, którzy tak chętnie fotografują się na mundialowych trybunach, również wydają się za słabi. Sami działacze FIFA? Fakt, że w piątkowym głosowaniu niemal dwie trzecie z nich poparło Blattera, oznacza, że obecna sytuacja w zupełności im odpowiada. Towarzysze Breżniew i Gomułka, mając za sobą poparcie Komitetu Centralnego, również nie przejmowali się krytyką zza „żelaznej kurtyny”.

Może należałoby w związku z tym zakończyć tę opowieść o tej samej porze, co rozpoczynające ją wydarzenia w Zurychu, przenosząc się do nieco tylko mniej luksusowego hotelu Saujana w Kuala Lumpur. Kiedy z Baur au Lac wyprowadzano aresztowanych działaczy FIFA, w stolicy Malezji po zakończeniu wyczerpującego sezonu angielskiej ekstraklasy piłkarze londyńskiego Tottenhamu szykowali się do rozegrania meczu pokazowego z lokalną drużyną. Wartości sportowej nie przedstawiało to żadnej, z przygotowaniami do kolejnych rozgrywek w Anglii nie miało nic wspólnego, wiązało się za to z dużym ryzykiem kontuzji zawodników, zmuszonych do gry w innym klimacie i po długiej podróży. Powód, dla którego takie sytuacje mają miejsce, był w gruncie rzeczy ten sam, co w przypadku kryzysu w FIFA: w piłce nożnej najważniejsze są pieniądze, oczekiwania sponsorów i szanse na podbicie rynków dotąd niewyeksploatowanych. A żeby jeszcze raz obejrzeć w akcji ukochaną drużynę, przytłaczająca większość kibiców pogodzi się z każdym szwindlem. Zróbcie zresztą eksperyment myślowy: czy w imię oczyszczenia FIFA z korupcji zgodzilibyście się na zbojkotowanie przez Polskę eliminacji do kolejnych mistrzostw świata?

Z przypominającej bunkier siedziby FIFA w Zurichbergu Sepp Blatter rządzi nie tylko tą organizacją. Jego potęga jest efektem naszej słabości. Zbyt kochamy futbol, by serio mu zaszkodzić. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2015