Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Polen, so cool" (Polska jest spoko) - takim nowoczesnym, młodzieżowo pobrzmiewającym tytułem nobliwy tygodnik "Die Zeit" opatrzył niedawno artykuł o Polsce. Jego autor, polski dziennikarz mieszkający w Berlinie, opisuje w nim - nieco może eufemistycznie, a na pewno zbyt euforycznie - jakim to krajem mlekiem i miodem płynącym jest dziś Polska, jak świetnie radzi sobie gospodarczo. Także polski prezydent, przebywając niedawno w Berlinie, opowiadał o polskiej drodze do modernizacji jako o źródle nowej pewności siebie Polaków. Pozytywne wieści zza Odry - wypada się tylko cieszyć.
A jednak, niech wolno będzie postawić pytanie: czy Polska w istocie jest "spoko"? Być może zabrzmi to jak łyżka dziegciu, wpychana do tej beczułki z miodem i mlekiem, ale... Trudno nie zadać takiego pytania, gdy jest się berlińczykiem, któremu przyszło właśnie odbyć niewielki spacer po historycznym centrum miasta, od placu Paryskiego i Bramy Brandenburskiej dalej, słynną aleją Pod Lipami (Unter den Linden). Tutaj znów bije serce metropolii, tędy co roku, zwłaszcza latem, maszerują miliony turystów ze wszelkich możliwych zakątków świata. Tutaj także prezentują się najważniejsze kraje świata, ze swymi nowymi albo starymi ambasadami.
Zaraz obok Bramy Brandenburskiej ambasadę, zupełnie nową, postawili Amerykanie; nieco dalej, i bardziej z boku, nowym budynkiem chwalą się Francuzi; za rogiem, na Wilhelmstrasse, stoi nowoczesna ambasada brytyjska. A kilka kroków za nią, w alei Pod Lipami, niemal w sąsiedztwie słynnego hotelu Adlon, pyszni się pompatyczny i pretensjonalny zarazem gmach ambasady rosyjskiej, pamiętający jeszcze czasy Stalina.
Po drugiej stronie alei, naprzeciw Rosjan, fasadę budynku pokrywa (czy może raczej ukrywa?) gigantyczny baner z entuzjastyczno-optymistycznym przesłaniem: kolorowe strzałki z biało-czerwoną chorągiewką, oficjalne logo polskiej prezydencji w Unii. A za banerem - ruina budowlana, czyli gmach ambasady Rzeczypospolitej Polskiej.
Już od prawie 15 lat, od kiedy niemiecki rząd i parlament, a wraz z nimi wszystkie przedstawicielstwa dyplomatyczne przeniosły się z bońskiego prowizorium na powrót do Berlina, budynek dawnej ambasady PRL w NRD, położony w najbardziej prominentnym miejscu Berlina - po prostu niszczeje, na oczach wszystkich. Zamiast go zburzyć i postawić na jego miejscu coś nowego (jak uczynili po sąsiedzku Węgrzy), Polska postanowiła ukryć swoją ambasadę daleko, na willowym przedmieściu, w budynku dawnej misji wojskowej PRL w dawnym Berlinie Zachodnim. Dodajmy, że w budynku o wiele za małym jak na potrzeby ważnego sąsiada Niemiec.
Za to w centrum miasta państwo polskie, rzekomo tak dobrze prosperujące, reprezentowane jest przez ośmieszającą je ruinę - dodatkowo schowaną za plakatem mającym propagować przewodnictwo w Europie. Trudno o bardziej tragikomiczne połączenie.
Ale przecież - jest spoko. "Polen, so cool". A może: "Polen, so poor"?
Przeł. Wojciech Pięciak