Eksmisja z Europy

Słowaccy burmistrzowie powołali organizację, która pomaga w likwidacji romskich osiedli. W krajach regionu już nawet Romowie zastanawiają się, czy nie lepiej żyć osobno.

13.05.2013

Czyta się kilka minut

Letanovce – dwutysięczna wieś na Spiszu, niedaleko Popradu. Kościół, szkoła, klub piłkarski, dwa festyny ludowe w roku. Wieś, jakich setki w środkowej Słowacji; dzięki wygodnej, szerokiej drodze mijana szybko podczas jazdy do ciekawszych miejsc.

Ale z szosy nie widać wszystkiego. Dwa kilometry dalej, za polami kwitnącego w maju na żółto rzepaku, są „Letanovce 2”: tuziny baraków i lepianek na glinianej ziemi, oddzielonych szkieletami samochodów i zepsutym sprzętem domowym, z czymś w rodzaju wewnętrznego dziedzińca, po którym od świtu do zmierzchu ganiają dzieciaki. Jeśli są uczniami, to w szkole specjalnej. Ta najbliższa bije krajowy rekord: 100 proc. jej słuchaczy to właśnie Romowie.

W 2004 r. w 787 satelickich osadach romskich na Słowacji żyło 147 tys. odseparowanych od reszty społeczeństwa ludzi. Dziś może ich być jeszcze więcej; choć ostatni spis powszechny ustalił liczbę Romów w kraju na 106 tys., organizacje pozarządowe uważają, że jest ich nawet czterokrotnie więcej. Prawie połowie – z powodu ubóstwa, braku edukacji i tragicznych warunków życiowych – grozi społeczne wykluczenie.

NIE TYLKO KOMUNIZM

Na Słowacji i Węgrzech nie brak głosów, że osady takie jak ta w Letanovcach (gdzie jedna trzecia mieszkańców nie ma dostępu do bieżącej wody) odstraszają turystów i inwestorów. Wschodnie regiony obu krajów to i tak miejsca o najwyższych w Unii Europejskiej wskaźnikach wyludnienia.

– Produkt krajowy brutto ważony parytetem siły nabywczej jest we wschodnich Węgrzech o jedną trzecią niższy niż w stolicy. Mówiąc prościej: o tyle trudniejsze jest tam codzienne życie – mówi „Tygodnikowi” Timor Béres z budapeszteńskiej fundacji „Autónomia”, która od 20 lat zajmuje się wyrównywaniem szans m.in. Romów, którzy żyją w ubóstwie. – Są ich tysiące. Żyjący tam rolnicy są dotowani przez Unię, lecz Romom zaszkodził nie tylko komunizm, ale i pierwsze lata wolności i niczym nieskrępowanego kapitalizmu.

„Autónomia” prowadzi m.in. kursy spółdzielczości i small businessu, ale Béres przyznaje, że nawet taka aktywizacja Romów nie rozwiązuje problemu, bo, prędzej czy później, romski biznesmen zetknie się z „węgierskimi” urzędami lub klientami, a wraz z nimi – z narosłymi od lat uprzedzeniami.

Na Słowacji dyskusja o tym, czy żyć razem, czy osobno, dotyczy już instytucji państwowych. Na 15 maja miejscowi Romowie planują demonstrację w Bratysławie. Żądają powołania specjalnej agencji pracy, która pomogłaby w aktywizacji romskich wspólnot na wschodzie kraju. Zdaniem Františka Tanko, szefa Partii Związku Romów (SRUS), który przed tygodniem spotkał się w tej sprawie z prezydentem Ivanem Gasparoviciem, Romowie mogliby pracować „choćby za minimalną stawkę krajową”. Teraz jest im trudno: w niewielkich miasteczkach barierą jest nie tylko brak wykształcenia, ale i opór nieromskich pracodawców.

A MURY STOJĄ

Czasem, jak w Letanovcach, murem odgradzającym ludzi są pola i łąki. Czasem – prawdziwe mury.

Gdy latem 1999 r. w Uściu nad Łabą zbudowano dwumetrowej wysokości ogrodzenie oddzielające domy romskie od zamieszkanych przez etnicznych Czechów, świat zareagował szybko. Mur zburzono. Ale podobne do niego stoją i dziś w mniej eksponowanych miejscach Europy Środkowej. Na przykład w Baia Mare (północna Rumunia), gdzie z lokalnych podatków wzniesiono mur otaczający trzy bloki zamieszkane przez Romów, a innych członków tej grupy etnicznej przeniesiono do... dawnej fabryki chemikaliów.

Nie lepiej wygląda sytuacja na Węgrzech, gdzie skrajnie prawicowe bojówki już od siedmiu lat organizują antyromskie demonstracje. Wiosną 2011 r. „patrole” nacjonalistów wkroczyły do wsi Gyöngyöspata, gdzie przez kilka dni, przy biernej postawie policji, wznosząc głośne okrzyki, z pomocą broni i psów obronnych, uniemożliwiały Romom normalne życie. Nienawistne demonstracje urządzano też przed rokiem w Miszkolcu.

Antyromskie obelgi regularnie publikują wysokonakładowe gazety. W styczniu tego roku Zsolt Bayer, dziennikarz i jeden z twórców współrządzącego Węgrami od 2010 r. roku Fideszu, na łamach prawicowej „Magyar Hírlap” określił Romów mianem „zwierząt”, które „nie zasługują na to, by żyć jak istoty ludzkie, gdyż załatwiają swoje potrzeby tam, gdzie chcą”. „Wielu Romów jest zabójcami, których należy natychmiast wyeliminować” – dodał, a od jego słów nie odciął się ani premier Viktor Orbán (który 5 maja podczas sesji Światowego Kongresu Żydów w Budapeszcie ostro potępił antysemityzm), ani nawet minister odpowiedzialny za sytuację Romów.

TAM SĄ CYGANIE

W 2011 r. 402 słowackich burmistrzów i wójtów utworzyło ruch „Zobuďme sa!” („Przebudźmy się!”), który zapewnia samorządom pomoc prawną w organizowaniu akcji wyburzania romskich osiedli. Jego lider Ivan Černaj, b. wójt wsi Žiar nad Hronom, zasłynął z eksmisji dokonywanych nawet w środku zimy. „Nieważne, kiedy się to robi; oni [Romowie] mogliby co chwila wynajdywać jakieś preteksty” – mówił dziennikarzom. Akcje wysiedlania Romów, choć prowadzone zgodnie z prawem (romskie osiedla istnieją na gminnych lub państwowych parcelach), kończą się z reguły przepychankami z policją i niszczeniem prywatnej własności.

Niecały miesiąc temu kilkadziesiąt romskich domów zburzono na polecenie władz Belgradu. „Praxis”, serbska organizacja pozarządowa walcząca z dyskryminacją i nietolerancją, alarmuje, że mieszkańcom nie zapewniono zastępczych mieszkań ani odszkodowań za zniszczone rzeczy. Niektórych wyrzucono po raz drugi: przed rokiem ponad tysiąc Romów musiało opuścić ogromne osiedle przy torach kolejowych w zachodnim Belgradzie. Podobne eksmisje nasilają się w całej Europie Środkowej: w październiku z przedmieść Koszyc wyrzucono 156 Romów.

Im dalej na wschód, tym gorzej: w 2012 r. „nieznani sprawcy” spalili romskie osiedle w Kijowie, a w zakarpackim Użhorodzie milicja użyła pałek i gazu łzawiącego do rozpędzenia mieszkańców miejscowego romskiego osiedla.

***

Przez romską osadę w Letanovcach prowadzi szlak do nieodległego przełomu rzeki Hornád w górach Słowackiego Raju. Na granicy lasu i rzepakowych pól, w pierwszym miejscu, gdzie dochodzi cień, odpoczywający turyści – Słowacy, Polacy i Niemcy – ostrzegają idących naprzeciw: „Uważajcie, tam są Cyganie”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2013