Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Widok z okna. Jako dziecko spędzałem w oknie długie godziny. Telewizja zaczynała się o szesnastej, a i wtedy nie bardzo było co oglądać. Więc oglądałem na wielkim ekranie okna przygody mojego świata. Akcja na ogół biegła wolno, monotonnie. Ludzie przesuwali się po wydeptanych ścieżkach tam i z powrotem, omijając chodniki, które wytyczono zupełnie bezmyślnie. W tle co jakiś czas przejeżdżał pociąg lub tramwaj. Pociąg wiózł czasem samochody i wtedy liczyłem, ile jest czerwonych, ile żółtych i tak dalej. Im bliżej lat osiemdziesiątych, tym kolory były mniej zróżnicowane. Dzieci grzebały w ziemi, a potem w piaskownicy, dopóki obok nie stanęły jakieś huśtawki. Wybetonowano nawet brodzik, ale nigdy nie napełniono go wodą. Zdarzało się, że na połamanej ławce zasypiał mężczyzna zmęczony bezczynnością lub alkoholem. Mały Karol Wojtyła widział z okna swojego pokoju zegar z napisem: "Czas ucieka, wieczność czeka". Ja widziałem to samo, tyle że nie zapisane słowami.
Najzabawniej było, kiedy pośrodku łąki, która rozciągała się przed naszymi oknami, zrobiono wykop pod nowy blok. Wykop był szeroki, wysypany piaskiem, można było wewnątrz grać w piłkę. Nie można było jednak się zeń wydostać bez pomocy kolegów. Zdarzało się, że wieczorem, kiedy rozbiegaliśmy się do domów, w dole zostawał jeden lub dwóch nieszczęśników, którzy z płaczem wzywali pomocy.
Raz jeden z mojego okna na piątym piętrze zobaczyłem coś, czego nie chciałbym widzieć. W sąsiedniej klatce mieszkała moja koleżanka Ewa. Ewa była fajna, często wracaliśmy razem ze szkoły, tłukąc się workami i opowiadając głupoty. Mieszkała tylko z matką. Miała ładne mieszkanie, na ścianie w pokoju gościnnym namalowany był widok Krakowa z szesnastego wieku, obwiedziony gipsową ramą. Kiedy skończyliśmy podstawówkę, nasze drogi się rozeszły. W którymś momencie Ewa urodziła syna. Męża nie miała. Widywaliśmy się rzadko, wymienialiśmy zawstydzone "cześć", "cześć", nie patrząc sobie w oczy.
Któregoś razu, kiedy siedziałem w swoim pokoju, usłyszałem za oknem potężny furkot, jakby ktoś zrzucił z dachu kawałek papy. A potem krzyki. Otworzyłem okno. W dole leżała Ewa. Ciało jej było nienaturalnie wykręcone, na szczęście włosy przykryły zmasakrowaną twarz. Mówiono potem, że znowu zaszła w ciążę. Po chwili przybiegł ksiądz, wezwany przez sąsiadów. Co może zrobić ksiądz nad roztrzaskanym ciałem? Moja mama powiedziała, żebyśmy się pomodlili.
Nie byłem już wtedy dzieckiem.
Teraz na jednym z balkonów naprzeciwko opala się młoda kobieta. Ma na rękach roczną córeczkę. Wchodzi babcia. Bierze dziewczynkę, sadza na stołeczku i karmi jogurtem. Przeciąg porusza uchylonymi drzwiami.