Dziewczyny z klatek

W tej dzielnicy Bombaju, azjatyckiego centrum seksbiznesu, większość prostytutek ma po kilkanaście lat. Prędzej czy później umrą na ulicy, bo szpitale nie przyjmą "ulicznych dziewczyn" z HIV.

   Czyta się kilka minut

Falkland Road, centrum prostytucji w Bombaju. Grudzień 2008 r. /fot. Andrzej Meller /
Falkland Road, centrum prostytucji w Bombaju. Grudzień 2008 r. /fot. Andrzej Meller /

W restauracji Heaven, na końcu owianej złą sławą alei Falkland Road w Bombaju, był tłok jak co dzień. Menedżer - stary, brodaty muzułmanin z pofarbowaną pomarańczową henną brodą - przyjmował rachunki i co chwilę pstrykał na ścianie przyciskami, aby uruchomić wiatrak nad dopiero co zajętym stolikiem.

Zapłaciłem za krewetki w sosie chilli i wyszedłem na zewnątrz. Od razu zaczepił mnie młody chłopak: - You wanna f..., sir?

***

Falkland Road to niewielka ulica w Bombaju, niedaleko od centrum. Jest ciągiem starych, drewnianych, walących się budynków, liczących po trzy, czasem cztery piętra. Parter zajmują podobne do klatek nory. Na niektórych zaciągnięte są kraty.

Przy wejściach stoją dziewczyny. Ponad nimi, na balkonach, inne prostytutki poprawiają fryzury, przeglądają się w lustrach, suszą wyprane, krzykliwie kolorowe ubrania. I nawołują klientów. Między domami publicznymi są przychodnie wenerologiczne. W poczekalniach siedzą prostytutki i ich klienci.

A poza tym, ulica przypomina dziesiątki innych biednych ulic Bombaju. Od rana do nocy panuje niesłychany zgiełk: jezdnię przemierzają tysiące taksówek marki ambasador, motocykle i dwupiętrowe autobusy. Tragarze pchają worki z mąką na długich taczkach. Policjanci "patrolują" dzielnicę tak, żeby widzieć i słyszeć jak najmniej. Mieszkańcy wychodzą ze skórzanymi bukłakami, by napełnić je pitną wodą z cystern stojących na ulicy.

Pośrodku Falkland Road stoi rząd srebrnych karoc, które można wypożyczać - na wesele, na przejażdżkę po mieście. Wylegują się na nich woźnice i sutenerzy. Pod kinami, obok krzykliwego plakatu z wydekoltowaną pięknością i celującym w nią z pistoletu bandytą o szalonych oczach, zawsze ustawiają się kolejki mężczyzn w oczekiwaniu na nowy seans bollywoodzkiego hitu.

Słowem, dzień jak co dzień.

***

Wiek kobiet, które pracują na ulicy, waha się od 11 do 65 lat. Większość prostytutek ma zaledwie po kilkanaście lat. Przeważają Hinduski z prowincji, ale jest też wiele dziewczyn z Nepalu i Bangladeszu.

- W latach 90. spotykano tu nawet pięcio- czy siedmiolatki - mówi Vinay Vasta, prezes pozarządowej organizacji "Social Activities Integration". Organizacja pomaga prostytutkom skończyć z zawodem, uczy je o korzyściach płynących z używania prezerwatyw, stara się wysyłać ich dzieci do szkół i otacza je opieką socjalną.

Vasta mówi, że to dzięki naciskom organizacji broniących praw człowieka właściciele domów publicznych skończyli z procederem "wystawiania" dzieci na ulicę lub zeszli do zupełnego podziemia. Ale, przyznaje, sukces był tylko pozorny. Nadal są bogaci klienci, w większości z krajów arabskich, którzy szukają młodziutkich dziewic i są w stanie zapłacić za spędzenie z nimi nocy duże pieniądze. Wierzą, że stosunek z dziewicą leczy z ciężkich chorób wenerycznych, takich jak syfilis, czy nawet z HIV.

W Bombaju urządzane są specjalne targi dziewic - rzecz jasna, nielegalne. Koszt: 1500--2000 dolarów na własność.

To wyjątki, bo zwykle dziewczyna, którą kupuje właściciel burdelu, kosztuje 200 dolarów. A za seks z klientem dostaje od 25 do 200 rupii (czyli od dwóch do 12 złotych). Te pieniądze starczają jej jedynie na alkohol i narkotyki - bo większość z nich jest uzależniona. A przecież muszą też zabezpieczyć swoje dzieci, bo większość jest matkami, a ojców oczywiście nie ma.

***

Kiedy Vinay Vasta zaczynał tu pracę w 2002 r., 50 proc. dziewczyn było zakażonych wirusem HIV. Ich klienci wracali potem do domów, współżyli ze swoimi żonami i choroba rozprzestrzeniała się błyskawicznie. Dziś "tylko" mniej więcej jedna czwarta tutejszych sex workers ma HIV. - Robimy, co możemy, ale dziewczyny, w większości pochodzące z zupełnej prowincji, ciężko przekonać do naszych dobrych intencji - mówi Vasta. - Boją się, że jak się u nas zarejestrują, to dowie się o ich pracy rodzina. Bo ta jest przekonana, że są kelnerkami w restauracjach czy sprzątaczkami w hotelach.

Według raportu ONZ z 2006 r., Indie stały się światowym centrum AIDS. Zarażonych wirusem HIV w 2006 r. było prawie sześć milionów ludzi. Indie prześcignęły tym samym RPA, gdzie zarażonych było 5,5 mln.

- Większość dziewczyn zakażonych HIV umiera na ulicy. Szpitale nie trzymają prostytutek u siebie dłużej niż kilka dni - powiedział mi doktor Rahul Dabri, także pracownik "Social Activities Integration", którego poznałem na Falkland Road, gdy wraz z innymi pracownikami organizacji przez mikrofon nawoływał dziewczyny do używania prezerwatyw.

***

Klienci: pryszczaci, może 13-letni, a także starcy. Jedni przystojni, inni odpychający. Przeciętny klient z Falkland Road należy do niższej klasy średniej. W Indiach to ważne rozróżnienie.

- Każda grupa społeczna ma swoje "pracownice" świadczące usługi seksualne - mówi Vasta. - Biedacy mają dziewczyny za 100 rupii, a gwiazdy Bollywoodu dzwonią po ekskluzywne call girls do pięciogwiazdkowych hoteli. Tu, na Falkland Road, raczej nie ma Europejczyków, zdarzają się Arabowie, uważani za najlepszych klientów. Mają pieniądze i czasami biorą dziewczynę nawet na tydzień.

Dziewczyny z Falkland Road robią wszystko, by zachęcić klientów. Ciągną za ubranie, łapią za przyrodzenie, wykonują wulgarne gesty. Czasem podnoszą sukienkę.

- Albo się ze mną p..., albo spadaj - powiedziała 15-letnia Asha, gdy zapytałem, czy mogę jej zrobić zdjęcie. Kiedy dzień wcześniej spytałem, czy ma kogoś, kogo kocha, odpowiedziała, że "nie kocha nikogo, ma serce z kamienia, za to mężczyźni mnie kochają", i że "na pewno w życiu nie miałem tak wspaniałej kochanki jak ona".

Na widok aparatu dziewczyny reagowały agresją. Zostałem uderzony bambusowym kijem w krocze, gdy spod podwozia ciężarówki usiłowałem sfotografować jedną z nich. Dziewczyna gestem dała do zrozumienia, że czeka mnie poderżnięcie gardła: - My big boss will kill you! You’re dead, mister!

***

Nadzma pochodzi ze wsi pod Kalkutą. Opowiada, że miała 20 lat, gdy uciekła od męża, który pił, katował ją i nie przynosił do domu pieniędzy. Miała ośmioro rodzeństwa, ale trójka chłopców zmarła z głodu. Ona głodowała nawet po ślubie.

Gdy już zdecydowała się na ucieczkę, chciała znaleźć jakąkolwiek pracę. Na dworcu w Bombaju, gdzie koczowała od paru dni, podszedł mężczyzna i zaoferował posadę w hotelu. Z radością się zgodziła. Nieznajomy wywiózł ją do budynku obok starych doków nad kanałem wpadającym do Morza Arabskiego i tam wraz z innymi mężczyznami wielokrotnie zgwałcił.

Był rok 1989. Potem przez 12 lat pracowała w kolejnych burdelach, sprzedawana z rąk do rąk przez handlarzy "żywym towarem". Była niewolnicą - gwałconą, torturowaną. Kiedy nie chciała pracować, przywiązywano ją do łóżka, wlewano do gardła whiskey i wsadzano w waginę ostre papryczki.

Ale jej historia różni się od tysięcy podobnych, bo ma happy end: zakochał się w niej jeden z kilku tysięcy klientów, z którymi spała. - Przystojny jak bollywoodzki amant Radżu - śmieje się Nadzma. Z początku mu nie ufała. Nie wierzyła, że można pokochać prostytutkę. Ale kiedy po wielu miesiącach zaproponował jej małżeństwo, kiedy upewniła się, że to, jak mówi, porządny i opiekuńczy mężczyzna - zgodziła się. Urodziła Radżowi dwójkę chłopców (jeden zmarł na gruźlicę). Dziś pracuje w "Social Activities Integration", pomaga innym kobietom.

***

- Dziewczyny są porywane, najczęściej z prymitywnych społeczności plemiennych - tłumaczy doktor Rahul Dabri. - Często są oszukiwane w taki sposób, że mężczyźni oferują im ożenek, podając się za biznesmenów. Potem wywożą je daleko od rodziny i sprzedają. 90 procent z nich nigdy nie wróci do normalnego życia. Ich synowie będą sutenerami, a córki skończą jako ulicznice. W naszej organizacji na dwa tysiące zarejestrowanych kobiet, które zgłosiły się po pomoc, mamy tylko dwa przypadki dzieci prostytutek, które ukończyły wyższą uczelnię. No, ale działamy dopiero od sześciu lat, my friend.

- Bez wsparcia z zagranicy nie zrobilibyśmy nic - mówi lekarz. - Nasz rząd ma ten problem gdzieś. Właściciele burdeli opłacają mafię, która płaci policji, a ta z kolei ma przykrywkę na najwyższych szczeblach władzy. To dzięki naszym politykom kręci się ten cały koszmarny biznes - tłumaczył mi lekarz, kiedy razem z prostytutkami jedliśmy lunch na tak zwanym pikniku edukacyjnym, zorganizowanym z okazji tygodnia walki z AIDS.

***

Szacuje się, że w Indiach "pracuje" około pół miliona nieletnich prostytutek. Liczbę wszystkich szacuje się na 10 mln.

Bombaj to jedno z centrów azjatyckiego seksbiznesu. Skoro każda dziewczyna obsługuje przez 365 dni w roku przeciętnie sześciu klientów dziennie, po dwa dolary za stosunek, tutejsza dzielnica "czerwonych latarni" przynosi mafii (i politykom) miliony dolarów.

- Tak, to najstarszy biznes świata - powiedział Vinay Vasta. - Tu, w Bombaju, nie zmieni się nic, możemy walczyć jedynie z AIDS. Korupcja sięga zbyt wysoko, my friend.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2008