Dziecko może latać

Andrzej Maleszka, reżyser filmowy i powieściopisarz: Rodzice powinni pilnować, by dziecko nie pochłaniało zbyt wielu filmów znieczulających wrażliwość. Bo jeśli wychowają nieczułego człowieka, to w pierwszej kolejności sami staną się jego ofiarą. Rozmawiał Dariusz Jaworski

12.01.2010

Czyta się kilka minut

Okładka książki Andrzeja Maleszki "Czerwone krzesło" z cyklu "Magiczne drzewo", wyd. Znak /
Okładka książki Andrzeja Maleszki "Czerwone krzesło" z cyklu "Magiczne drzewo", wyd. Znak /

Dariusz Jaworski: Czuję, że będą kłopoty...

Andrzej Maleszka: Dlaczego?

Podobno potrafi Pan zagadać każdego rozmówcę.

To zależy. Gdy ktoś pyta o pomysły, to bywam gadatliwy. Ale jeśli prosi, żebym wspominał albo narzekał, to już mniej.

Nie lubi Pan wspomnień?

Lubię. Mnóstwo fajnych rzeczy zdarzyło mi się w życiu. Ale jak wspomnienia nas przepełniają, to brakuje przestrzeni na nowe rzeczy. Przeszłość to taka bryła lodu, która nas otacza. Jeśli nadmiernie tkwimy w przeszłości, to niczego nie widzimy naprawdę. Tylko porównujemy do tego, co kiedyś przeżyliśmy. To nam nie pozwala właściwie wykorzystywać naszego czasu. A czas, którego używamy, jest niezwykłą wartością. Chyba powinna istnieć ekologia czasu - taka nauka sprawdzająca, czy go nie marnotrawimy.

Sam Pan do tego doszedł czy przejął od tych, dla których Pan tworzy?

Tworzę dla dzieci. I tak jak one, mam poczucie, że działanie jest ciekawsze niż mówienie o nim. Lepiej jeść ciastko, niż gadać o już zjedzonym. Cudowną cechą dzieci jest to, że nie mają długiej przeszłości, że żyją w czasie teraźniejszym. Co to oznacza? Kiedy my, dorośli, na kogoś patrzymy, to nie widzimy tej osoby naprawdę. Dlaczego? Bo porównujemy ją do setek osób, które spotykaliśmy wcześniej.

Ludzie dorośli oczekują, że przeszłość będzie się powtarzać, że wszystko będzie ciągle takie samo. Dlatego często przeraża nas to, co nowe, zaskakujące. A dziecko nie ma wielu doświadczeń. Widzi więc świat wyraźniej. W swojej twórczości, próbuję odtworzyć dziecięcy sposób patrzenia. Tak jak one, staram się raczej myśleć o tym, co możliwe, a nie o tym, co już jest. To jest świeże i twórcze.

Ale Kuki, najmłodszy bohater "Magicznego drzewa", wciąż powtarza: "Czuję, że będą kłopoty" - czyli boi się przyszłości?

Bo mały Kuki naśladuje dorosłych. Jest jednak dzieckiem, więc choć mówi, że "będą kłopoty", to rusza do akcji. Bo w sumie jest optymistą. Zresztą, każde dziecko jest na swój sposób optymistą, nawet gdy znajdzie się w trudnej społecznie sytuacji. Dla zaspokojenia ciekawości jest gotowe na każde ryzyko. Ja też jestem typem, którego kłopoty mobilizują. Pod tym względem bliscy mi są Amerykanie, którzy posiadają zdolność tworzenia praktycznych rozwiązań. Ciekawe, że gdy Amerykanie robią ze mną wywiady, to na jedno pytanie o przeszłość przypada pięć pytań o plany na przyszłość. Tymczasem w Europie jest dokładnie odwrotnie.

I zabawne, że to dzieci mają największy problem z takimi wywiadami. Widziałem, jak grające w moim filmie inteligentne dzieciaki męczyły się z odpowiedzią na pytanie: "Powiedz, jaka scena w filmie była najtrudniejsza?".

Dlaczego?

Bo to, co minęło, dla nich się nie liczy. Dziecko nie rozumie, po co o tym rozmawiać. Woli mówić o tym, co będzie robić w przyszłości.

Dziecko może woli przyszłość, ale my, dorośli, wiemy, że przeszłość daje doświadczenie…

Doświadczenie jest niesamowicie ważne, ale musi dawać zdolność do działania w teraźniejszości. Proszę zobaczyć, jak zmienił się sposób uczenia. Kiedyś to, czego nauczyli nas w dzieciństwie, musiało wystarczyć na resztę życia. Dziś najważniejsza jest wiedza, jak zdobywać wiedzę. Żyjemy w sytuacji, kiedy nasze doświadczenie coraz rzadziej się powtarza.

Tylko że czasami wręcz marzymy o powtarzalności, która np. daje szansę na naprawę czegoś. Tak jak w filmie "Dzień świstaka"...

Uwielbiam ten film. Jego bohater wpada w pętlę czasu. Każdego dnia powtarza się to samo. Daje to bohaterowi tę przewagę, że wie, co za chwilę się zdarzy. Ale bohater jest nieszczęśliwy, bo niczego nie może zmienić. Nie może wyrwać się z rutyny. Ten film nieźle opowiada o naszych doznaniach: codziennie drepczemy po tej samej ścieżce. Każdy ranek zaczyna tę pętlę od nowa. I wszystko jakoś idzie, dopóki nie zapragniemy wyrwać się z pętli powtórzeń.

Dzieciom taka rutyna jest kompletnie obca, bo nienawidzą się nudzić. Każdy rodzic, który jechał z dziećmi pociągiem, to zna. Dzieciaki muszą siedzieć bez ruchu, nic się nie dzieje. Stają się nieznośne, bo czują się fizycznie źle. Dla dziecka nuda to obok strachu i samotności najgorsze doznanie.

Chyba że zasną...

I wymazują w ten sposób fragment czasu. Ludzie dorośli robią to świadomie: czytając gazety albo tępo patrząc w ciemne okno wagonu. Tyle że pokonując w ten sposób przestrzeń z Poznania do Warszawy, tracę i tę przestrzeń, i ten czas. Czas mija niewypełniony. Ja uważam, że wiek ludzi trzeba liczyć nie w latach, lecz w zdarzeniach. Czas niewypełniony sensownym działaniem czy spotkaniem z innym człowiekiem jest jakby niezaliczony. Dzieci to czują i chcą stale wypełniać swój czas, a nie przesypiać go. Dlatego czasem tak trudno wieczorem zagonić je do łóżek.

W końcu jednak zasypiają i przestają być aktywne.

Tylko pozornie, bo wtedy - jestem o tym przekonany - w ich głowach dzieją się rzeczy niesłychanie interesujące... Każde dziecko staje się wtedy takim E.T. - kosmicznym stworkiem, który jednocześnie śpi i wędruje po odległych planetach.

Nie chodzi tu o jakieś filozofowanie, a raczej o fizyczne odczuwanie wielkiej przestrzeni, tych wszystkich Mlecznych Dróg nad nami. Ale chcę jednocześnie wyraźnie powiedzieć, że dzieci są też bardzo konkretne. Racjonalne. Praktyczne. Świetnie łączą mleko z kartonika z kosmiczną Drogą Mleczną.

Wkracza Pan na swój ulubiony grunt: cudowność. Rozumiem, że ta kategoria wypełnia Pańskie baśniowe filmy i książki, ale czy jest ona również obecna w potocznym życiu?

Moje filmy i powieści to współczesne baśnie, ale też atrakcyjne historie przygodowe. Przygoda w kontekście dziecka nie oznacza tylko rozrywki. To jest testowanie świata. Przeżywanie rzeczy nadzwyczajnych tak, jakby naprawdę mogły się zdarzyć. I to jest zasadnicza różnica między widownią dziecięcą a dorosłą. Dla dorosłych film jest czymś nierealnym. Fajnie go obejrzeć, ale wiadomo, że rano trzeba iść do pracy i Superman nas tam nie zastąpi. A dzieci czują, że niezwykłe zdarzenia naprawdę mogą być ich udziałem. Mają dużo czasu, by to się stało. To nie jest naiwność. To jest ufność we własne możliwości.

Robię filmy, które są historiami fantastycznymi, ale opowiadają też o realnych sprawach. "Magiczne drzewo" mówi o krześle obdarzonym niesamowitą mocą. Ale mówi też o dzieciach zostawionych przez rodziców, którzy wyjechali zarabiać pieniądze. O ich realnych kłopotach, emocjach. "Magiczne drzewo" fascynuje dzieci, bo odnajdują tam one swój świat, swoje doznania. A jednocześnie wędrują przez świat pełen cudowności. Bo takie jest myślenie dziecka: swobodne łączenie rzeczy zwykłych i cudownych.

Czy cudowne zdarzenia mogą spotkać każde dziecko?

Magiczna moc w mojej twórczości jest odpowiednikiem wewnętrznej siły bohaterów. W tym sensie dotyczy każdego. To od nas zależy, czy uruchomimy siłę, jaką w sobie mamy. Jeśli pokonamy lenistwo oraz strach i ruszymy na wyprawę, to mamy szansę. Bo to wyprawa pełna niebezpieczeństw, ale i cudownych możliwości. Niezwykłe zdarzenia przede wszystkim zależą od naszego wysiłku. Kiedy czujemy się samotni, to możemy pisać blog i narzekać - albo wyjść z domu i zacząć szukać ludzi.

Ale są też tacy, którzy cud nazywają przypadkiem, bo los jest ślepy...

To jest głęboko pesymistyczna teoria, bo jeśli ślepy los decyduje, to nie warto się starać. Nigdy bym czegoś takiego nie powiedział dziecku. Baśń, prawdziwa baśń, mówi, że nie jesteśmy bezradni, że możemy sobie poradzić z chaosem, że nie jesteśmy skazani na los foliowej torby unoszonej przez wiatr. Jedna z najwspanialszych baśni świata, czyli "Królowa Śniegu" Andersena, pokazuje, jaka niesamowita siła jest w małej Gerdzie, gdy rusza walczyć z całym zimnem świata. Wydaje się, że jest niezniszczalna - niezniszczalne są jej dobro i upór. Bardzo lubię uparte dzieciaki, bo to one kiedyś naprawią błędy, które my popełniamy.

Opowieść o czerwonym krześle w "Magicznym drzewie" ma konstrukcję podobną właśnie do "Królowej Śniegu".

Prawdziwe baśnie mają zawsze nieco zbliżoną strukturę. Podobieństwo do "Królowej Śniegu" polega na stosunku do bohaterów. W "Magicznym drzewie" jest sytuacja, gdy rodzice pod wpływem magii przeistaczają się w złych ludzi. Ale ich dzieci nie przestają ufać, że rodzice są dobrzy, tylko ulegli chwilowej przemianie. Tak jak bohaterka Andersena wierzą, że zło minie. Myślę, że dzieci nawet w koszmarnej sytuacji społecznej mają instynktowne poczucie, iż świat jest raczej dobrym miejscem. Albo przynajmniej - interesującym. I bynajmniej nie są to jakieś złudzenia, bo dzieci są, jak mówiłem, bardzo konkretne i racjonalne.

Znam twórców, którzy uwielbiają dzielić się z dzieckiem swoim pesymizmem i bezradnością. Mówią: "Słuchaj mały, świat jest koszmarem". Zapominają tylko dodać, że to ich świat jest koszmarem, a nie świat dzieci, do których mówią. Odbierają dziecku otuchę, nie dając nic w zamian. Chyba nie można zrobić nic gorszego, niż zabrać dzieciom ufność we własne siły.

W innej części "Magicznego drzewa", która nazywa się "Para", jest opowieść o tym, jak rozpada się rodzina. Ojciec odchodzi, oszukując córkę: mówi, że może wróci do matki, ale tak naprawdę podjął już decyzję, że nie powróci. W wyniku podziału majątku zostają też rozdzielone dwa drewniane buty, zrobione z magicznego drzewa. Jeden trafia do ojca, drugi do matki. Buty pragną być razem. Ruszają na wędrówkę, by się odnaleźć, a z nimi rusza Anna, by odnaleźć ojca. Nie jest bierna, nie płacze, nie idzie do psychologa. Walczy. Chce sprawić cud. I potężna magia jej służy. To, że w końcu rodzina jest znowu razem, to nie zasługa dorosłych, tylko dziecka, które podjęło olbrzymi trud i zostało zań nagrodzone.

Kto daje tę nagrodę?

Cud w baśni nie jest dany. Bohaterowie go zdobywają. Jest efektem ich wysiłku i ich dobra. Dobra energia wraca w postaci magicznej mocy. Takie myślenie jest często w dziecku zabijane przez "kulturę supermarketową". Tam nagroda jest przypadkowa, niezasłużona. Wystarczy odpowiedzieć na jakieś głupawe pytanie, wysłać płatnego SMS-a i może wygramy puszkę coli. To rodzi poczucie, że właściwie większość nagród jest dziełem przypadku, a nie wysiłku.

Żeby bohaterowie mogli walczyć, obdarza ich Pan mocą. Czasami jest to moc niebywała - dzieci stają się sprawcami zdarzeń.

Magiczna moc jest odpowiednikiem tej siły, która w nas naprawdę drzemie. Ona jest uśpiona i czeka, aż z niej skorzystamy. Gdy jesteśmy dziećmi, zapada ważna decyzja o naszej przyszłości. Otóż możemy wejść w dojrzałe życie z umiejętnością decydowania o swoim losie, z siłą, która pozwala nam kierować naszym życiem. Ale możemy też stać się bezwolni - być doskonałymi robotami, którymi kierować będą prezesi, politycy i reklama. Dobre baśnie próbują pomóc dzieciom uwierzyć w swoją wewnętrzną siłę.

We wszystkich swoich filmach pracuje Pan z aktorami dziecięcymi. Są trudnymi partnerami?

Dzieci to fascynujący aktorzy. Każde jest inne - niesformatowane. W ułamku sekundy uruchamiają emocje. Mają energię i zdolność improwizacji. I niesamowity talent do przeistaczania się. Dziecko bynajmniej nie ma ochoty "grać siebie". Ono chce się przeistaczać. To niezwykłe: nawet małe dzieci doskonale kontrolują swoją rolę. Są mądre i świetnie rozumieją moje intencje. Poza tym dzieci to najlepszy wykrywacz kłamstw. Wymuszają na planie autentyzm. Jak oszukujesz, to nie masz szans.

W kinach jest coraz mniej filmów aktorskich dla dzieci.

Takie filmy oczywiście powstają, a niektóre są znakomite. Robione są także filmy w technologii motion capture, które są czymś pośrednim między żywym planem a animacją...

...ale animacje dominują.

Tak. Choć, moim zdaniem, jest to sprzeczne z potrzebami dzieci. Po prostu te animacje to nie jest kino dla dzieci, ale kino dla wszystkich. Takie produkcje są bardzo kosztowne, dlatego nie mogą być kierowane tylko do dzieci, bo na siebie nie zarobią. Jest więc tam coś dla taty i mamy, coś dla nastolatka i jakiś dowcip dla wujaszka. A dla dziecka niewiele już zostaje. Tego typu filmy najczęściej nie wywołują u dzieci emocji, bo nie pozwalają się utożsamić z bohaterami. Choć, oczywiście, pojawiły się też ostatnio świetne animacje.

Nie ucieka Pan jednak od komputerowych efektów.

Moje filmy to widowiskowe kino magiczne, więc efekty cyfrowe są jego oczywistym elementem. Dopóki te efekty stanowią przestrzeń dla kreatywności, są fantastycznym narzędziem. Ja bardzo dokładnie staram się rozpoznawać cyfrowe techniki, po to żeby nie pozwolić się technice zdominować. W "Magicznym drzewie" są latające domy, z morza wynurza się gigantyczna zjeżdżalnia, ludzie fruwają, a krzesło chodzi i gra w piłkę. Ale to jest wciąż autentyczne kino z żywymi ludźmi. Staram się utrzymać proporcje między technologią a prawdziwymi emocjami. Naszą przewagą nad bogatszymi produkcjami jest też chyba pomysłowość. Staram się, żeby efekty zawierały zaskakujący pomysł, jakieś niezwykłe rozwiązanie. No i walczę, żeby stapiały się z autentyczną rzeczywistością.

Uważam jednak, że mały człowiek musi na ekranie przede wszystkim oglądać siebie - żywe dziecko. Jest mu to potrzebne, żeby film je zafascynował, by przeżyć emocje. Moja twórczość jest wyraźnie adresowana do dzieci. I może dlatego odnosi takie sukcesy oraz - paradoksalnie - podoba się także dorosłym. A to, że animacja dominuje w repertuarze kin, jest trochę winą rodziców. Po prostu, wolą się oni bawić na animowanym sitcomie, niż oglądać przygody dzieciaków. Wybierają filmy dla siebie, a nie dla dzieci, z którymi idą do kina. To duży błąd.

Badania pokazują, że w relacjach między rodzicami a dziećmi te ostatnie czują się coraz bardziej samotne. Z kolei rodzice nie bardzo wiedzą, co robią ich dzieci. A Pan chce, żeby rodzice pomagali dzieciom mądrze wybierać filmy i książki?!

Rodzice powinni pilnować, by dziecko nie pochłaniało zbyt wielu filmów znieczulających wrażliwość. Bo jeśli wychowają nieczułego człowieka, to w pierwszej kolejności sami staną się jego ofiarą. Ale trzeba zachować wielką ostrożność w ograniczeniach, bo zrozumieć odczucia i potrzeby dziecka, nawet własnego, nie jest łatwo. Dzieci fascynuje widowisko, niezwykłość, także wędrowanie po przestrzeniach na co dzień zabronionych. I nic w tym złego. Ale dziecko przede wszystkim pragnie oglądać własny świat. Siebie w niecodziennych sytuacjach. Tylko że łatwo dawać takie rady, a realna dostępność ciekawych rzeczy dla dzieci, szczególnie w kinie, jest niewielka. Wydaje mi się jednak, że rodzice jedno mogą robić: oglądać filmy - także na DVD i w TV - razem z dziećmi. Bo oglądanie w obecności rodzica jest dla dziecka zupełnie innym doświadczeniem.

W polskim filmie ma Pan pozycję indywidualisty.

W ogóle o tym nie myślę. Dziecięca widownia wymyka się podziałom na kino elitarne i masowe. Tylko dla niej można zrobić jednocześnie film dobry i popularny. Robię filmy, które są bardzo moje, autorskie. A jednocześnie np. cykl "Magiczne drzewo" w telewizjach na całym świecie odniósł prawdziwy sukces. Widziałem, jak fantastycznie reagowali widzowie od Japonii po Brazylię. Chyba żaden polski film nie był tak szeroko prezentowany. Zdobył też kilkadziesiąt nagród - w tym tak prestiżowe jak Emmy. Myślę, że dobre kino dla młodej widowni może być uniwersalne. W czasie, gdy jesteśmy dziećmi, nasze emocje i tęsknoty są niezależne od miejsca, w którym mieszkamy. Dziecięcy świat jest uniwersalny. Dopiero później dzielimy się i różnimy.

Najpierw powstał film o magicznym drzewie, a potem napisał Pan o nim powieść.

Ta powieść jest dla mnie niezwykle ważna. Pisałem ją, mając poczucie fantastycznej wolności. Przy tworzeniu scenariusza filmowego zawsze jest presja technologii i realiów produkcji filmu. W powieści tego oczywiście nie ma. Można swobodnie uruchomić wyobraźnię. Przypominałem sobie moje pierwsze fascynacje książkowe. To, co czułem, czytając Verne’a czy powieści Edith Nesbit. Jednocześnie przenosiłem do książki moje doświadczenia filmowe: dynamiczny montaż, energię nowoczesnej kamery. Stale też wyobrażałem sobie dziecko, które będzie tę książkę czytało. Czytanie to zupełnie inny sposób odbioru. Chyba bardziej interaktywny niż oglądanie. Wydawca, krakowski Znak, ogłosił właśnie, że powieść "Magiczne drzewo" stała się wśród dzieci autentycznym bestsellerem. No i dostała nagrodę IBBY dla najlepszej książki dla dzieci 2009 r. Jestem z tego ogromnie dumny.

Dzieci jednak znacznie mniej czasu przeznaczają na czytanie niż na oglądanie telewizji, gdzie znaleźć można coraz mniej programów specjalnie dla nich przeznaczonych. Czyżby polskie stacje telewizyjne oddały młodych widzów walkowerem?

To dla mnie zdumiewające, że telewizje nie dbają o tę grupę. Liczba programów dla dzieci w kanałach otwartych jest znikoma. Telewizje kompletnie porzuciły dzieci. A efekt będzie taki, że te dzieci w przyszłości porzucą telewizję. Wybiorą inne media. Zresztą, już wybierają.

Kiedy się kończy dzieciństwo?

Wtedy, gdy kończy się ciekawość; gdy przestajemy wierzyć w szczęśliwe zakończenia i sądzimy, że nic się już w naszym życiu nie zmieni; gdy nie mamy nadziei, że dostaniemy kolejną szansę, a bliscy zawsze nam wybaczą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2010