Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kilka dni temu ugrupowania opozycyjne oraz sprzymierzone z nimi po raz pierwszy oddziały dżihadystów z Frontu an-Nusra zaatakowały dzielnice Aleppo, pozostające dotąd pod kontrolą wojsk rządowych. Oblegająca miasto syryjska armia straciła nawet jedną z kluczowych dróg, co umożliwiło – w ostatnią niedzielę – wjazd kilku ciężarówek z zaopatrzeniem.
W praktyce Aleppo, od czterech lat podzielone na część zachodnią („rządową”) i wschodnią („opozycyjną”), wciąż znajduje się w oblężeniu; obszar ostatnich walk pozostaje zbyt niebezpieczny, aby uruchomić regularne dostawy żywności. W mediach społecznościowych publikowane są grafiki (jak ta na ilustracji powyżej) zachęcające dzieci do palenia opon, co ma jakoby utrudnić naloty. Ataki na miasto nasiliły się w minioną niedzielę, ważąc wciąż wynik bitwy o miasto.
Front an-Nusra, którego udział w walkach przyczynił się do ostatnich zwycięstw, ogłosił niedawno zmianę nazwy na Front Podboju Lewantu, a także rozluźnienie swoich związków z Al-Kaidą. Miało to pozbawić Zachód pretekstu do bombardowania jego oddziałów.
Przewodzące antydżihadystycznej koalicji USA nie dały się nabrać, ale lifting wizerunku może pomóc ugrupowaniu w zawieraniu doraźnych koalicji z syryjską opozycją – w tym także z oddziałami otrzymującymi broń od Amerykanów. Takie taktyczne sojusze jeszcze bardziej komplikują obraz wojny, a właściwie kilku już, toczonych równocześnie wojen. Lista ich uczestników jest długa – wymieńmy tylko najważniejszych: syryjska armia dyktatora Baszara al-Asada i jej sojusznicy z Iranu, Libanu oraz Iraku, Kurdowie; oddziały opozycyjne i wspierające je siły lotnicze zachodniej koalicji; tzw. Państwo Islamskie; inne ugrupowania dżihadystyczne.
Tę złożoną sytuację rozgrywa dla własnych celów – nie pierwszy zresztą raz – Władimir Putin. Syria powoli staje się pierwszym zastępczym frontem nowej „zimnej wojny” między Kremlem a Zachodem. Od września 2015 r., kiedy rozpoczęły się rosyjskie naloty w tym kraju, jest to pierwsze od czasów wojny w Afganistanie w latach 80. XX w. miejsce, gdzie przeciwnikami oddziałów wspomaganych przez USA są właśnie m.in. Rosjanie. Inaczej jednak niż w przypadku mudżahedinów, którzy w Afganistanie skutecznie utrudniali okupację kraju przez Armię Czerwoną, w Syrii oddziały, na które postawił Zachód, mimo ostatnich zwycięstw w Aleppo, słabną. Podobnie słabnie tu pozycja polityczna Zachodu: w cieniu wojny tworzy się nowy, groźny dla niego alians. W ostatni wtorek w Petersburgu Putin miał się spotkać z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoğanem, który po stłumieniu wojskowego puczu w Turcji zaostrzył swój antyzachodni kurs. Teraz Erdoğan, prezydent państwa będącego członkiem NATO, nazywa gospodarza Kremla „swoim przyjacielem Władimirem”. Sojusz tych dwóch autokratów to najgorsza od miesięcy wiadomość – i dla Aleppo, i dla Europy. ©℗