Działajmy, nie krytykujmy

Jestem zawiedziona artykułami o problematyce pro-life, opublikowanymi w ostatnim numerze „TP”. Postaram się, z szacunkiem dla autorów, wypunktować błędy i rozszerzyć temat.

18.06.2012

Czyta się kilka minut

Już zdanie ks. Adama Bonieckiego: „Nawet wśród zwolenników liberalizacji aborcji nikt nie głosi, że jest ona sama w sobie dobra”, to przykład myślenia życzeniowego. W środowiskach ¬pro-choice aborcja nigdy nie jest określana tylko jako „konieczny wybór” czy „mniejsze zło”. Ta retoryka dawno się skończyła, czego dowodem są np. fragmenty artykułu dostępnego na stronie Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny: „To, że w Polsce większość uważa, że aborcja jest złem, wcale nie oznacza, że jest to pogląd powszechnie akceptowany. W krajach europejskich, w których kobiety wraz z lekarzami w latach 70. wywalczyły prawo do legalnej aborcji, lekarze przerywający ciążę są dumni z tego, że to robią, bo wiedzą, że ratują kobiety z życiowej opresji”. Aborcja bywa często uznana jako jedyny odpowiedzialny wybór, niezaprzeczalne dobro. Ba, niektóre środowisko przedstawiają ją jako przedmiot afirmacji!

Tę zmianę retoryki można łatwo zaobserwować w materiałach FEDERY i Feminoteki, a także w mediach, gdzie pojawiają się deklaracje takie jak pani Marii Czubaszek, która mówiła, że nie widzi nic złego w tym, co zrobiła w młodości. To smutne i znaczące, że autorzy „TP” krytykują ruch pro-life, pomijając kwestię ewolucji ruchu pro-choice.

PYTANIE O SYTUACJE TRUDNE

Artykuł „Brońmy życia mądrze” Artura Sporniaka nie jest rachunkiem sumienia obrońców życia. Rachunek sumienia robi się we własnym rozeznaniu. Warto prowokować liderów pro-life do podobnych refleksji, ale ten tekst to po prostu krytyka, niepozbawiona błędów rzeczowych. Nie śmiem posądzać autora o manipulację, mam więc nadzieję, że są one wynikiem pochopności. Sporniak pisze: „normalną procedurą przy zdiagnozowanej ciąży pozamacicznej jest farmakologiczne usunięcie zarodka, bez względu na to, czy jest on żywy, czy martwy”, i jednocześnie zarzuca ignorancję prof. Stanisławowi Luftowi, którzy twierdzi: „leczenie chirurgiczne polega na usunięciu jaja płodowego, najczęściej z całym jajowodem. Nie ma to nic wspólnego z aborcją”.

Sporniak się myli, a prof. Luft jest nieprecyzyjny. Są różne sposoby leczenia ciąży ektopowej (pozamacicznej). Jeden z nich polega na usunięciu kawałka tkanki (jajowodu), w którym znajduje się zarodek. Celem takiego zabiegu nie jest terminacja zarodka, ale usunięcie chorego elementu z organizmu. Niestety, podczas tego procesu umiera również zarodek. Warto dodać, że ten sposób leczenia ciąży ektopowej w oczach Kościoła nie jest uznany za aborcję, gdyż nie jest wymierzony bezpośrednio przeciwko zarodkowi – jego śmierć jest nieuchronnym efektem, ale nie celem.

Artur Sporniak pisze również: „Nasze pragnienie ratowania nienarodzonego życia i sprzeciw wobec aborcji doznaje dramatycznego ograniczenia przynajmniej w jednej sytuacji: gdy ciąża realnie zagraża życiu matki. Doświadczamy wtedy jakby przymusu aborcji i nie ma co czarować, że jest inaczej. Lekarz stoi przed dylematem, w którym oba rozwiązania wiążą się z moralnym złem: jeśli zaniecha działań, skarze oboje – i matkę, i dziecko – na śmierć. Jeśli chce uratować matkę, musi usunąć dziecko”.

Nie chodzi o to, że nie wierzę, iż takie sytuacje nie istnieją. Chodzi o ich właściwe rozpoznanie. Pytanie, które musimy sobie zadawać, to „czy bezpośrednia aborcja, również z medycznego punktu widzenia, rzeczywiście jest jedynym rozwiązaniem”? Miesiąc temu dr Anthony Levantino, przez lata dokonujący aborcji, a dziś zaangażowany w ruch pro-life, mówił przed podkomisją ds. Konstytucji amerykańskiej Izby Reprezentantów, że w większości znanych mu przypadków próba wykonania aborcji, aby uratować życie matki, pociągnęłaby za sobą niebezpieczne opóźnienie w zapewnieniu naprawdę ratującej życie opieki. „Pracując w Albany Medical Center, prowadziłem setki takich sytuacji, »kończąc« ciążę, by uratować życie matki. We wszystkich tych sprawach liczba dzieci, jakie musiałem zabić z premedytacją, wyniosła zero”...

Myślę, że chodzi też o to, aby wchodzić coraz głębiej w sedno debaty o aborcji. Artur Sporniak pisze tak, jakby nie dopuszczał myśli, że może się mylić. Ile osób zgłębi temat? Rozważy, czy istnieją alternatywy? Zapyta lekarzy specjalistów? Myślę, że to spora nieuczciwość, która boli mnie również dlatego, że w tym samym artykule redaktor „TP” wzywa do „bronienia życia mądrze”. Popieram. Dlatego uważam, że sam zbyt płytko i pobieżnie traktuje sprawę.

POTRZEBNA DEBATA

Przykro czyta się teksty, które krytykują młody i nie tak duży ruch pro-life w Polsce, jednocześnie nie oferując wsparcia i nie wskazując dróg rozwoju. Dziwi mnie też krytykowanie tego, że pro-life jest radykalne. Ochrona życia, niezależnie od stadium rozwoju, jest radykalna, tak samo jak radykalna jest ochrona życia bez względu na płeć, wyznanie, kolor skóry czy przynależność etniczną. Jakakolwiek jest motywacja aborcji, jej efektem jest śmierć człowieka.

Nie jest prawdą, że ruch pro-life, w USA czy w Polsce, ma na celu wyłącznie delegalizację aborcji (choć fakt, że w majestacie prawa można pozbawić życia człowieka, powinien wzbudzać moralny sprzeciw). Głównym celem ruchów pro-life jest rzeczywiste ograniczenie liczby aborcji. Do tego potrzeba zarówno ochrony prawnej, jak wspierania rodzicielstwa, zwłaszcza w przypadkach trudnych, takich jak ciąża w wyniku czynu zabronionego czy ciąża z podejrzeniem wad płodowych.

„Rachunek sumienia obrońców życia”, jaki proponuje „Tygodnik”, mówi, że dopóki nie działa się aktywnie na rzecz pomocy samotnym matkom, to wręcz nie ma się prawa mówić o aborcji, bo bez tego „wszelkie pouczenia będą trąciły hipokryzją”. Nie zgadzam się. Uważam, że ruch pro-life powinien być wielki i otwarty, by znalazło się w nim miejsce dla wszystkich zainteresowanych – modlących się, dokonujących adopcji duchowych dziecka poczętego, oferujących kompleksową pomoc osobom borykającym się z decyzją o aborcji i wreszcie tych, którzy przez nią cierpią. Miejsce na pozytywne manifestacje na ulicach, debaty medialne, mówienie o obronie życia poprzez sztukę, domy samotnej matki i publicystykę.

Jeżeli ktoś nie jest usatysfakcjonowany tym, co obecnie proponuje ruch pro-life, niech dołoży swoją cegiełkę inaczej niż tylko przez krytykę. O tę ostatnią nietrudno – łatwo wyśmiewać się z osób, które starają się bronić nienarodzonych, traktując ich jako zacofanych, agresywnych, nieświadomych. Pro-life potrzebuje wsparcia, a obrońcy życia potrzebują poczucia, że robią coś dobrego. Potrzebują ukierunkowania, rad i z pewnością potrzebują rzetelnej, uczciwej, otwartej debaty bez lęku. Rzecz w tym, że ja tego w „Tygodniku” nie odnalazłam.  


MARIA SZPUNAR prowadzi na Facebooku stronę „Feministki za Życiem”, która wzorem amerykańskich Feminists for Life of America ma za zadanie promować w Polsce idee feminizmu pro-life.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2012