Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rok temu te decyzje - dymisje zarówno osób nagranych podczas afery taśmowej, jak ministrów ewidentnie niezdających egzaminu, a także odejście Radosława Sikorskiego z funkcji marszałka Sejmu, w tle również wcześniejsza o kilka godzin deklaracja Bartłomieja Sienkiewicza o wycofaniu się z życia publicznego, w połączeniu z wygłoszonymi przez szefa rządu przeprosinami - mogłyby rzeczywiście oznaczać dla Platformy Obywatelskiej ucieczkę do przodu.
Dziś wzmacniają jedynie wrażenie równi pochyłej, na której znajduje się rządząca od ośmiu lat partia, i trudno sobie wyobrazić, by przyniosły odwrócenie negatywnego trendu w sondażach.
Z jednej strony oznaczają przecież potwierdzenie prezentowanej przez cały ten czas narracji opozycji: że problemem nie jest to, iż grupa prominentnych uczestników życia publicznego została nagrana w sposób przestępczy, ale to, o czym i jak mówi na taśmach.
Z drugiej: fakt, że następują dzień po ujawnieniu przez Zbigniewa S. akt śledztwa w sprawie afery podsłuchowej można zinterpretować jako kapitulację osób odpowiedzialnych za państwo przed postacią o tak dwuznacznej reputacji (rok temu, przypomnijmy, te decyzje nie mogły zostać podjęte, by nie realizować scenariusza pisanego obcym alfabetem…).
Z trzeciej: sprawiają wrażenie działania na oślep, kompletnie improwizowanego - skoro mówiąc o odchodzących z rządu Ewa Kopacz nie była w stanie wskazać ich następców. Hasła o potrzebie zmiany i odbudowy zaufania brzmią, owszem, nośnie, ale jedynie w ustach opozycji - zarówno tej znajdującej się w parlamencie, jak tej, która liczy na sukces w jesiennych wyborach dzięki obecnemu kryzysowi.
Polska demokracja oczywiście funkcjonuje: wybory się odbywają, a wyborcy - jak widać choćby po wyniku sprzed miesiąca - potrafią pokazać żółtą kartkę rządzącym.
Problem w tym, że nie funkcjonuje państwo; jego struktura złożona z funkcjonariuszy i urzędników. Trudno być obrońcą powagi państwa w czasach (to przykład najświeższy, ale przecież można je mnożyć), gdy organy ścigania i śledczy, próbując powstrzymać przestępczy proceder, „piszą na Berdyczów”: akta dochodzenia w sprawie afery podsłuchowej Zbigniew S. umieszczał na Facebooku; policja i prokuratura interweniowały w USA, nie wiedząc, że ów serwis społecznościowy ma przedstawicielstwo w Polsce.
Od deklaracji o nieprzyjęciu przez panią premier sprawozdania prokuratora generalnego do jego odwołania oczywiście daleka droga, ale odejście Andrzeja Seremeta wydaje się w kontekście ostatnich wydarzeń równie logiczne jak dymisje ministrów.
I jeszcze jedno: Donald Tusk miał rację, mówiąc, że jego partia nie ma z kim przegrać. Przegrywa sama za sobą.