Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ogłoszenie na drzwiach piekarni, do której codziennie zachodzę, zawisło jeszcze w lutym: właściciel ubolewa, ale od kwietnia, pierwszy raz w historii firmy, zmuszony jest podnieść ceny każdego gatunku pieczywa, z 10 do 100 jenów za sztukę. Powód: wzrost cen importowanej mąki.
Pierwszy raz od trzydziestu kilku lat ceny żywności w Japonii szybko rosną. Zwłaszcza mleka i mąki, która kosztuje dziś o połowę więcej niż pod koniec 2007 r. Wielu Japończyków odczuwa to boleśnie: średnie pensje nie zwiększają się od lat, przybywa za to ludzi biednych. Eksperci oskarżają polityków, którzy dopuścić mieli do uzależnienia kraju od importowanej żywności - i wskazują na ryż, którego cena jest stabilna, bo rodzima produkcja zaspokaja krajowy popyt.
"Nie za mojego życia"
Jednak sytuacja bogatej Japonii jest nieporównanie lepsza od wielu krajów Azji, gdzie galopujące ceny żywności poszerzają automatycznie strefę głodu - i zagrażają politycznej stabilności.
"Takiego skoku cen na pewno nie było za mojego życia" - mówi 68-letnia szefowa Tajskiej Fundacji Ryżu Nanchang Gomez i dodaje: "Ryż u nas to nie tylko artykuł żywnościowy, ale też argument w polityce".
W niebiednej przecież Malezji chwieje się półautorytarny reżim, a społeczeństwo jako pierwszy powód niezadowolenia podaje rosnące ceny żywności. Premier Abdullah zapowiedział miliardowy projekt, który obrócić ma część wyspy Borneo w wielką plantację; chce w ten sposób zapewnić krajowi samowystarczalność w produkcji ryżu.
Wzrostowi cen towarzyszy inne niepokojące zjawisko: ilość ryżu na rynkach zagranicznych maleje. Wietnam i Tajlandia zapowiadają ograniczenie eksportu, aby uspokoić ceny na rynku wewnętrznym.
Najbardziej odczują to Filipiny, jeden z biedniejszych krajów Azji, co roku zmuszone importować 2 mln ton ryżu dla swej blisko 90-milionowej ludności, z której jedna trzecia żyje poniżej granicy ubóstwa. Szacuje się, że Filipinom zabraknie w tym roku pół miliona ton ryżu, których nie mają gdzie kupić. Co prawda rząd prezydenta Arroyo subsydiuje częściowo ceny ryżu dla biednych, ale przy powszechnej korupcji nie trafia on często do najbardziej potrzebujących. Handel ryżem jest w rękach chińskiej mniejszości, oskarżanej o spekulacje - co zaostrza problemy etniczne w tym kraju.
Dziś sytuacja na Filipinach jest jeszcze stabilna. Trudno jednak wykluczyć, że sfrustrowane społeczeństwo wyjdzie na ulice, jak to czyniło nieraz w przeszłości.
Tak zrobili już w minionym tygodniu Mongołowie, których 20 tys. zebrało się na głównym placu Ułan Bator, aby zaprotestować przeciw rosnącym cenom chleba.
Jest się czego bać
Z oczywistych względów świat interesuje się głównie Chinami. Inflacja przekroczyła tam już 8 proc., ceny żywności wzrosły o 20 proc., a wieprzowiny nawet o 50 proc. Dla władz w Pekinie może okazać się to większym kłopotem niż Tybet.
Inflacja pożera dziś Chińczykom niemałą część wzrostu gospodarczego. Tymczasem chińscy mandaryni muszą pamiętać, że impulsem do demonstracji na placu Tiananmen w 1989 r. był dwucyfrowy skok cen i korupcja. Jest więc się czego bać. Bo ekspresowy rozwój Chin opiera się na swoistej umowie między władzą a społeczeństwem: nie będziecie politykować, a w zamian pozwalamy się wam bogacić, każdemu na swą miarę. Kryzys gospodarczy oznaczałby wypowiedzenie tej umowy - i to ze strony władz.
"Miałem sen" - tak, słowami Martina Luthera Kinga, zaczął kiedyś przemówienie chiński premier Wen Jiabao. Szło mu nie o prawa człowieka, ale o to, by każde chińskie dziecko mogło codziennie wypić pół litra mleka. Dziś rozbuchana chińska konsumpcja ma być jednym z powodów rosnących cen żywności na świecie. A mówi się jeszcze o powodziach i suszach, o biopaliwach, spekulacji i kurczeniu się areału pod uprawę ryżu… Cokolwiek miałoby to być, rozwiązywanie problemów gospodarczych i społecznych jest zwykle, w długim okresie, skuteczniejsze, gdy opiera się na rzeczywistym dialogu i uczestnictwie społeczeństwa we władzy. System polityczny staje się wtedy bardziej elastyczny i odporny na kryzysy.
Co w równym stopniu dotyczy Azji, jak i państw na innych kontynentach.