Polowanie na słonie

Od stycznia Chiny zamknęły legalny rynek kości słoniowej. Pytanie, czy to uratuje afrykańskie słonie przed wyginięciem.

15.01.2018

Czyta się kilka minut

Rezerwat Mashatu Game w Botswanie, 2017 r. / GREG DU TOIT / BARCROFT IMAGES / GETTY IMAGES
Rezerwat Mashatu Game w Botswanie, 2017 r. / GREG DU TOIT / BARCROFT IMAGES / GETTY IMAGES

Julius Lokinyi miał swój sposób na zabijanie. Gdy widział stado słoni, wybierał jednego i strzelał. Wystraszone zaczynały biec, a on celował w ich nogi. Ranione zwierzęta dobijał precyzyjnym strzałem w ucho i przechodził do najważniejszego: odcinania ciosów. A potem sprzedawał łupy, które ostatecznie lądowały w Azji. W swym 28-letnim życiu uśmiercił ponad setkę słoni.

Kłusownik z północnej Kenii stał się gwiazdą mediów, gdy przeszedł przemianę – z pogromcy słoni zostając ich wybawcą. Dziennikarze z całego świata – w tym Jeffrey Gettleman na łamach „New York Timesa” w 2012 r. – opisywali „nawróconego”. On zaś w wywiadach podkreślał, iż żywy słoń wart jest więcej niż martwy. Każdy słoń, którego uratował, miał wymazać grzechy z poprzedniego życia.

Biorąc pod uwagę, że cios słonia afrykańskiego waży średnio 23 kg, a w Pekinie pół kilo kości słoniowej wyceniano na tysiąc dolarów, Julius wprowadził na chiński rynek ok. 2,3 mln dolarów. Dużo, choć jeśli mierzyć skalą rozbuchanego apetytu Chińczyków na kość słoniową – niewiele. W ciągu ostatniej dekady co roku z rąk kłusowników ginęło ponad 30 tys. słoni, a 70 proc. ciosów z czarnego rynku trafiało właśnie do Chin.

Malejąca populacja

Liu Fenghai, chiński artysta, uważa, że kość słoniowa jest najlepszym materiałem rzeźbiarskim. „Na kawałeczku wielkości ziarnka ryżu można wyrzeźbić wiersz” – mówił w wywiadzie dla telewizji BBC. Ewentualne porzucenie rękodzieła z kości słoniowej uważa za grzech wobec przyszłych pokoleń i zdradę wielowiekowej tradycji chińskiej sztuki.

Chińczycy zawsze kochali kość słoniową, choć dopiero od niedawna mogą sobie na nią pozwolić. – 40 lat temu w Chinach w ogóle nie było klasy średniej, dziś liczy ona nawet 200 mln ludzi – mówi mi profesor Steve Tseng, który wykłada na University of London.

Mao Zedong pozostawił rodaków w wielkiej żałobie i jeszcze większej nędzy. Nowy rozdział w dziejach Chińskiej Republiki Ludowej, napisany przez Deng Xiaopinga, miał dopiero nadejść. W tym samym czasie Japonia zdążyła powstać z powojennych ruin, przejść cud gospodarczy – i wzorem Europejczyków oraz Amerykanów oszaleć na punkcie kości słoniowej. Wykonana z niej biżuteria ozdabiała nadgarstki i szyje kobiet, popiół z cygar strzepywano do popielniczek rzeźbionych z drogocennych ciosów. Robiono z nich też kule bilardowe, klawisze fortepianowe, a nawet sztuczne zęby.

Populacja afrykańskich słoni zaczęła się kurczyć. Na początku XIX w. było ich w Afryce 20 mln. W 1960 r. zostały dwa miliony. W latach 80. XX w. liczba zabijanych zwierząt zbliżyła się do 100 tys. rocznie. Pojawiła się realna groźba, że gatunek wyginie. Dlatego w 1989 r. na mocy Konwencji Waszyngtońskiej (CITES) międzynarodowy handel kością słoniową został zabroniony. Politycy i ekolodzy gratulowali sobie sukcesu. Nie wiedzieli, że zakaz nie przetrwa dekady.

Rosnące apetyty

W 1989 r. władze Kenii nakazały spalić zgromadzone w kraju zapasy kości słoniowej. Podobnej decyzji nie podjęły kraje południa Afryki: Botswana, Namibia, Zimbabwe i RPA. Nie chciały rezygnować z biznesu.

W 1999 r., w ramach jednorazowego „eksperymentu”, na który zezwoliła Konwencja Waszyngtońska, 40 ton kości słoniowej z Botswany, Namibii i Zimbabwe popłynęło do Japonii. Dla kłusowników i przemytników był to sygnał, że czas wrócić do gry. A przyszłość wyglądała obiecująco. W Chinach gospodarka rosła w zawrotnym tempie, mieszkańcy się bogacili. Wkrótce głównym kierunkiem tras przemytniczych stały się porty Państwa Środka.

W 2008 r. Chiny przekonały CITES, że najlepszą odpowiedzią na rosnący czarny rynek jest zezwolenie na kolejną „jednorazową” sprzedaż legalnej kości słoniowej z Afryki. 101 ton z Botswany, Namibii, Zimbabwe i RPA popłynęło do Chin i Japonii. Ale apetyty Chińczyków rosły. W 2013 r. Pekin oświadczył, że potrzeba 200 ton rocznie, by zaspokoić popyt. W praktyce legalny rynek kości słoniowej w Chinach stał się przykrywką dla działalności kłusowników i przemytników – zorganizowanej siatki przestępczej, która rosła w siłę. Z pomocą skorumpowanych urzędników ciosy pochodzące od afrykańskich kłusowników i nielegalnie transportowane do Chin trafiały do legalnych fabryk i sklepów. A w Afryce co 15 minut z rąk kłusowników ginął słoń.

Trendy i interpretacje

Czy obecna decyzja o zamknięciu legalnego rynku w Chinach będzie skuteczna? Istnieje obawa, że skorzystają na niej kłusownicy, którzy zmonopolizują obrót towarem i będą czerpać jeszcze większe profity.

Tak może się stać pod warunkiem, że biznes będzie się opłacać. Tymczasem od końca 2015 r., gdy przewodniczący ChRL Xi Jinping ogłosił gotowość zamknięcia legalnego rynku kości słoniowej, ceny surowca poszły mocno w dół. Według szacunków organizacji Save the Elephants, w 2014 r. kilogram kosztował 2100 dolarów, pod koniec 2015 r. cena spadła do 1100 dolarów, a w lutym 2017 r. do 730 dolarów. Dziś nie przekracza pół tysiąca.

Istnieje jednak inne, mniej optymistyczne wytłumaczenie tego trendu. Zdaniem Daniela Stilesa – przyrodnika z parku narodowego w kenijskiej Laikipii – ceny kości słoniowej poszły w dół, bo jest jej zbyt dużo na rynku. Aktywność kłusowników sprawia, że podaż przewyższyła popyt.

Tom Milliken z organizacji Traffic mówi, że w ciągu ostatnich pięciu lat zanotowano największy od ćwierćwiecza wzrost nielegalnego eksportu kości słoniowej z Afryki. Kluczowy udział mają w nim chińscy przemytnicy. Dlatego zdaniem Aidana Hartleya, kenijskiego dziennikarza, zamknięcie rynku w Chinach nie powstrzyma kłusowników przed zabijaniem słoni.

– W Afryce jest kilka miejsc, które odniosły sukces w walce z kłusownictwem, np. RPA oraz kilka krajów wschodniej Afryki, z Kenią na czele – mówi Hartley. – Ale są też miejsca, które poniosły klęskę. To Kongo czy Sudan Południowy, gdzie w ciągu krótkiego czasu kłusownicy wybili 90 proc. żyjących tam słoni. W tych krajach trwają wojny i lokalnym bojówkom chodzi o towar, za który mogą kupić broń.

Hartley zwraca uwagę, że problemu kłusownictwa nie można wyabstrahować z afrykańskich realiów. Bo kłusownictwo to suma kilku afrykańskich grzechów. Jednym z nich jest wojna. Pozostałe to bieda i korupcja.

Co skończy się najpierw

Biedę z korupcją łączy nić, z której utkana jest tu niejedna tragiczna historia. Hartley tłumaczy: – Zaczyna się od dylematu człowieka, który, aby wyżywić rodzinę, musi pociągnąć za spust. Czy to kłusownik? Czy raczej człowiek zdesperowany? Ale odpowiedź na to pytanie i tak nie ma znaczenia, bo ciosy zabitego słonia trafią w ręce bezwzględnego chińskiego syndykatu, który współpracuje ze skorumpowanymi afrykańskimi politykami.

Kimkolwiek jest kłusownik – bandytą czy ojcem głodnych dzieci – będzie zabijać słonie, dopóki ciosy będą przynosić mu pieniądze. Kłusownictwo jest chorobą Afryki, ale lekarstwo na nie znajduje się w Azji. Najważniejsze zaś pytanie brzmi: co skończy się najpierw – moda na kość słoniową w Chinach czy słonie w Afryce? Hartley uważa, że powodem do optymizmu są zmiany, które dokonały się w krótkim czasie w Europie i USA, gdzie kość słoniowa stała się konsumenckim tabu (podobną zmianę widać w podejściu zachodnich społeczeństw do noszenia naturalnych futer).

Problem w tym, że słonie w Afryce nie są zabijane tylko dla kości słoniowej. Także dlatego, że zagrażają ludziom, szczególnie w biednych krajach subsaharyjskich. – Słonie to zwierzęta wędrowne, przebywają długą drogę w poszukiwaniu jedzenia. Ich szlaki przebiegają często przez ziemie należące do biednych farmerów. Gdy słonie zjadają ich skromne uprawy, dla tych ludzi to katastrofa. Zabijają więc zwierzęta, np. przy pomocy zatrutych strzał – tłumaczy Michael Schwartz, dziennikarz „National Geographic”.

Afrykańskie paradoksy

Dlatego zdaniem Daniela Stilesa z Laikipii całkowity zakaz legalnego handlu kością słoniową może – paradoksalnie – spowodować większą śmiertelność słoni w Afryce. Zwolennicy zakazu zapominają bowiem, że w Afryce słonie dzielą ziemię z ludźmi. I to głównie od tych ludzi zależy, czy słonie przetrwają. – W zachodniej wyobraźni dominują romantyczne obrazy afrykańskiej dziczy, po której zwierzęta wędrują na tle zachodzącego słońca, wolne od obecności człowieka – mówi Stiles i tłumaczy, że to fantazje wyniesione z parków narodowych, odwiedzanych przez turystów.

Tymczasem rzeczywistość jest inna. Nawet w tak nastawionym na turystykę kraju jak Kenia aż 70 proc. dzikich zwierząt żyje poza terenami chronionymi. Do konfliktów człowieka z przyrodą dochodzi więc codziennie. Stiles obawia się, że jeśli słonie stracą wartość, którą dziś nadaje im kość słoniowa, staną się tylko szkodnikami. Ludzie nie będą mieli hamulców, aby się ich pozbyć.

Obawy Stilesa potęguje demografia: szybko rosnąca populacja Afryki. Dziś mieszka tu 1,2 mld ludzi, a szacuje się, że do 2050 r. liczba ta wzrośnie do 2,5 mld. Wielkie obszary, kiedyś zamieszkane przez dzikie zwierzęta, przejmują ludzie.

– Nawet jeśli wyeliminujemy handel kością słoniową, pozostaje pytanie: gdzie słonie będą mieszkać? – zastanawia się Aidan Hartley. I dodaje, że nie chodzi tylko o słonie. Czy można sobie wyobrazić np. świat bez lwów? Tymczasem zostało już tylko 26 tys. sztuk...

Afryka zaludnia się, a priorytetem większości rządów (podobnie jak w innych częściach świata) jest rozwój gospodarczy. Jak Afryka ma się rozwijać, nie niszcząc swego skarbu, jakim jest dzika przyroda?

Okiełznanie chińskiego apetytu na kość słoniową tu nie wystarczy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2018