Drenda: Rewanż rzeczy zbędnych

16.01.2023

Czyta się kilka minut

Najbardziej Niepotrzebna Rzecz w moim domu. / OLGA DRENDA
Najbardziej Niepotrzebna Rzecz w moim domu. / OLGA DRENDA

Kiedyś w sklepie typu „wszystko i tanio” kupiłam Najbardziej Niepotrzebną Rzecz, właśnie dlatego, że była zupełnie niepotrzebna (a także niedroga). Fakt, że nie mogłam wyobrazić sobie jej potencjalnego zastosowania, zaważył na mojej decyzji. Najbliżej definicji tego obiektu byłoby słowo „kompozycja” lub „instalacja” – na którą to składał się mały, chwiejący się koszyk, plastikowa paproć, takiż grzybek oraz puchaty, syntetyczny, różowy kurczak w okularach i ­kapeluszu. Jesienny sztafaż wykluczał dekorację wielkanocną, chwiejna konstrukcja – ozdobę na meble. NNR wydawała się istnieć tylko dlatego, że ktoś miał zbędnego kurczaka, grzybka i małe okularki. To w zupełności mi wystarczyło.

Po co świadomie kupować i trzymać w domu coś, co kompletnie na nic się nie przydaje? Człowiek praktyczny nazwałby wręcz NNR śmieciem albo badziewiem, i zapewne pozbyłby się go, skoro niczemu nie służy. Człowiek praktyczny i wysokoetyczny dodatkowo zirytowałby się, że jest to wyrób nie tylko zbędny, ale wykonany z tworzywa sztucznego i dokładający się do nadmiarowej masy na naszej planecie. To prawda, że nigdy nie produkowano tak wiele i nigdy tak wiele przedmiotów nie trafiało od razu do śmieci. To również prawda, że łatwo ulec impulsowi, by wymienić dobrze działające urządzenie na inne, tylko dlatego, że jest nowsze i że do takich posunięć czasem nakłaniają – o ile ich nie wymuszają – producenci, sprzedając rzeczy, których naprawiać nie warto. To prawda, że coś, co szybko i łatwo można kupić i zmontować, można też łatwo wyrzucić. Wyobrażam sobie również, że może zaistnieć w kimś pokusa, by wyegzorcyzmować z siebie chęć posiadania i poczuć się współczesnym ascetą, kimś bardziej wolnym czy doskonałym, kto poprzestaje na niewielkim zasobie (kiedyś ktoś wymyślił wyzwanie, by zmieścić swój dobytek w stu przedmiotach) i opiera się pragnieniu nowych dóbr. Nie wątpię, że perspektywa otoczenia, w którym nic się nie gubi, a bałagan nie powstaje samoistnie, przez spontaniczną entropię, musi być pociągająca.

Wtedy przypominam sobie, że rewersem „Rzeczy” ­Georges’a Pereca, gdzie pragnienie posiadania prowadzi do niespełnienia, jest „Człowiek, który śpi” tego samego autora, gdzie do tego samego celu wiedzie wyzbycie się pragnień i właściwości. To daremność „przepisów na życie”, ale obawiam się czegoś jeszcze. Obietnica ukryta w ograniczaniu, w pozbywaniu się, polega odrobinkę na przyjemności wcielenia się w rolę egzekutora. Decydujesz, co jest „potrzebne”, a co „zbędne”.

Kierowanie się wyłącznie kryterium przydatności kryje w sobie cień okrucieństwa, założenie, że na istnienie trzeba sobie zasłużyć. Ta postawa zraża mnie, bo znajduję w niej cień tych wszystkich komentarzy pod zdjęciami opuszczonych budynków: „trzeba wyburzyć, bo szpeci”. Pod starym samochodem: „na żyletki”. Utylitaryzm, który kryje czystą satysfakcję z unicestwiania. „Żeby był porządek”. Albo bezwzględność rodzica, który każe smutnemu dziecku pozbyć się ulubionego pluszaka, bo „już nie wypada”. Traktowanie jakiejś małej roślinki chemikaliami, bo śmiała wyrosnąć nie tam, gdzie trzeba. To ta straszna, lodowata igiełka w człowieku, to zimne ostrze.

Kiedyś lubiłam zwiedzać opuszczone domy. Na ogół były to gospodarstwa, w których mieszkał kiedyś ktoś starszy i biedny, i z odejściem którego popadały w ruinę. Bieda nie miała nic wspólnego z dobrowolną ascezą, przeciwnie: w każdym z nich, choć dokumentował czyjeś trudne i skromne życie, znajdowały się wzruszająco zbędne rzeczy, durnostojki, gazety dawno po terminie, opakowania, plastikowe kwiatki, to, co straciło swoją funkcję użytkową lub nigdy jej nie miało. Przedmioty, które proszą się o brutalne pytanie „po co ci to?” (Żeby mieć, ot co! Poza tym wspaniale jest być ostentacyjnie sentymentalnym). Głównie to z nich zapamiętywałam. Jestem przekonana, że świat bez miejsca na zbędność, przypadkowość, bezużyteczność, a nawet zmarnowanie czegoś byłby światem może zoptymalizowanym i funkcjonalnym, ale przypominającym w najlepszym wypadku wielkie centrum logistyczne, z którego nigdy nie da się wyjść.

Dlatego cieszę się z małych rewanżów rzeczy zbędnych. Nie muszę chyba dodawać, że wciąż mam w domu NNR. Niedawno znalazłam archiwalne ogłoszenie: ktoś sprzedawał chińskie piórniki z lat 80., takie zamykane na magnes, i kredki świecowe ze słonikiem z tej samej epoki. Te niedrogie, niemodne i swego czasu szybko wyparte przez przebojowy zachodni import przedmioty zachęciły kogoś, by wydał na nie niemal 900 złotych. Było w tym geście coś wyjątkowo zbędnego, ale ucieszył mnie i uspokoił: to dobrze, że żyjemy w świecie, w którym wciąż możliwe są takie akty ­dezynwoltury.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Badaczka i pisarka, od września 2022 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka książek „Duchologia polska. ­Rzeczy i ludzie w latach transformacji”, „Wyroby. Pomysłowość wokół nas” (Nagroda Literacka Gdynia) oraz rozmów „Czyje jest nasze życie” ­(… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2023