Dosadna subtelność

Uważa, że muzyka polega na relacji dotyku i dźwięku. Gra na wiolonczeli, a kiedy sięga po instrumenty elektroniczne, to tylko takie, które mają gałki, klawisze, suwaki – bez dotyku ani rusz.

28.05.2018

Czyta się kilka minut

 / KAMILA CHOMICZ / MATERIAŁY PRASOWE
/ KAMILA CHOMICZ / MATERIAŁY PRASOWE

Solowy koncert Karoliny Rec dobiegał końca. Wiolonczelistka budowała swoje utwory, korzystając z elektronicznych narzędzi, które pozwalały jej zapętlać i multiplikować melodie instrumentu. I wtedy stało się coś zaskakującego. Do melodii wiolonczeli dołączył głos. Sopran, który unosił się delikatnie nad dźwiękami instrumentu. Na początku myślałem, że to jakiś efekt, tudzież nagranie wyemitowane z samplera, by dopiero po chwili zauważyć, że instrumentalistka nachyla się lekko do nagłaśniającego wiolonczelę mikrofonu i śpiewa.

Delikatną wokalizą artystka rozładowywała napięcie narosłe po kilku intensywnych, obdarzonych rockową dynamiką kompozycjach. Pozwalała również przypuszczać zgromadzonym, że na debiutanckim albumie zatytułowanym „Resina” nie odsłania wszystkich kart. „Traces”, jej druga solowa płyta, to przeczucie potwierdza.

Przekleństwo „prześlicznej”

Występująca pod pseudonimem Resina Karolina Rec należy do – nie tak znowu małej – grupy trzydziestokilkuletnich instrumentalistów i kompozytorów, którzy mają ambiwalentny stosunek do swojego wykształcenia.

Ukończyła gdańską Akademię Muzyczną w klasie wiolonczeli, jednocześnie studiując psychologię: – Bardzo mi zależało, aby nie studiować tylko na Akademii. To jest specyficzna szkoła, która w polskim wydaniu polega głównie na ciągłym siedzeniu w klasie i ćwiczeniu. Trudno wówczas znaleźć motywację do jakiejś innej formy rozwoju. Nie chciałam dać się zamknąć w klasie. Może dlatego wybrałam kierunek, który otwiera mentalnie.

W programie studiów nie było miejsca na zajęcia z improwizacji, realizacji dźwięku czy muzyki współczesnej. Za sprawą Akademii nie zmieniła jednak swojego zasadniczego poglądu na muzykę, według którego polega ona na magicznej relacji dotyku i dźwięku. Na nierozerwalnym związku z ciałem, fizycznością. To przekonanie towarzyszy artystce od dziewiątego roku życia, kiedy po raz pierwszy usiadła przy pianinie i dokonała tego odkrycia. Jeśli dziś sięga po elektroniczne efekty, to używa tylko instrumentów, które mają gałki, klawisze, suwaki – bez dotyku ani rusz.

Na studiach napotkała na alternatywę do wizerunku „Prześlicznej wiolonczelistki” z piosenki Skaldów („To jest naprawdę ładna piosenka, ale też przekleństwo dla grających kobiet”) – były to aranżacje fińskiej grupy wiolonczelowej Apocaliptica, których jednak nie potrafiła traktować poważnie. Pomysłu na swoją twórczość musiała poszukać sama. Do czasu, kiedy go znalazła, podejmowała różne prace związane z muzyką, lecz nie z grą na wiolonczeli. Potrzebę budowania relacji pomiędzy ciałem i dźwiękiem realizowała przez dwa lata w Polskim Chórze Kameralnym. Pracowała w biurze Sinfonii Varsovii oraz w firmie dobierającej muzykę do filmów i reklam. Wykonawstwem zajmowała się po godzinach.

Inspiracją do komponowania okazały się dla Rec kontakty z trójmiejskim środowiskiem bliższym rockowej alternatywie niż muzyce klasycznej.

Efemerydy i konkrety

W 2007 r. Rec została polecona Maciejowi Cieślakowi, Michałowi Bieli i Bogusławowi Szarmachowi, którzy założyli właśnie – efemeryczny, jak się później okaże – zespół Kings of Caramel. Mieli plan, aby zaaranżować elegancki pop-rock między innymi na wiolonczelę, więc potrzebowali wsparcia. Nagrany w tym kwartecie album zebrał entuzjastyczne recenzje, ale ważniejszym rezultatem tej sesji było dla Rec spotkanie z Cieślakiem, ikoną alternatywy, liderem Ścianki – jednego z najważniejszych polskich zespołów ostatniego dwudziestolecia. Wiolonczelistka złapała z nim wspólny język. Cieślak również ukończył gdańską Akademię.

Trzy lata później gitarzysta i wokalista znów zaprosił Rec do współpracy, której owocem była akustyczna, zaaranżowana na smyczki płyta zespołu Cieślak i Księżniczki. Pracując nad aranżami na ten właśnie album wiolonczelistka pomyślała po raz pierwszy, że mogłaby zrobić coś na własną rękę. Czasu, aby się oswoić, Rec nie dostała jednak wiele: – Niedługo później odwiedził mnie Michał Biela i poinformował, że ma w planach solowy koncert i ja wystąpię przed nim. Po prostu mi to zakomunikował. Nie było wyjścia, zagrałam swój pierwszy koncert.

– W tamtym czasie nie było jeszcze w Polsce wielu popularnych artystów, którzy grali nieklasyczną muzykę na klasycznym instrumentarium – twierdzi Rec. – Zaczęłam więc wysyłać maile do zagranicznych wytwórni, które wydawały podobne albumy. I spośród tych wydawnictw odpisał do mnie Fat Cat. Okazało się, że pomimo pozycji, jaką sobie wypracowali w świecie, nie utracili ciekawości i wciąż słuchają wszystkich nadesłanych demówek.

Działająca od ponad dwudziestu lat niezależna wytwórnia z Brighton to poważna firma. Nagrywaja dla niej m.in. Björk, Sigur Rós czy Animal Collective. W 2001 r. wytwórnia postanowiła otworzyć pododdział specjalizujący się w nowej kameralistyce i tzw. muzyce post-klasycznej. Ta odnoga Fat Cat funkcjonująca pod nazwą 130701 wydała albumy m.in. Maksa Richtera, Hauschki czy zmarłego w tym roku Jóhanna Jóhann­ssona. Wiele z tych nagrań to bardzo dziś popularny post-minimalizm, po który chętnie sięgają – oswojeni przez Philipa Glassa – producenci filmowi. Richter tylko w ubiegłym roku komponował muzykę do niemieckiego „Powrotu do Montauk”, brytyjskiego „Poczucia kresu” na podstawie powieści Juliana Barnesa i amerykańskiego westernu „Hostiles” z Christianem Bale’em w roli głównej. Ukrywający się pod pseudonimem Hauschka Volker Bertelmann był nominowany do Oscara w 2016 r. za ścieżkę dźwiękową do filmu „Lion. Droga do domu”. Tragicznie zmarły Jóhann­sson miał dwie takie nominacje („Sicario” i „Teoria wszystkiego”). Podpisując kontrakt z Anglikami, Rec znalazła się w elitarnym gronie.

Bez niedomówień

Radości związanej z zainteresowaniem brytyjskiej wytwórni towarzyszył jednak stres. Po podpisaniu kontraktu Rec postanowiła rzucić ówczesną pracę: – To jest bardzo trudne, ale nie mogłabym znaleźć lepszego momentu na podjęcie takiej decyzji. Po wydaniu płyty wytwórnia pytała o moją dostępność, a pracowałam w firmie, która bardzo mnie absorbowała. Od tego momentu próbuję utrzymywać się głównie z muzyki.

Początkowo ciśnienie podnosiły wiolonczelistce także solowe występy, których po premierze przybyło: – Jestem klasycznym produktem szkoły muzycznej, gdzie wyjście na scenę zawsze wiąże się z ogromnym stresem. Ta świadomość presji ciągłej oceny wdrukowuje się głęboko. Trzeba się mocno skupić na przeformułowaniu myślenia o graniu muzyki, żeby złapać zupełnie nieakademicką radość z dzielenia się nią z ludźmi.

W porównaniu z debiutancką płytą, tegoroczne „­Traces” (ma się ukazać w Fat Cat w lipcu) jest gęściej wypełnione dźwiękami. Centralnym punktem nagrań pozostają melodie skomponowane na wiolonczelę i głos, ale artystka śmielej posługuje się tu elektroniką. Na „Traces” nie znajdziemy rytmicznych bitów, ale pojawiają się potężne pogłosy („In In”), zmieniające barwę dźwięków efekty („Lethe”) oraz ciężkie drone’y („Leftover”), których nie powstydziłby się Jóhannsson.

– Zaczęłam się dusić w tej subtelności, która charakteryzowała moją muzykę – przyznaje Rec. – Miałam potrzebę nagrania utworów, które będą bardziej wyraziste, intensywne, ciężkie. Na „Traces” również nie brakuje niuansów, ale nie stanowią one istoty tej płyty. Mniej tu niedopowiedzeń.

Intensywność tej muzyki połączona z post-minimalistyczną melodyjnością i delikatnym sopranem potrafi chwycić za gardło.

Okaleczona duchowość

Album „Traces” promuje teledysk do utworu „Procession”, w którym obserwujemy ruiny budowli i zniszczone, niekompletne rzeźby. Fascynacja tymi ostatnimi zbiegła się z pracami nad płytą. Ich wpływ był tym silniejszy, że – jak przyznaje artystka – w momencie komponowania jest szczególnie wyczulona i wszystko, co ogląda, słucha czy czyta, oddziałuje na nią ze zwiększoną siłą.

Rec zaczęła się zastanawiać, dlaczego te okaleczone rzeźby wywołują w niej takie emocje. Zaczęła o nich myśleć jako o symbolu ludzkiej pamięci – wybiórczej, skorej do wypierania trudnych historii. Wiele z tych figur miało religijny kontekst. Ogromne wrażenie zrobił na Rec między innymi pozbawiony rąk św. Jerzy z Muzeum Narodowego w Gdańsku, który góruje nad kadłubkiem smoka.

– Zdałam sobie sprawę, że to może mieć związek z szukaniem transcendencji w muzyce. I ogólniej, próbami realizacji potrzeb duchowych we współczesnych realiach. Mam czasem wrażenie, że te potrzeby bywają zaspokajane w trochę nieoczywisty i pozornie odległy sposób (sporty ekstremalne, mówcy motywacyjni itp.). Niezależnie od tego, czy uznamy je za echo ewolucji, czy psychologiczną konieczność, szukamy sposobów ich realizacji i myślę, że mnie taką możliwość daje właśnie muzyka.

O tym, czy kompozycje Karoliny Rec mogą mieć podobny wpływ na odbiorców, będzie się można przekonać 3 czerwca w warszawskim klubie Powidoki, gdzie artystka premierowo wykona utwory z zaplanowanej na lipiec płyty. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i krytyk muzyczny, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” (2018 r.).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2018