Dopingowanie mózgu

Zwiększona koncentracja, lepsza pamięć, brak oznak zmęczenia. I to dostępne w pigułce. Najpoważniejsze ośrodki naukowe dyskutują nad swobodnym dostępem do takich specyfików.

20.01.2009

Czyta się kilka minut

Dla młodszych ludzi kawa to często relikt PRL. Oni mają napoje energetyczne oraz preparaty, których działanie dawno przelicytowało "małą czarną". Popularność tzw. "dopalaczy" nakręca pośpiech czy presja nowoczesnej pracy.

Organizmu oszukać na dłuższą metę się nie da - przestrzegają lekarze. Jednak za sprawą prestiżowego magazynu naukowego "Nature" pojawił się ostatnio zupełnie inny pogląd.

Dyskusja od nowa

Listę tych, którzy zabrali głos na łamach tego pisma, czyta się jak ranking najlepszych uczelni świata: specjaliści z Cambridge, Oxfordu, Harvardu oraz Uniwersytetu Kalifornia z Santa Barbara i Uniwersytetu Philadelphia. Sześciu z siedmiu autorów artykułu 456. numeru "Nature" z 11 grudnia 2008 r., zalicza się do czołówki badaczy ludzkiego mózgu. Do grupy naukowców dołączył sam Philip Campbell, redaktor naczelny magazynu. Chcieli zainicjować dyskusję na temat swobodnego dostępu do tzw. cognitive - enhancing drugs, a więc środków, które zwiększają koncentrację i ograniczają efekty zmęczenia.

Problem "dopingu umysłowego" nie jest nowy. Przed kilkoma laty weszły na polski rynek preparaty usprawniające myślenie czy zapamiętywanie. Początkowo przeznaczone były dla cierpiących na poważne choroby. Bardzo szybko jednak zaczęli po nie sięgać zdrowi. Problem stał się aktualny za sprawą coraz liczniejszego grona studentów, którzy studiując często dwa, a nierzadko i trzy kierunki, próbują wspomóc organizm. Zjawisko przywędrowało zza oceanu, gdzie naukowcy oraz studenci wspierali się medykamentami dostępnymi jedynie na receptę.

Do tej pory badacze nie kryli swojego sceptycyzmu. Komentarz w "Nature" nadaje debacie nowy ton: pytanie nie brzmi tam, czy sztuczne podwyższanie wydajności organizmu jest zgodne z prawem. Zamiast tego autorzy pytają, jak zorganizować dystrybucję i dostępność środków tak, aby były one bezpieczne.

Problemem kilka tygodni temu zaczęli się zajmować polscy parlamentarzyści. Według złożonego już w Sejmie projektu, na liście zakazanych środków farmakologicznych znalazłaby się benzylopiperazyna (BZP), substancja najczęściej występująca w napojach energetyzujących, w działaniu przypominająca amfetaminę. Zainteresowanie polityków wywołał pokrewny temat tzw. funshopów, czyli miejsc, które funkcjonując jako "sklepy kolekcjonerskie", handlują środkami pobudzającymi o działaniu przypominającym narkotyki, także te "twarde". Ostatnie tygodnie minęły pod znakiem policyjnych rewizji w tych sklepach.

Głos zabrali także sami zainteresowani. Piotr Domański, rzecznik sieci funshopów Dopalacze.com tłumaczy "Tygodnikowi", że produkty w ich sklepach zostały dokładnie przebadane na obecność substancji zakazanych, takich jak amfetamina, LSD, kokaina, heroina, THC, morfina czy efedryna.

Sprawa jest jednak o tyle skomplikowana, że choć nawet Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków ogłosiła, iż BZP jest produktem uzależniającym, to jednak już dwa dni później wycofała się z tego stanowiska. Niemniej, BZP pozostała na amerykańskiej liście środków nielegalnych.

Narkotyk czy używka

"Poprawa cech kognitywnych ma wiele do zaoferowania nie tylko jednostce, ale i całemu społeczeństwu - piszą naukowcy. - Odpowiednią reakcją społeczeństwa powinno być zapewnienie swobodnego dostępu do bezpiecznych dla zdrowia środków wspomagających przy jednoczesnym zarządzeniu ryzykiem".

Temu właśnie "zarządzaniu ryzykiem" przyjrzał się Claus Normann, psychiatra z Uniwersytetu we Freiburgu. Lekarz przeanalizował dane dotyczące najczęściej stosowanych cognitive enhancers. Pod lupę wziął ritalin, który powstał z myślą o cierpiących na zaburzenia hiperkinetyczne w tzw. chorobie Mohra. Ale szybko znalazł zastosowanie jako środek stymulujący podobny do amfetaminy. Zbadał także donepezil, lek stosowany w leczeniu otępienia, szczególnie w walce z Alzheimerem, jak również modafinil - środek stymulujący używany w walce z narkolepsją. Największą zagadkę stanowi ten ostatni. Mechanizm jego działania jest praktycznie nieznany. Modafinil zażywają przed dłuższymi lotami piloci wojskowi. W najmniejszych dawkach działaniem przypomina sześć filiżanek espresso.

Do tej pory nie udało się jednak zbadać, jakie skutki uboczne mogą powodować te substancje u zdrowych osób, które przyjmują je przez dłuższy czas. Badania niemieckiego psychiatry dowiodły, że niektóre środki poprawiające pamięć przyczyniają się do powstawania nowych komórek nerwowych w mózgu. Niewykluczone też, że długotrwałe zażywanie substancji może doprowadzić do groźnych chorób lub nawet powstania guza. Podobnego zdania jest dr Bohdan Woronowicz, kierownik Ośrodka Terapii Uzależnień w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. - Dopalacze od nielegalnych substancji różnią się tylko tym, że sprzedaje się je legalnie- mówi. - W ich skład wchodzą substancje psychoaktywne, takie jak kofeina, guaranina czy będąca pochodną amfetaminy efedryna.

Terapeuta podkreśla też, że podobne środki mają wpływ na stan psychiczny człowieka, co może prowadzić do uzależnienia psychicznego.

Ale przed nauką nie stoi jedynie zadanie przebadania długofalowych skutków przyjmowania środków pobudzających. Do tej pory badaczom nie udało się jednoznacznie odpowiedzieć na - być może - najważniejsze pytanie: czy owe substancje rzeczywiście podnoszą wydolność i osiągnięcia. W niektórych badaniach przyjmujący ritalin wypadli lepiej, w innych wręcz przeciwnie.

Największy zysk odnoszą jednak na razie wielkie firmy farmaceutyczne. Substancje takie jak ritalin i modafinil napędzają im obroty, zwłaszcza przed sesjami egzaminacyjnymi. Wyprodukowany przez firmę Aflofarm preparat o nazwie "Sesja" był swego czasu prawdziwym hitem. Zawarty w nim magnez poprawiał pamięć, kofeina niwelowała oznaki zmęczenia, a wyciąg z miłorzębu Ginkgo biloba zwiększał przepływ krwi przez mózg, co skutkowało lepszą pamięcią. Popularne są także preparaty z lecytyną, która poprawia krążenie krwi i dotlenia organizm. Na świecie pracuje się z kolei nad nowymi neurodopalaczami, oficjalnie preparatami do walki z demencją. Daje też do myślenia, że dwaj spośród autorów komentarza w "Nature" - Eric Kandel (laureat Nobla w 2000 r.) oraz Tim Tully - pracują w firmach farmaceutycznych. Choć trzeba uczciwie dodać, że założyli swoje przedsiębiorstwa już jako autorzy wybitnych odkryć.

Co dalej

Nawet mimo że efektów ubocznych i sposobu działania wielu dopalaczy wciąż nie zbadano, środki te przyjmuje się coraz chętniej. I nie tylko w USA czy na zachodzie Europy. Polscy studenci nie odstają wcale od kolegów z innych krajów. Wprawdzie media nie donoszą jeszcze o zdających egzamin, u których - wzorem korzystających z dopingu sportowców - stwierdzono substancje wspomagające w organizmie, coraz częściej jednak studenci - pod presją kilku kierunków i przekonania, że aby dostać pracę, muszą być najlepsi - decydują się iść na skróty. Podobnej debaty, jak ta w Ameryce, można się spodziewać lada chwila.

Do legalności dopalaczy jeszcze daleko. Prof. Jerzy Vetulani z Instytutu Farmakologii Polskiej Akademii Nauk w Krakowie uważa, że bardzo wielu ludziom trzeźwą ocenę zjawiska zacierają postawy polityczne i światopoglądowe. - Poruszamy się po śliskim gruncie - podkreśla. - Gdyby sprzedawać je legalnie, na rynku osiągalne byłyby jedynie dobrze przebadane, nieskażone dodatkami preparaty.

W jego ocenie ten sposób, wsparty akcją edukacyjną, wsparłby walkę z uzależnieniami. Przeciwnego zdania jest dr Woronowicz: - Młodzi ludzie biorący dopalacze uczą się, że mogą sztucznie poprawić sobie nastrój czy zwiększyć wydolność. Normalny stan przestaje im wystarczać, poprzeczka się podnosi, a to już pierwszy krok do uzależnienia - podkreśla.

Autorzy artykułu w "Nature" przekonują, że należy skończyć z nieuczciwą sytuacją w czasie egzaminów i oddać preparaty poprawiające zdolności kognitywne do dyspozycji studentów. Gdyby tak się rzeczywiście stało, pojawiłby się najbardziej istotny problem: pod wpływem presji rówieśników po środki te sięgnęłoby wielu z tych, którzy dziś liczą na naturalne możliwości własnego mózgu. To de facto wymuszanie korzystania z dopalaczy. Naukowcy wspominają o tym mimochodem, a jest to najbardziej kontrowersyjny element pomysłu. Chyba nie ma sposobu, by go ominąć.

Ale tekst z "Nature" nie jest przecież gotowym projektem zmian i nawoływaniem do legalizacji środków o podejrzanym działaniu. Jeśli wierzyć redaktorowi naczelnemu magazynu, publikacja miała sprowokować dyskusję. Adresowana była przede wszystkim do tych, którzy jeszcze nie zdają sobie sprawy, że sztuczne wspomaganie umiejętności kognitywnych już dawno przestało być tematem produkcji science-fiction. "Społeczeństwo już dawno wyprzedziło świat nauki" - napisał Cambell.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2009