Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mój rower jest ze mną od niedawna, wcześniej korzystałam z miejskiego wavelo, a jeszcze wcześniej z bardzo starego, pożyczonego „górala”. Żadna ze mnie sportsmenka, rower służy mi przede wszystkim jako środek transportu. Jeżdżę nim do biblioteki popracować i załatwiać sprawy w wydawnictwie. Ale też na kawkę, lekcje ukraińskiego, zakupy, na pociąg i na spotkania z przyjaciółmi. Moim ulubionym miejskim szlakiem jest Młynówka (a właściwie Młynówka Królewska), arteria pieszo-rowerowa przecinająca Bronowice i Krowodrzę, dawne sztuczne koryto rzeki Rudawy. Z daleka niby niepozorny zielony park, który biegnie jak długa drzewiasta żyłka, pompująca chlorofil w tkankę Krakowa. To mój ideał drogi przez miasto. Spotykam tam, oprócz pieszych i innych rowerzystów, sikory, modraszki, bogatki (czasem, jeśli się nie spieszę, przystaję i sprawdzam nazwy w aplikacji, która rozpoznaje ptaki po nagraniu śpiewu). Podobno pomieszkują tam też kuny i jeże. To taka droga, po wyruszeniu w którą człowiek, zamiast się męczyć, że gdzieś musi wyjść, jechać, doganiać obowiązki, cieszy się z intensywnej podróży w zieloność.
CZYTAJ DODATEK "TP" NA WAKACJE: WŁÓCZYKIJ KULTURALNY 2022>>>