Do raportu!

Czy publikację raportu Jerzego Millera o katastrofie smoleńskiej przesuwano ze względu na kłopoty z tłumaczeniem? W to nie wierzą nawet politycy Platformy.

26.07.2011

Czyta się kilka minut

/rys. Mirosław Owczarek /
/rys. Mirosław Owczarek /

Dlaczego czekanie się przedłużyło? Chodzi o problemy z przełożeniem tekstu na rosyjski i angielski? - pytałem w zeszłym tygodniu asystenta jednego z najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej. W odpowiedzi dostałem filmik z 2010 r. Minister Jerzy Miller siedzi za stołem prezydialnym i z pełną powagą raportuje dziennikarzom, że największym wrogiem wałów przeciwpowodziowych jest "bóbr, takie zwierzątko". - Tłumacze szukają odpowiednika słowa "bóbr" - ironicznie komentował mój rozmówca, dając do zrozumienia, że sprawa nie dotyczy kłopotów z przekładami. Sprawa jest rzeczywiście bardziej skomplikowana niż językowe trudności i rozgrywa się na kilku poziomach.

W lutym, czyli w czerwcu

Na początek warto zauważyć, że wypowiedzi i ministra Jerzego Millera, i premiera Donalda Tuska z ostatnich sześciu miesięcy to pasmo niedotrzymanych obietnic. W styczniu premier z sejmowej mównicy stwierdza, że raport będzie gotowy do końca lutego. W lutym Miller zapowiada sześciotygodniowy poślizg. W marcu Tusk sugeruje, że dokumentu można się spodziewać w okolicach rocznicy katastrofy.

- Może jeszcze kwiecień, może maj - dopowiada Miller. W kwietniu szef MSWiA precyzuje, że "w maju lub w czerwcu".

- Czerwiec to będzie ten miesiąc, kiedy cała sprawa znajdzie swój finał - zapowiada Tusk pod koniec kwietnia.

To tylko kilka przykładów rzucania słów na wiatr przez obu polityków. Dlaczego czekanie na raport się przedłuża i dlaczego premier Tusk składał obietnice bez pokrycia? Zacznijmy od poziomu politycznego.

Co premier czyta w łóżku

Partia rządząca dysponuje badaniami, z których wynika, że smoleński raport to nie jest temat elektryzujący elektoraty PO i SLD - czyli na łowisku, na którym wyborców szuka Donald Tusk. Większość wyborców o takich sympatiach ma dość dyskusji o katastrofie, chcą poznać raport, ale czy będzie on w kwietniu, czerwcu, czy wrześniu - nie ma dla nich pierwszorzędnego znaczenia.

Z kolei większość zwolenników PiS ma wyrobione zdanie na temat przyczyn katastrofy, ich raport Millera nie przekona. Opinii nie zmienią. Krótko mówiąc, nie ma powodu, żeby akurat ta sprawa - smoleński raport - znajdowała się na liście priorytetów premiera.

- Szczerze? Nie wierzę, że Tusk nawet przeczytał cały raport Millera. Nie wyobrażam sobie Tuska, który wieczorem kładzie się do łóżka, zakłada okulary i czyta o kącie natarcia tupolewa podchodzącego do pasa lotniska. Może przerzucił wzrokiem wnioski i tyle - opowiada rozmówca z Kancelarii Premiera.

Sen z powiek szefa Platformy spędzają inne rzeczy - rosnące ceny, zaniepokojenie Polaków sytuacją gospodarczą, ewentualne rozliczanie go z wielu obietnic, które złożył w 2007 r. Poza tym Donalda Tuska dużo bardziej w ostatnich tygodniach zajmują sprawy związane z prezydencją europejską, z kampanią wyborczą, która przecież nieoficjalnie toczy się już od dawna. To z resztą, jak wynika z nieoficjalnych informacji, odbija się na bieżącym funkcjonowaniu Kancelarii Premiera - piętrzą się papiery, które czekają na podpis szefa rządu.

Konkret z rękawa

Osoba wpływowa w obozie władzy: - Donald nie czuł na plecach oddechu dziennikarzy w sprawie publikacji raportu. Umówmy się, że główne gazety i dzienniki telewizyjne nie krzyczały co dzień "Tusk mówi nieprawdę. Zapowiadał raport na luty, a nie ma go jeszcze w czerwcu!".

Krótko mówiąc, premier nie czuł presji, by uznać tę sprawę za istotną ze swojego punktu widzenia. Inne powody przedłużania prac miał minister Miller, jeszcze inne komisja ekspertów.

W tym rzucaniu kolejnych zapowiedzi przez Donalda Tuska jest coś charakterystycznego dla tego polityka.

- Donald lubi od czasu do czasu rzucić konkret, najlepiej z datą - opowiada jeden z ministrów. Na przykład w 2008 r. na forum gospodarczym w Krynicy strzela zapowiedzią, że Polska od 2011 r. przyjmie walutę euro. Zapowiedź nie była nawet skonsultowana z ministrem finansów Jackiem Rostowskim, zresztą szybko okazało się, że zamysł jest całkowicie nierealny. Ale brzmiał fajnie, ambitnie i stał się najważniejszym newsem całej imprezy. Z podawaniem kolejnych dat ukazania się raportu było trochę podobnie.

- Po którejś z tych zapowiedzi Miller żalił się politykom Platformy, że Tusk nie uzgadnia z nim stanowiska - opowiada rozmówca z PO.

MSWiA pod lupą

Są też powody, dla których nie musiało się śpieszyć samemu Jerzemu Millerowi. Od dawna na biurko premiera docierają informacje o tym, że źle się dzieje z ważnymi projektami informatycznymi, za które odpowiada MSWiA. Chodzi m.in. o będący w powijakach projekt wprowadzenia nowych dowodów osobistych.

- Sprawa wymagałaby ostrego cięcia ze strony premiera, ale ten jest zablokowany. Dopóki Miller pisze raport, ma swoisty immunitet. Tusk nie może zrobić porządku w MSWiA, bo wszyscy powiedzą: "Premier rzuca się na Millera i jego ludzi, bo boi się raportu". Oczywiście Miller wie, że projekty informatyczne są pod lupą Kancelarii Premiera. Czy ta sytuacja zachęca Millera do przyśpieszania pracy nad raportem? Nie zachęca - mówi osoba znająca relacje na linii Kancelaria Premiera-MSWiA.

W nieoficjalnym rozmowach z innymi politykami Jerzy Miller mówił, że dla sprawy byłoby najlepiej, gdyby raport ukazał się po wyborach. Tak, by nie stawał się tematem do wykorzystywania w kampanii. Czy tylko o to chodzi?

- Być może w tle była rozgrywka Millera o przetrwanie w następnym układzie ministerialnym. Tyle że Tusk nie chce, by Miller był szefem MSWiA po wyborach. O ile oczywiście PO wygra 9 października, a on sam nadal będzie premierem - mówi osoba pracująca z Donaldem Tuskiem.

Wojsko broni tajemnic

Osobną sprawą jest to, co dzieje się wewnątrz komisji między samymi ekspertami badającymi okoliczności katastrofy. Dla wszystkich jest jasne, że raport w największym stopniu uderzy w środowisko wojskowe. W tych, którzy odpowiadali za szkolenia załóg czy bezpieczeństwo lotów.

Osoba, będąca blisko zespołu Millera: - W komisji są żołnierze i cywile. Istnieje między nimi spór. Po pierwsze o to, jak daleko idące tezy powinny być stawiane w sprawie sytuacji w wojskowym lotnictwie. Nie ma co kryć, że oficerowie będący członkami komisji mogą być postrzegani tutaj jako sędziowie we własnej sprawie. Po drugie, część wojskowych ekspertów komisji stoi na stanowisku, że niecała wiedza z raportu powinna być wyciągana na światło dzienne. Używają argumentu, że część wiadomości to wojskowe tajemnice, które Polska powinna chronić przed innymi państwami.

To napięcie oczywiście nie sprzyjało temu, żeby prace szły sprawnie i skończyły się w pierwszym możliwym terminie.

Iksiński? Nie znam

Wygląda jednak na to, że tym razem poznaliśmy termin prezentacji dokumentu. Premier zapowiedział, że nastąpi ona 29 lipca. Data nie wygląda na przypadkową. Najbliższy piątek to ostatni dzień posiedzenia Sejmu przed dwutygodniowymi wakacjami. Tusk uniknie najpewniej debaty parlamentarnej o raporcie. Takie wydarzenie nie byłoby korzystne dla władzy - zmobilizowałoby do walki na słowa z Tuskiem posłów z pierwszych ław PiS i SLD. Wszystko pokazywałyby wieczorne dzienniki telewizyjne.

A tak dyskusja na temat dokumentu trafi na czas politycznej flauty, w środek sezonu ogórkowego, w pierwszych dwóch tygodniach sierpnia. Dalsze czekanie z raportem przestało się premierowi politycznie opłacać. Dlatego zapowiedział publikację niezależnie od tego, jaki jest stan tłumaczeń.

- Miarka się przebrała. Już nawet Grzegorz Schetyna i Waldemar Pawlak zaczęli się wypowiadać, że to wszystko za długo trwa - przypomina poseł PO.

W lipcu ukazały się badania na temat tego, jak Polacy postrzegają szefa rządu. Miły, przystojny, ale nie dotrzymuje tego, co obiecywał. Akurat w sprawie raportu nie dotrzymywał słowa bardzo często. Z tych wszystkich powodów postanowił wykonać cięcie i wreszcie położyć papiery na stół.

Czy jednak Donald Tusk niepokoi się samym raportem?

- Kompletnie na to nie wygląda - twierdzi osoba, która ma z nim kontakt.

Ważny poseł PO: - Może niektórzy tego nie rozumieją, ale w tym raporcie nie będzie mowy o tym, że odpowiedzialność ponosi minister X i wicepremier Z. Mowa będzie o tym, że w lotnictwie transportowym był źle zorganizowany system szkolenia pilotów w latach takich i takich. Nie będzie nawet nazwiska osoby, która za to odpowiadała. Będzie sobie można wklepać do internetu dane i sprawdzić, że był to podpułkownik Iksiński. Tyle że podpułkownika Iksińskiego nikt w Polsce nie zna.

Wnioski będą na takim poziomie. Jeśli ktoś liczy na polityczny wstrząs, to się przeliczy.

Klich? Bez szans

Oczywiście raport przyniesie "polityczną ofiarę". Co do tego wątpliwości nie mają nawet liderzy PO. Tą ofiarą będzie minister obrony narodowej Bogdan Klich.

Dokument Jerzego Millera pokaże bałagan, brak profesjonalizmu w wojsku, a "czapka nad armią" to przecież minister Klich. Czy padnie w pierwszych dniach po opublikowaniu raportu?

Wpływowa postać w Platformie: - Premier tego nie przesądza. Pewnie sporo zależy od tego, jak dokument Millera zostanie przyjęty przez publiczność. Tusk uważa, że zmiany ministrów na niespełna trzy miesiące przed wyborami to bezsensowny ruch. Jeśli jednak zewnętrzna presja będzie silna, nie zawaha się wyrzucić ministra.

Jednak na dłuższą metę losu Bogdana Klicha nic nie jest w stanie odwrócić. Nie będzie go na listach wyborczych PO i w rządowej ekipie, o ile partia premiera wygra wybory.

Poseł PO: - Pan premier w wąskim gronie mówi, że po 9 października ewentualne występy przed prokuraturą, komisjami to będą »prywatne sprawy pana Bogdana«".

Jeśli z politycznego punktu widzenia konieczne będzie wykonanie szybkiego cięcia w MON jeszcze przed wyborami, Bogdana Klicha może zastąpić "techniczny minister" na kilka tygodni. W tym kontekście pojawia się na przykład nazwisko Czesława Piątasa, obecnego zastępcy Klicha.

Oczywiście prawdą jest, mimo zaprzeczeń płynących z Kancelarii Premiera, że ekipa rządowa prowadziła nieudane rozmowy na temat politycznego transferu do obozu władzy Janusza Zemkego, europosła SLD i byłego wiceministra obrony. Jednak stawianie tezy, że dlatego opóźniano publikację raportu, jest zbyt daleko idące.

- Trzeba na to patrzeć w kontekście poprzednich transferów Bartosza Arłukowicza czy Dariusza Rosatiego, w których szło o osłabianie Grzegorza Napieralskiego i SLD. Zemke byłby cennym nabytkiem. Jest lubiany, nawet polityczni przeciwnicy wysoko oceniają jego kompetencje - mówi rozmówca z Kancelarii Premiera.

Wcześniejsze lub późniejsze, ale jednak przesądzone, rozstanie z Bogdanem Klichem nie będzie dla Donalda Tuska ciężkim przeżyciem. Na pewno nie takim jak polityczny rozwód z Grzegorzem Schetyną czy Mirosławem Drzewieckim, którzy przez lata byli najbliższymi druhami lidera Platformy. Między Tuskiem a Klichem takiej chemii nie było nigdy. Pokazywały to choćby posiedzenia Rady Ministrów.

- Tusk nieraz robił sobie worek treningowy z Klicha. Miał pretensję, że minister chce wydawać grube miliony na wojskowe zabawki, gdy wokół szaleje kryzys. Tusk na armii się nie zna, nie czuje tego klimatu. Klich nie potrafił się do niego przebić ze sprawami wojska - odpowiada jeden z ministrów.

Arabski? Odżył

Czy oprócz Klicha polityczną odpowiedzialność po raporcie Millera poniesie ktoś jeszcze? Wiosną politycy, również ci z Platformy, w kuluarowych rozmowach mówili, że ofiarą dokumentu może być Tomasz Arabski, szef Kancelarii Premiera. To on, zgodnie z instrukcją lotów Head (reguluje loty VIP-owskich maszyn), odpowiada za koordynację wykorzystywania samolotów przez różne instytucje państwowe.

Rozmówca z władz Platformy: - Tomek chodził jak struty. Bał się własnego cienia. Ale w ostatnich tygodniach wyraźnie odżył. Będzie kandydował z list Platformy, bierze udział w naradach w najwęższym gronie dotyczących strategii wyborczej. Wygląda na to, że w raporcie Millera nie będzie wniosków, które go obciążą.

Platformie marzy się spisek

Z czysto politycznego punktu widzenia publikacja dokumentu Millera może być dla Tuska korzystna. Z badań robionych na potrzeby kampanii wypływa niedobry wniosek dla Platfromy - 9 października zapowiada się niska frekwencja, nawet w okolicach trzydziestu kilku procent. To zła wiadomość dla partii władzy. "Twarde elektoraty" PiS i PO są porównywalne. Większy rezerwuar głosów ma partia rządząca, ale coś musi zmobilizować ludzi, by poszli do wyborów. Premierowi (powtarza to w rozmowach ze współpracownikami) marzy się podniesienie emocji między PO a PiS do poziomu, który był w 2005 i 2007 r. Przypomnijmy, że wybory sprzed czterech lat przyniosły rekordową frekwencję i to ona zadecydowała o dużym, 10-procentowym zwycięstwie PO nad PiS.

Czy publikacja raportu będzie zapalnikiem emocji? Na pewno zadziała jak płachta dla byka na część obozu PiS. Dla Platformy lepiej, jeśli ton w obozie Kaczyńskiego będą nadawać radykałowie, a nie politycy tacy jak Ludwik Dorn czy Jerzy Polaczek, po których można się spodziewać chłodnej i rzeczowej krytyki dokumentu.

Jeden z liderów PO w parlamencie: - Im więcej Macierewicza, im więcej inni będą mówić o helu i sztucznej mgle, spisku, krwi na rękach Tuska, im więcej tego typu emocji, tym lepiej dla nas. To najlepiej mobilizuje elektorat, który boi się radykalizmu. Dla nas to lepsza droga niż tłumaczenie się z niespełnionych obietnic wyborczych sprzed czterech lat.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2011