Dlaczego Zełenski poleciał do USA

Krótka wizyta prezydenta Ukrainy w USA obfitowała w gesty, które mają potencjał, by przejść do historii. Ale miał on też konkretne powody, by akurat teraz prosić o dalsze wsparcie Ameryki.

23.12.2022

Czyta się kilka minut

Był to naprawdę wysiłek organizacyjny – zważywszy, że mówimy o kraju, w którym od dziesięciu miesięcy w powietrzu latają tylko ukraińskie samoloty bojowe (i z rzadka medyczne śmigłowce), i po którym także jego przywódca porusza się samochodem lub pociągiem. Był to także bez wątpienia starannie przemyślany scenariusz, mający wyeksponować polityczne i moralne przesłanie tego, co Wołodymyr Zełenski chciał powiedzieć (i pokazać) amerykańskim politykom – oraz amerykańskiej opinii publicznej.

Piekło Bachmutu

Kalendarz Zełenskiego w ciągu tych paru dni wyglądał bowiem tak: we wtorek 20 grudnia zjawił się nieoczekiwanie w Bachmucie – właśnie w tym mieście w obwodzie donieckim, o którym niektórzy analitycy zaczynają mówić jako o „ukraińskim Verdun”. Inni, w tym (wolący przezornie pozostać anonimowymi) ukraińscy wojskowi, sięgają po obrazowe porównanie: że Bachmut oraz jego bliższe i dalsze okolice w Donbasie – jak Sołedar, Wuhłedar czy słynne Piski (dziś już w rękach rosyjskich) – stały się „maszynką do mięsa”.


PODKAST POWSZECHNY:
CIEPŁO DLA UKRAINY. O tym, jak dzisiaj wygląda życie Ukraińców pozbawionych prądu w czasie mrozów, zagrożonych atakami rakietowymi i gospodarczą ruiną, jak sobie radzą mimo ataków Rosjan na cywilną infrastrukturę – i o tym, jak czytelnicy „Tygodnika” pośpieszyli im z pomocą, opowiada Wojciech Pięciak >>>>


Na liczącym ponad 1000 kilometrów froncie ten odcinek Donbasu jest dziś bowiem w gruncie rzeczy jedynym miejscem, gdzie wojska rosyjskie nadal atakują – stale, konsekwentnie i najwyraźniej nie licząc się z ogromnymi ofiarami. Ściśle rzecz biorąc, atakuje tutaj głównie tzw. Grupa Wagnera – ta rosyjska „armia w armii”, której siły walczące na terenie Ukrainy mają liczyć dziś, według amerykańskich szacunków, może nawet 50 tys. żołnierzy, z czego 40 tys. stanowić mają zwerbowani więźniowie (50 tys. żołnierzy – to już nie jest jakaś tam „grupa”, to ekwiwalent trzech dywizji, albo inaczej: około 8-10 samodzielnych brygad).

Z wypowiedzi rosyjskich polityków można wnosić, że tak silne skoncentrowanie się na tak wąskim odcinku frontu ma uzasadnienie nie tyle wojskowe, co prestiżowe – „wyzwolenie Donbasu” (jak nazywają to ludzie Kremla) miałoby być przynajmniej celem minimum w tej wojnie, w której Rosja, niby globalne mocarstwo, już kilka miesięcy temu utraciła strategiczną inicjatywę, i której wysiłki – poza Bachmutem – sprowadzają się do tego, aby zbudować możliwie silne fortyfikacje polowe, mające zatrzymać ewentualne nowe ukraińskie kontrofensywy. Bez wątpienia nie tak wyobrażał sobie tę „operację” 10 miesięcy temu Władimir Putin, gdy wydawał rozkaz do jej rozpoczęcia.

Putin na zapleczu, Zełenski na froncie

Dzisiaj rosyjski prezydent również udał się – niemal w tym samym czasie, co Zełenski – w stronę frontu. Ale w odróżnieniu od ukraińskiego przywódcy, zatrzymał się w absolutnie bezpiecznej od niego odległości: prawdopodobnie w Rostowie nad Donem, skąd odbył „naradę sztabową” ze swoimi dowódcami. Inaczej Zełenski: ten pojechał wprost do Bachmutu, aby tu spotkać się ze swoimi żołnierzami. Na nagraniu z tego spotkania w tle słychać odgłosy eksplozji.

Bachmut od Przemyśla dzieli dobrych 1300 kilometrów drogi – dobrej, bez dziur, ale zwykle jednopasmowej, po której obecnie trudno jest poruszać się ze szczególnie dużą prędkością, gdyż co chwila napotyka się na konwoje ciężarówek i cystern. Pędzące i tak ile mocy w silnikach, eskortowane przez auta policyjne i wojskowe z „kogutami”, łamiące przepisy i wymuszające bezwzględnie pierwszeństwo – albo transportują materiały wojenne na front, albo wracają po kolejne ładunki.

Prawdopodobnie tędy – tą tzw. „trasą południową”, przecinającą poziomo wzdłuż Ukrainę – Zełenski pędził z Bachmutu do polskiej granicy, w kiepskich warunkach atmosferycznych. Pędzić musiał szybko – już w środę 21 grudnia rano pasjonaci lotnictwa zauważyli, że w lotniska w podrzeszowskiej Jasionce wystartował duży samolot wojskowy, który skierował się prosto do Waszyngtonu.

Śladami Churchilla

Tutaj, kilkanaście godzin później, Zełenski – występujący przed posłami i senatorami amerykańskiego parlamentu federalnego – rozwinął niebiesko-żółtą flagę i podarował ją wiceprezydentce Kamali Harris oraz przewodniczącej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, które czyniły honory w imieniu gospodarzy. Flagę tę, wyjaśnił, przekazali mu żołnierze broniący Bachmutu, którzy złożyli na niej swoje podpisy (to zwyczaj, który zakorzenił się na Ukrainie w ostatnich ośmiu latach: żołnierze z jednego oddziału albo broniący jakiegoś odcinka podpisują na pamiątkę flagę narodową).  


PRZECZYTAJ TAKŻE:
UKRAIŃCY W POLSCE: DZIEWIĘĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ. Czy rzeczywiście zapomnieliśmy o uchodźcach, którzy uciekali do nas wiosną, a dziś niechętnie patrzymy na „bogatych Ukraińców” jeżdżących drogimi samochodami? >>>>


  Nie był to jedyny moment podczas tej kilkugodzinnej zaledwie wizyty – pierwszej zagranicznej wizyty prezydenta Ukrainy od początku rosyjskiej inwazji 24 lutego 2022 r. – który ma potencjał, by przejść do historii. Wielu komentatorów opisujących wizytę Zełenskiego w USA zdążyło już zresztą porównać ją do wizyty, którą w amerykańskiej stolicy złożył brytyjski premier Winston Churchill – niemal dokładnie 81 lat wcześniej, w grudniu 1941 r.

Nie jest to zresztą zestawienie rytualne – faktycznie jest tu parę podobieństw: zarówno w emocjonalno-naturalnym sposobie bycia obu polityków, jak też w doborze słów i tonów. Obaj odwoływali się do wartości, i obaj nie kreowali łatwego optymizmu – przeciwnie, otwarcie mówili, że przyszłość nie będzie łatwa. Stwierdzenie dziennika „New York Times” w grudnia 1941 r., iż mowa Churchilla była pełna „surowej odwagi – i twardych faktów”, można odnieść także do wystąpienia Zełenskiego. Tak jak niegdyś Churchill, również Zełenski potrafił – być może tak jak poprzednik swoim autentycznym, przekonującym stylem bycia – „wzbudzić emocje wśród tłumu” (jak pisał wtedy „Washington Post”).

Izolacjoniści w obu partiach

Jednak gdyby szukać punktów zbieżnych, łączących te dwie wizyty czasu wojny, to jest jeszcze jedno, o wymowie mniej optymistycznej: zarówno wtedy Churchill, jak również dzisiaj Zełenski udali się do Waszyngtonu, aby zabiegać o wsparcie Stanów Zjednoczonych, w których wcale niemałe grono polityków skłaniało się do izolacjonizmu (i tu ciekawy szczegół: podobne było nawet ich hasło, wtedy i dziś – „America first”). Churchill miał niepomiernie łatwiejsze zadanie: kilkanaście dni wcześniej to Japonia dokonała spektakularnego ataku na amerykańską bazę morską w Pearl Harbour na Hawajach, a porwany jego (krótkotrwałą, jak się miało okazać) skutecznością, Adolf Hitler nieopatrznie sam z siebie wypowiedział wojnę Stanom Zjednoczonym. Amerykański „olbrzym” właśnie się budził i wkraczał na arenę światowej wojny.

Zełenski miał i ma trudniej: bez wsparcia ze strony USA, militarnego, finansowego i politycznego, minione dziesięć miesięcy ukraińskiej wojny obronnej wyglądałoby inaczej. Jak – tego nie wiemy, ale bez wątpienia inaczej, trudniej, gorzej.

Tymczasem to, co wielu może wydawać się oczywiste – przekazywanie kolejnych tzw. pakietów pomocy wojskowej (ten najnowszy, ogłoszony podczas pobytu Zełenskiego w USA, opiewa na prawie 2 mld dolarów i obejmuje nową jakość: system obrony przeciwlotniczej Patriot) – wcale takim oczywistym nie jest.

W obu amerykańskich partiach, wśród Demokratów Bidena oraz wśród Republikanów, są niemałe środowiska polityków, którzy niechętnie patrzą na tak hojne wydawanie kolejnych miliardów na (bezzwrotną być może) pomoc dla Ukrainy. Wprawdzie pozostają oni na marginesie swoich ugrupowań, ale mogą pojawić się momenty – jak np. zaplanowany na styczeń 2023 r. wybór nowego spikera (przewodniczącego) Izby Reprezentantów, którym zostanie zapewne, zgodnie z logiką nowej większości po listopadowych wyborach, Republikanin Kevin McCarthy – gdy także politycy obu partyjnych mainstreamów będą zdani na ich poparcie.

Gdy zabraknie czołgów

Do tego nawiązywał Zełenski, gdy przemawiając w Kongresie przekonywał słuchaczy, żeby traktowali te miliardy amerykańskich podatników nie jako „gest dobroczynności” (w niektórych przekładach pojawia się tu mocniejsze sformułowanie: „nie jako jałmużna”), lecz jako dobrą inwestycję w bezpieczeństwo naszego świata, którego Ukraina dziś broni przed zapędami zbrodniczego władcy Kremla. Dlatego – odwracając logikę pacyfistów – przekonywał także, że intensywniejsze niż dotąd wsparcie militarne dla Ukrainy nie oznacza eskalacji tej wojny poza Ukrainę, lecz przeciwnie – dzięki temu Ukraińcy będą w stanie skuteczniej bronić się samodzielnie. 


PRZECZYTAJ TAKŻE:
EKSPERT WOJSKOWY: NA UKRAINĘ CODZIENNIE JADĄ TYSIĄCE CIĘŻARÓWEK >>>>


Ta wojna będzie długa i ciężka – mówił w 1941 r. Churchill. Również Zełenski nie ukrywał, że jego zdaniem jedynie pokonanie Rosji na placu boju może być gwarancją, że w przyszłości nie będzie ona łamać norm i prawa międzynarodowego – w odniesieniu nie tylko do Ukrainy.

Do tego jednak potrzeba Ukrainie uzbrojenia – większych niż dotąd dostaw z Zachodu, zarówno pod względem jakościowym, jak też ilościowym. Pod tym względem rok 2023 może postawić polityków zachodnich, bo nie tylko amerykańskich – i to zapewne prędzej niż później – przed koniecznością podjęcia nowych zasadniczych decyzji: w sytuacji, gdy dotychczasowe uzbrojenie armii ukraińskiej będzie się zużywać, gdy np. zacznie brakować amunicji kalibrów posowieckich do armat i czołgów, gdy wreszcie zacznie brakować samych tych armat i czołgów (bo się zużyją lub zostaną zniszczone) – armia ukraińska albo będzie musiała zostać przezbrojona na systemy zachodnie, albo jej żołnierze będą ponosić coraz większe ofiary, gdy – mówiąc obrazowo – zamiast pancerza czołgów, których nie będzie, chronić będzie ich barykada z worków z piaskiem.

O sprawiedliwy pokój

„Oto jesteśmy razem, mierząc się z potężnym wrogiem, który chce naszej zguby. Oto jesteśmy razem, broniąc wszystkiego, co jest drogie wolnym ludziom” – mówił Winston Churchill w Kongresie USA w grudniu 1941 r. Dalej dodawał, że choć „nie jest nam dane zaglądać w tajemnice przyszłości”, to on wierzy i ma nadzieję, „pewną i nienaruszalną”, że w końcu nastanie sprawiedliwy pokój.

Byłyby to również dobre życzenia także dziś, na rok 2023 – dla nas, wolnych ludzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej