DK WELCHMAN: W mojej wersji „Chłopów” znaczenie ma to, że w finale Jagna wstaje z kolan o własnych siłach. W tym tli się dużo nadziei

Jagna nie była świadoma tego, że może się przeciwstawić regule, ustalonemu porządkowi i roszczeniowemu mężczyźnie. Stała się kozłem ofiarnym w swojej społeczności. Nie miała wyborów, które by realnie zmieniły jej sytuację. Oprócz jednego: ucieczki. I ja Jagnie daję tę możliwość. W powieści czeka ją inny koniec.

16.10.2023

Czyta się kilka minut

Jagna w deszczu
Kamila Urzędowska i Robert Gulaczyk w filmie „Chłopi”, reż. DK Welchman, Hugh Welchman, 2023 r. / MATERIAŁY PRASOWE

KATARZYNA KUBISIOWSKA: „Girl power”, napis na Pani koszulce – to dla pokreślenia własnej mocy?

DK WELCHMAN: To punkt wyjścia do wszystkiego, co zaczęło się dziać z filmem „Chłopi”. Po siedmiu latach pracy nad „Twoim Vincentem”, codziennym obcowaniu z życiem i dziełem mężczyzny, oddawaniu mu twórczej energii, chciałam spojrzeć właśnie w te rejony.

Znalazła je Pani w powieści Reymonta?

Znalazłam tam złożone osobowości kobiecych bohaterek. Od Wójtowej i Dominikowej przez Hankę i Józkę po organiścinę i Jagustynkę. A najbardziej mnie poruszał w tej opowieści wątek Jagny i czworokąta emocjonalnego, który tworzy się wokół jej postaci.

Przecież akurat tę postać ­pokazaną A.D. 2023 ominęły wszelkie ślady postulatów ­dzisiejszego ­feminizmu.

Moja Jagna nie była świadoma tego, że może się przeciwstawić regule, ustalonemu porządkowi i roszczeniowemu mężczyźnie. Stała się kozłem ofiarnym w swojej społeczności. Nie miała wyborów, które by realnie zmieniły jej sytuację. Oprócz jednego: ucieczki. I ja Jagnie daję tę możliwość. W powieści czeka ją inny koniec: postradała zmysły. Bo 120 lat temu dziewczyna, po wypędzeniu jej ze wsi, nie byłaby w stanie wziąć życia w swoje ręce. W mojej wersji „Chłopów” znaczenie ma to, że w finale deszcz obmywa jej ciało ubrudzone gnojem. Mimo upodlenia wstaje z kolan o własnych siłach. W tym tli się dużo nadziei. Może to jest właśnie girl power?

Jak reaguje na tę scenę publiczność?

Po seansie „Chłopów” na festiwalu w Gdyni uczennica pierwszej klasy liceum powiedziała najpierw, że film tak bardzo ją zaciekawił, że sięgnie po powieść Reymonta. I postawiła pytanie: jakie są losy Jagny po wielkiej niesprawiedliwości, której doświadczyła? Co robi po tym, jak już ją obmyje ten deszcz?

Co Pani na to?

Może jedzie do Warszawy, gdzie zostaje aktorką, koleżanką Heleny Modrzejewskiej? Na pewno ma przyszłość, na pewno to nie koniec.

Ale w Pani filmie Jagna najpierw musi odtańczyć na własnym weselu taniec. Jest w nim przekazywana z rąk do rąk – męskich. Zagubiona, skołowana, poddana.

Ta scena to cały mój film w pigułce. W powieści Reymonta Jagna tańczy z dziesięcioma mężczyznami. Ja się ograniczyłam do tańca z trzema, tymi, którzy mieli zasadniczy wpływ na bieg jej życia. Tańczy z Maciejem Boryną, który chciał za morgi kupić młodą i piękną żonę. Co też uczynił, nie zastanawiając się nad konsekwencjami: poświęceniem relacji z synem, w ogóle z całą rodziną. ­Jagna tańczy z wójtem, który Jagny pożądał i próbował ją wykorzystać. I jeszcze tańczy z kowalem, którym kierowała prosta motywacja: zazdrość o dobra materialne.

Pani ten cały układ ­międzyludzki ­dostrzegała już przy pierwszej ­lekturze „Chłopów”?

Niewiele pamiętam z licealnej lektury „Chłopów”. Do powieści wróciłam jako dorosła poprzez audiobook, którego słuchałam w trakcie pracy nad „Twoim Vincentem”. Poetycki rytm prozy Reymonta bardzo mi sprzyjał – mogłam odpływać i jednocześnie nie tracić koncentracji nad swoją dłubaniną. Ale zachęta do nakręcenia filmu przyszła od mojego męża, z urodzenia Anglika, a także współreżysera i współscenarzysty „Chłopów”. Przeczytał powieść Reymonta w tłumaczeniu Michała Dziewickiego – dość archaicznym, bo jeszcze z dwudziestolecia międzywojennego, a nie tym najnowszym i znakomitym autorstwa Anny Zaranko.

Przebrnął?

Mimo trudności z przekładem zachwycił się tą powieścią. Może też dlatego, że przeczytał ją na miesięcznym odosobnieniu, gdzie pił wyłącznie świeżo wyciskane soki i był potwornie głodny. A w „Chłopach” co rusz któryś z bohaterów zajada się świeżo utłuczonymi ziemniakami ze skwarkami, kapustą z grochem, mięsem gotowanym podawanym z prażoną kaszą jęczmienną, śledziami obtaczanymi w mące i smażonymi w oleju konopnym, racuszkami z gryczanej mąki z miodem zatartymi i w makowym oleju...

Ale serio, czym Anglika zachwyciła opowieść o polskiej wsi z końca XIX wieku?

Właśnie tym, że akcja toczy się na wsi. Oraz epickością, rozmachem i samą fabułą – opisem wciąż aktualnego mechanizmu zachowań grupy ludzkiej. Hugh najbardziej był zdumiony tym, jak świetne reporterskie oko miał Reymont, ile w tej fikcji jest autentyczności i realizmu. Nie mieściło mu się w głowie, że ostatnia adaptacja „Chłopów” – której swoją drogą nie oglądałam, by się niczym nie sugerować – dokonana została pięćdziesiąt lat temu. I jeśli jego zafascynowała przede wszystkim tematyka, to mnie malarskość, oczami wyobraźni natychmiast animowałam niektóre sceny. Mojemu mężowi podobała się szczególnie postać Hanki, która – wypędzona z domu przez teścia – przechodzi przemianę: początkowo jest stłamszona i zahukana, a potem bierze życie w swoje ręce, działa, nie poddaje się. Jest w niej ambicja, charyzma i wola przetrwania.

A Jagna?

Ona jest trudniejszą bohaterką – często coś czuje, ale nie wie, co to jest, skąd to się w niej bierze. Rozedrgana. Natomiast Hanka ma siebie rozpoznaną, wie, kim jest. Sądzę, że Hugh jest jak Hanka, a ja jestem jak Jagna.

Ciekawe!

Jagnę rozumiem na wielu płaszczyznach jej życia. Począwszy od tego, że jest artystyczną duszą, realizuje się poprzez sztukę. Tworzy wycinanki, którymi dekoruje chałupę z okazji ważnych uroczystości – to określa jej osobowość. Zachwyca się równie mocno przyrodą, jak i muzyką. Czuje, że nie pasuje do zbiorowości, w której żyje. Rozumiem też Jagnę poprzez jej miejsce w układzie rodzinnym, przez to, jak była faworyzowana przez matkę.

Czyli?

Jestem wychowana przez babcię – osobę, która wszytko podporządkowała dobru bliskich. Babcia i dziadek studiowali medycynę. Lecz to on ją ukończył, ona naukę przerwała. A to babcia była studentką wybitną, dziadek – studentem przeciętnym. Babcia poszła pracować w sanepidzie, a dziadek został lekarzem. Babcia prowadziła dom – skupiła się na wychowaniu młodszej córki i wnuczki, czyli mnie. Moja mama wyjechała do Austrii, ojca widziałam raz i nie było to dobre spotkanie. Ale babcia zapewniła mi bardzo dobre dzieciństwo – traktowała mnie jak opuszczone dziecko, więc dostałam podwójną dawkę miłości. Uwagę i czułość. Potem z Agatą poszłyśmy w świat układać swoje życia. Z babcią miałam bliski kontakt, bardzo często rozmawiałyśmy, przyjeżdżałam do Bytomia, lecz nie tak często, jak powinnam – mieszkałam w innych częściach Polski i byłam pochłonięta pracą.

Wyrzut sumienia?

Taki obraz do mnie wraca: to nie dziadek, ale babcia wykonywała w domu ciężkie fizyczne prace. To ona schodziła do piwnicy po węgiel. I to ona za PRL-u stała godzinami w kolejkach po przysłowiowy papier toaletowy. Ciężko mi o tym mówić, bo widzę ogrom niesprawiedliwości: kompletnie się nie docenia tej żmudnej, niewdzięcznej, przyziemnej pracy. Ona jest nieatrakcyjna, więc niezauważalna. ­Przeźroczysta. Nie powstają na jej temat opasłe książki, które można by postawić na półce.

To może film?

Planuję film, którym oddam babci hołd. Tyle mogę dla niej zrobić, babcia już go nie zobaczy. I to będzie film aktorski, fabularny. Chciałabym opowiedzieć o kobiecie, która przerywa w najlepszym momencie karierę zawodowej pływaczki. Ale w tej kobiecie jest ogromna siła, bo to suwerenna decyzja, ona zdaje sobie sprawę z tego, co traci. Umie zaryzykować. I oddaje się prowadzeniu domu. A ten dom powoli pustoszeje: najpierw, naturalnym biegiem spraw, opuszczają go dzieci, potem umiera mąż. Na końcu umiera ukochany kot. Zostaje kompletnie sama. Wtedy wchodzi do morza i zaczyna płynąć... I tu wydarzają się nowe sytuacje. Chciałabym, by tę postać zagrała Dorota Stalińska – świetna aktorka i świetna pływaczka. W „Chłopach” wcieliła się w Jagustynkę – złośliwą, szydzącą, podjudzającą. Ale w sytuacjach kryzysowych stającą po stronie słabszego, choćby Jagny. Współczującą i sprawiedliwą.

Inne Pani duchowe pokrewieństwa z Jagną?

Wiem, jak to jest znaleźć się w sytuacji przemocowej. I jak to jest, gdy nie umie się stawiać granic. Moja babcia to był najukochańszy człowiek na świecie, ale nie rozmawiała ze mną na temat seksualności, cielesności, budowania relacji. Kiedy mówić „nie”, by nie dać się skrzywdzić. Sporo czasu musiało upłynąć i w kilka trudnych sytuacji musiałam się uwikłać, zanim nauczyłam się stawiać granice.

Zawodowy sukces w takich sytuacjach wzmacnia?

Środowisko filmowe jest mocno zmaskulinizowane. A ja konsekwentnie używam feminatywów, mówię o sobie „reżyserka”, a nie „pani reżyser”. Puszczam mimo uszu ironiczne uwagi, że reżyserka to nazwa pomieszczenia. W sumie nie mam pojęcia, czy ta protekcjonalność wynika z faktu, że jestem kobietą, czy raczej z tego, że nie ukończyłam łódzkiej Filmówki. Ale jednocześnie 85 procent zespołu malarskiego „Chłopek” to kobiety. I praca z nimi była wspaniała – wystarczały subtelne wskazówki. Gdybym w ten sposób na planie filmowym zwracała się do ekipy, tobym została zakrzyczana.

Miały trudno?

Wyzwaniem było nie to, że długo siedziały nad kadrami i bolały je plecy, tylko rezygnacja z własnego stylu. W szkołach artystycznych podkreśla się, jak ważna jest twórcza osobowość. A w „Chłopach” artystki malowały pod dyktando, w ściśle określonej konwencji. Tu już nawet nie chodzi o ambicje, tylko przekroczenie tego, co zostało artystom wpojone przez nauczycieli.

I trzeba namalować realistyczny portret?

Nie zrobi się tego bez świetnej techniki. Farby należy kłaść w odpowiedniej kolejności. Nie mogą to być warstwy grube, tylko cieniutkie, zniuansowane, trzeba wydobyć ten błysk w oku. Nie każdy taki warsztat posiada, nawet jeśli ukończył Akademię Sztuk Pięknych. Dlatego przy „Chłopach” trudniejszy był casting na malarzy niż na aktorów.

I teraz uzmysławiam sobie, że zespół składający się niemal wyłącznie z kobiet malował obrazy inspirowane dziełami wyłącznie mężczyzn: Józef Chełmoński, Leon Wyczółkowski, Julian Fałat, Ferdynand Ruszczyc, Alfred Wierusz-Kowalski, Włodzimierz Tetmajer. Mój ulubiony obraz to „Wschód księżyca” Stanisława Masłowskiego, jest też „Dziewczyna z wiadrem” Apoloniusza Kędzierskiego. Ludwik de Laveaux malował chłopki w polu ubrane w odświętne stroje – jakby nie szły do pracy, tylko na wesele. Te światy są wizją chłopstwa, ale na pewno odbiegającą od realiów.

Które sceny sama Pani namalowała?

Żadnej.

Nie no, serio?

Nie miałam czasu, żeby wyjść na spacer z psem, a co dopiero malować. Non stop siedziałam przed komputerem i koordynowałam pracę stu malarzy w czterech studiach – w Polsce, Litwie, Serbii i Ukrainie. Prace nad filmem dwukrotnie przerwała pandemia koronawirusa. Kolejny próg: rosyjska inwazja na Ukrainę.

A sam plan zdjęciowy?

Różni się od klasycznego tym, że więcej scen gra się w studio, na green screenach. Aktorzy muszą użyć więcej wyobraźni. Dalej: montaż i podzielenie filmu na ujęcia i przeprowadzenie całego procesu animacyjnego. Przekazanie filmu malarzom: dwa lata pracy nad tłem, postaciami, poszczególnymi scenami. Cztery ostatnie miesiące liczę podwójnie – wszyscy pracowaliśmy po kilkanaście godzin dziennie. W pięć lat zrealizowaliśmy prawie dwugodzinny film. 40 tysięcy klatek namalowanych techniką olejną. Samych obrazów powstało dwa i pół tysiąca.

Ma Pani jeszcze czas, by bezinteresownie stanąć przed sztalugą?

Ostatnio namalowałam portret ukochanego psa Seana M. Bobbitta – producenta „Chłopów”. Sean dostał ten obraz w prezencie urodzinowym. Często na niego patrzę, gdy siedzę w jego gabinecie. Przypomina mi o tym, jakim wspaniałym procesem jest malowanie. Może jeszcze będę to robić, ale wyłącznie dla siebie, w ramach czystego relaksu. I choć tęsknie za płótnem i pędzlem, skupiałam się na filmie, temu chcę się całkowicie oddać. A girl power cały czas się we mnie umacnia. Choć wiem, że przede mną sporo do przepracowania – kolejne lata terapii i kilka filmów do nakręcenia. Chyba jestem na dobrej drodze. ©

 

DK WELCHMAN (Dorota Kobiela), ur. w 1978 r. w Bytomiu. Reżyserowała krótkometrażowe filmy animowane. Za „Małego listonosza” (2011) dostała nagrody na festiwalach w Los Angeles, Liège i Barcelonie. „Twój Vincent” (2017), pełnometrażowy debiut animowany, zdobył nagrodę za najlepszy film animowany Europejskiej Akademii Filmowej oraz na MFF w Szanghaju. Na ekrany kin wszedł właśnie jej najnowszy film pt. „Chłopi”, który będzie polskim kandydatem do Oscara w kategorii „najlepszy film międzynarodowy”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Jagna w deszczu