Dionizego Bielańskiego życie po życiu

Kiedy w lipcu 1975 r. czechosłowackie służby zestrzeliły samolot Dionizego Bielańskiego, wokół polskiego lotnika zapadła cisza. Może trwałaby do dziś, gdyby nie jedno kliknięcie myszką trzy dekady po tragedii.

14.07.2009

Czyta się kilka minut

Dionizy Bielański, zdjęcia ze zbiorów prywatnych rodziny, lata 60. /
Dionizy Bielański, zdjęcia ze zbiorów prywatnych rodziny, lata 60. /

17 lipca, nazajutrz po zestrzeleniu samolotu Dionizego Bielańskiego, za południową granicą Polski był miły letni dzień. Czechosłowacy spędzali wakacje. W prasie sezon ogórkowy: jeśli ktoś miał ochotę sięgać po gazety, mógł przeczytać o locie statków Sojuz i Apollo czy życzeniach prezydenta Husáka dla przywódcy Afganistanu Muhammada Dauda. "Rudé Právo" pisało o reakcjach obywateli na posiedzenie KC KPCz, a "Zemědělské Noviny" o pomyślnym przebiegu żniw. O zestrzeleniu polskiego lotnika ok. 8 kilometrów od granicy z Austrią gazety milczały.

Pilot, mąż, ojciec

Zanim zdarzył się wypadek i nad trumną Dionizego Bielańskiego zapadła jedynie słuszna cisza, przeżył on w PRL-u trzydzieści sześć burzliwych lat.

Urodził się na Kresach w wołyńskiej wsi Staweczki. Większość młodości spędził w Szklarskiej Porębie. Po szkole średniej wybiera się do szkoły wojskowej w Dęblinie: to jedyny sposób, by zostać pilotem.

Na początku lat 60. poznaje przyszłą żonę. On jest doświadczonym pilotem, ona dopiero się uczy. - Razem podróżowaliśmy, żeglowaliśmy, graliśmy w brydża - wspomina żona. - Kiedy pod koniec lat 60. Dionizy dostał pracę w Aeroklubie Opolskim, byliśmy bardzo szczęśliwi.

Aeroklub Opolski to nie pierwsze miejsce pracy Bielańskiego jako lotnika i instruktora. Wcześniej pracuje w żywieckiej szkole szybowcowej "Żar" oraz Aeroklubie Jeleniogórskim. Jest podziwiany za profesjonalizm.

Z "Trybuny Opolskiej" z 10 maja 1970 r., przy okazji IX Samolotowego Rajdu Pilotów i Dziennikarzy: "Warto szczególnie podkreślić sukces pilota Opolskiego Aeroklubu D. Bielańskiego, który w doborowej stawce pilotów wojskowych, czterech członków kadry narodowej oraz mistrzów CSRS i Węgier wywalczył prawo startu w mistrzostwach Polski".

Choć wielu jego ówczesnych kolegów negatywnie ocenia próbę ucieczki Bielańskiego z PRL-u - niektórzy z nich byli wówczas lojalnymi członkami partii - prywatnie mówią o nim dobrze (esbecy i donoszący nań TW zobaczą w Bielańskim człowieka złośliwego, krnąbrnego i niezdolnego do kontaktu z otoczeniem).

W pamięci córki Bielańskiego - w 1975 r. 5-letniej dziewczynki - pozostały sceny z życia rodzinnego. Choćby to, że ojciec regularnie uczył się angielskiego (bezpieka uzna to za jeden z dowodów, że chce uciec na Zachód). - Tata napisał do wujka w NRD, żeby kupił mu grundiga na kasety - wspomina. - Chodził po domu i powtarzał słówka razem ze mną i siostrą.

Z notatki w "Trybunie Opolskiej" z początku 1971 r.: "Dobry był sezon 1970 (...) 20 opolskich załóg startowało w zawodach klubowych i krajowych (...). Tak gwałtowny rozwój działalności sportowej nie był jeszcze notowany w dziejach klubu. Podać warto, że kierownikiem sekcji samolotowej jest instr. Dionizy Bielański".

Kiedy w lipcu 1975 r. Bielańskiego dosięgnie pocisk czechosłowackiego myśliwca, pilot będzie miał na koncie ok. 7 tys. lotów i tysiąc spędzonych w powietrzu godzin.

"Wy mnie nie przeszkadzajcie"

W tej historii wypada cofnąć się do początku lat 70. - to wtedy opolski lotnik zaczyna drugie życie: w raportach, podsłuchach, donosach.

Teczka "Ikar" zostaje założona w marcu 1971 r. Jednym z pierwszych dokumentów jest wniosek o opracowanie kandydata na TW. Uzasadnienie: Bielański, członek aeroklubu, może być dobrym źródłem informacji o nastrojach wśród pilotów.

Szybko okazuje się, że Bielański na TW się nie nadaje. Jest impregnowany na peerelowską propagandę, już w latach 60. zdobywa sobie opinię osoby negatywnie ustosunkowanej do ustroju. Wśród dokumentów jest charakterystyka, jaką sporządzono o Bielańskim w Żywcu: "Gdy zapytano go, dlaczego nie należy do partii (...), oświadczył, że na te sprawy ma swój osobisty pogląd i z tego nie będzie się tłumaczył".

O Bielańskim informują SB też tajni współpracownicy, wśród nich "Bogumił", który udając bliskiego kolegę pilota, informuje bezpiekę o jego poglądach i życiu prywatnym.

Jeden z jego donosów - o tym, że Bielański trzyma w szafie rakietnicę - przyczynia się do zwolnienia go z pracy w Opolu (podejrzewano, że pilot może chcieć podpalić aeroklub). Pretekst jest błahy: Bielański wyjechał na urlop, nie czekając na jego akceptację. Nie dostaje nawet z aeroklubu opinii, która jest koniecznym warunkiem zdobycia nowej posady. Prosi o zatrudnienie w Gdańsku, Warszawie i Wrocławiu. Bezskutecznie.

22 maja 1972 r. dzwoni do Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Żąda rozmowy z pierwszym sekretarzem, jednak odsyłają go do powiatu. Na zapewnienia o chęci załatwienia pracy odpowiada: "Ja sobie sam pracę załatwię, wy mnie nie pomagajcie, tylko wy mnie nie przeszkadzajcie. Wydajcie mi opinię taką, jaka mi się należy, jakim ja jestem człowiekiem (...) i niech [się stanie] to, co Gierek mówi, wasz sekretarz, że w Polsce jest miejsce dla partyjnych i niepartyjnych, dla wierzących i niewierzących. (...) Jeżeli pierwszy sekretarz komitetu wojewódzkiego tego nie postawi, ja jadę do Gierka i proszę o takie wnioski (...) Jeżeli nie, to proszę mnie zamknąć do więzienia, bo mogę coś ukraść. A jeżeli nie, to wyrzućcie mnie za granicę, bo ja w końcu muszę żyć".

Od 1973 r. bezpieka liczy się z ucieczką Bielańskiego na Zachód. "Bogumił" raportuje: "W przypadku przedostania się za granicę jest pewne, że Bielański będzie szkalował ustrój. Talent organizatorski oraz zaradność pozwolą mu urządzić się w miarę wygodnie" - donosi.

Ostrzega: Bielański uczy się angielskiego i gromadzi dokumenty, które na Zachodzie wykorzysta, by udowodnić, że był prześladowany. W 1975 r. Bielański dostaje pracę we wrocławskim Zakładzie Usług Agrolotniczych.

Na krótko przed zestrzeleniem ma miejsce wydarzenie, które może dodatkowo spędzać Bielańskiemu sen z powiek: MO aresztuje jego dwóch podwładnych pod zarzutem kradzieży paliwa. Władza jeszcze długo po wypadku, chcąc uwiarygodnić sfałszowaną wersję zdarzenia, będzie pomawiała Bielańskiego o udział w aferze.

Długotrwałe obciążenie psychiczne

Samolot Dionizego Bielańskiego (lipiec spędza spryskując pola w okolicach Niepołomic) wylatuje 16 lipca z Gawłówka koło Bochni. Około 15. przekracza granicę z Czechosłowacją, około 15.20 zostaje nawiązana łączność między czeską obroną lotniczą i Centralnym Stanowiskiem Dowodzenia w Warszawie. Wkrótce przy Dionizym Bielańskim pojawiają się cztery czechosłowackie samoloty.

Siedzący za sterami myśliwca L-29 pilot wojskowy kpt. Vlastimil Navrátil nadaje sygnał: "Wykonujcie moje rozkazy, w przeciwnym razie nie gwarantuję Wam bezpieczeństwa". Potem oddaje kilka strzałów ostrzegawczych, a po kilkakrotnie powtórzonym rozkazie swoich przełożonych z odległości ok. 300 metrów trafia w samolot.

W złożonych później zeznaniach powie: "Miałem bardzo niemiłe odczucia (...). Wiedziałem, że nie wolno strzelać do samolotów z państw socjalistycznych. (...) [Później] osobiście rozmawiałem z szefem sztabu dywizji, który powiedział mi, że rozkaz zestrzelenia miał nadejść z polskiej strony, konkretnie od generała Jaruzelskiego. (...) Wkrótce przestano mówić o tym wydarzeniu, miałem wrażenie, że próbuje się je zatuszować".

I jeszcze: "To wydarzenie wpłynęło na moją psychikę i spowodowało problemy w życiu osobistym. Mniej więcej po dziewięciu miesiącach złożyłem wniosek o zwolnienie".

Przy ciele Bielańskiego czechosłowackie służby znajdują m.in.: artykuły higieniczne, dokumenty, bieliznę, cztery koszule, zdjęcia rodzinne. Lekarz sądowy stwierdza, że przed śmiercią Bielański znajdował się pod wpływem "silnego i długotrwałego obciążenia psychicznego".

Strona czechosłowacka dokonuje fałszerstwa: we wnioskach z postępowania nie ma słowa o zestrzeleniu. Jeszcze w lipcu dochodzi do złożenia wniosku o wszczęcie postępowania przeciwko Bielańskiemu z powodu naruszenia przepisów o lotach międzynarodowych. Postępowanie zostaje umorzone z powodu... śmierci Bielańskiego.

Hipotezy i domysły

Co działo się w głowie Bielańskiego tuż przed katastrofą? Dlaczego 16 lipca znalazł się w pobliżu granicy austriackiej? Ku hipotezie o ucieczce coraz bardziej skłania się rodzina. - Sprawa kradzieży paliwa, na pozór błaha, mogła przelać czarę goryczy. Chyba wiedział, że wokół niego zaczynają się dziać złe rzeczy - spekuluje córka.

W hipotezę o ucieczce wierzy też dr Łukasz Kamiński, dyrektor Biura Edukacji Publicznej IPN, który odnalazł słynną już notatkę o rozkazie - czy, jak chcą niektórzy: zgodzie - gen. Jaruzelskiego na zestrzelenie samolotu. Jak mówi Kamiński, na motyw ucieczki wskazują dokumenty sprawy obiektowej wrocławskiego lotniska. - Wynika z nich, że oskarżenia wobec Bielańskiego miały charakter polityczny, że był intensywnie rozpracowywany - mówi. - Rozpytywano o niego całą siatkę agentury. Niewykluczone, że ktoś mu o tym w towarzyskich okolicznościach powiedział.

Jak przypomina Kamiński, Bielański był pasjonatem, żył lataniem. - Na krótko przed tragedią dowiedział się, że zaciska się wokół jego szyi pętla. Wiedział, że mogą z dnia na dzień odebrać mu licencję. Można więc postawić taką hipotezę: póki mógł latać, chciał uciec.

Za tą hipotezą przemawia lista rzeczy osobistych, które miał przy sobie. Ale jest też coś, co ją osłabia: o planach ucieczki Bielański nigdy nie wspominał rodzinie.

"Domknięcie" żałoby

Lipiec, kilka dni po katastrofie. Żona czeka na jego powrót. Odbiera telefon: ktoś pyta, kiedy pogrzeb. Później przychodzi informacja z Wrocławia: był wypadek, pilot i samolot ulegli całkowitemu spaleniu. Przywożą metalową trumnę, tylko lekko nadpaloną torbę, dwie koszule, klucze. Trumny nie pozwalają otworzyć.

Córki Bielańskiego wakacje spędzają u zaprzyjaźnionej rodziny. - Bawiłyśmy się, biegałyśmy po mieszkaniu - wspomina młodsza. - Weszła mama ubrana w czarny strój i zaczęła płakać. Ja z tego niewiele zrozumiałam, byłam jeszcze długo potem pewna, że tata wróci.

Pogrzeb w Opolu Półwsi wygląda tak, jakby nie chowano tego samego Dionizego Bielańskiego, człowieka szanowanego, postaci z publikacji prasowych z początku lat 70.: zorganizowany jest ukradkiem, bez ceremonii. Niedługo po katastrofie żona Bielańskiego słyszy, że w Wolnej Europie mówili o zestrzeleniu samolotu jej męża. Próbuje uzyskać jakiekolwiek informacje, ale jest przez władze oszukiwana: co rusz padają inne miejsca katastrofy. Procesuje się o odszkodowanie. Wykonuje telefony, pisze listy. Bez skutku.

Władze tymczasem próbują nadać tragedii charakter kryminalny. Z tajnej instrukcji MSW z 26 września 1975 roku: "...w celu przecięcia różnego rodzaju domysłów żony D. Bielańskiego i dwuznacznych jej komentarzy w środowisku (...) zobowiązać dyrekcję ZUA WSK »Okęcie« do zajęcia jednoznacznego stanowiska w tej sprawie: współpracownicy męża zostali aresztowani przez MO w związku z kradzieżą benzyny lotniczej, w czym brał udział również Bielański".

Żona Bielańskiego dostaje anonimowe telefony: ktoś radzi, by zajęła się dziećmi. I być może wtedy w życiu Bielańskich zaczyna się okres, który córka Dionizego nazywa próbą "domknięcia" żałoby. - Ona to musiała za sobą zatrzasnąć, by dalej żyć - mówi. - Musiała też być wsparciem dla dzieci. Wyszła też po raz drugi za mąż.

Tak tamte czasy wspomina żona Dionizego Bielańskiego: - Bałam się. Wokół mnie zapadła absolutna cisza. Starałam się chronić przed tą atmosferą grozy dzieci. Gdyby nie córka, pewnie nigdy nie znalazłabym siły, by odkrywać to wszystko na nowo.

Drugie życie Bielańskiego

Kiedy córki Dionizego Bielańskiego pomyślały, że historię ojca należy odkryć? - Przychodzi taki moment, że chcesz wiedzieć więcej. Chyba wszyscy do tego dorastają: uporządkowywanie albumów, drzewa genealogiczne - mówi młodsza z nich.

Córka Bielańskiego zaczyna więc interesować się katastrofą (wtedy jeszcze nie wie, że w PRL-u pojawiały się domysły o zestrzeleniu samolotu ojca). W odkryciu prawdy pomaga przypadek.

Jest rok 2005. Szukając informacji, klika na link do amerykańskiej strony z historyczną bazą danych samolotów. W informacjach o samolocie ojca znajduje adnotację: "zbrodnia komunistyczna", "pilot nieznany".

Na stronie IPN trafia na listę osób zabitych na granicy polsko-czechosłowackiej. Znajduje nazwisko ojca.

Jednocześnie występuje do IPN o materiały, jakie SB zbierała na ojca. Teczkę "Ikar" dostaje w kwietniu tego roku. Córki i matka jej lekturę określają tym samym słowem: szok. Bo okazuje się, że dzięki podsłuchowi bezpieka znała i rejestrowała wszystkie - od błahych po intymne - szczegóły z ich życia.

Z teczki: "Bielański informuje żonę, że pranie jeszcze nie wyschło, natomiast kasety dla Zosi nie kupił, ponieważ jej nie było (...). Kończąc rozmowę Bielańska prosi męża, aby poszedł do PDT i kupił dla niej i dla Zosi japonki".

W teczce nie brakuje informacji o donosach. - To byli ludzie, którzy otaczali męża - mówi żona Bielańskiego. - Po takiej lekturze nie wiadomo, jak przyjmować świat naokoło.

Ale donosy i tropienie TW nie są dla Bielańskich najważniejsze. Również notatka o gen. Jaruzelskim nie jest dla rodziny najistotniejsza ("Rolę generała oceni sąd" - mówią). Chodzi o to - powtarzają - by o Dionizym Bielańskim mówiono znowu tak, jak na to zasłużył, a nie tak, jak pisali o nim esbecy.

Z pamięcią o Bielańskim różnie bywa nawet w miejscach, w których pracował. Aerokluby - jeleniogórski i opolski - to dziś głównie młodzi ludzie. Szczegółowych opracowań historycznych brak. W Jeleniej Górze przyznają: Bielański jest postacią zapomnianą. Na stronie Aeroklubu Opolskiego - po rewelacjach prasowych dotyczących gen. Jaruzelskiego - wątek Bielańskiego pojawił się dopiero na forum. Ktoś napisał: "Może by jakoś uczcić na lotnisku pamięć Pana Bielańskiego, jakaś tablica lub coś w tym stylu, własnymi rękami, bez kosztów?".

Jeśli zapytać w aeroklubach o weteranów, którzy latali z Bielańskim, pada odpowiedź: zmarli, powyjeżdżali, a inni - wtedy partyjni lub jakoś uwikłani w kontakty z władzą - rozmawiać nie chcą. Ci, którzy po dłuższych namowach godzą się na rozmowę, po krótkiej formułce o doskonałym pilocie dodają: jego ucieczka była złą decyzją.

Dla Zbigniewa Hofmana z Aeroklubu Opolskiego, w 1975 r. członka PZPR i przełożonego Bielańskiego, ucieczka pilota to dezercja i kradzież samolotu. Inwigilacja? Zbigniew Hofman dowiedział się o niej kilka dni temu: - Miałem wtedy poważniejsze sprawy na głowie.

Podobnie Wiesław Dziedzio z Jeleniej Góry: - Wtedy nie mówiliśmy o tym inaczej jak o aferze gospodarczej. A teraz robi się z tego wielką sprawę polityczną!

Bielański inwigilowany? Wiesław Dziedzio jest zaskoczony. Ale zaraz dodaje, że w dokumenty IPN-u nie wierzy.

***

I między innymi dlatego córka i żona Dionizego Bielańskiego nie chcą dziś ujawniać swoich danych (obie noszą inne nazwiska): atmosfera nadal nie jest przychylna. - Żyją ludzie, którym zależy, by niczego nie wyjaśniać - mówi córka. - Na forach internetowych roi się od agresywnych komentarzy. A nam tylko zależy, by tatę zapamiętano tak, jak na to zasługuje.

Rodzina czeka też na efekty śledztwa, jakie w 2006 r. wszczął w sprawie Dionizego Bielańskiego Instytut Pamięci Narodowej.

Korzystałem z tekstów Zbigniewa Górniaka w "Nowej Trybunie Opolskiej" ("Upadek Ikara - jak zginął opolski pilot Dionizy Bielański") oraz referatu czeskiego historyka TomÁša Bursíka (,,Zestrzelenie polskiego samolotu cywilnego nad terytorium Czechosłowacji w lipcu 1975 r.").

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2009