Demokracja w USA: Mocarstwo w regresie

Rosyjska inwazja na Ukrainę chwilowo przyćmiła zasadniczy problem Stanów Zjednoczonych: kryzys tamtejszej demokracji, która po zeszłorocznym szturmie trumpistów na Kapitol ma się coraz gorzej.

28.03.2022

Czyta się kilka minut

Manifestacja w obronie demokracji w rocznicę ataku na Kapitol, Waszyngton, 6 stycznia 2022 r./DREW ANGERER / GETTY IMAGES / DREW ANGERER / GETTY IMAGES
Manifestacja w obronie demokracji w rocznicę ataku na Kapitol, Waszyngton, 6 stycznia 2022 r./DREW ANGERER / GETTY IMAGES / DREW ANGERER / GETTY IMAGES

Wtorek, 22 lutego 2022 r. Były prezydent USA Donald Trump w wywiadzie dla programu radiowego „The Clay Travis and Buck Sexton Show” mówi, że uznanie przez Putina niepodległości dwóch „republik ludowych”, donieckiej i ługańskiej, było „genialne”. Przekonuje też, że rosyjskie wojska przebywające w tej części Ukrainy to „najsilniejsze siły pokojowe, jakie kiedykolwiek widział”.

Środa, 23 lutego. Program konserwatywnej stacji telewizyjnej Fox News. Dziennikarz Tucker Carlson kpi z ryzyka wielkiej wojny na Ukrainie, twierdząc, że mamy do czynienia ze „zwykłą kłótnią między sąsiadami”.

Piątek, 25 lutego. Orlando na Florydzie. Kongresmenka Marjorie Taylor Greene bierze udział w spotkaniu organizowanym przez skrajnego prawicowca Nicka Fuentesa. Polityczka nie reaguje, gdy zebrani na sali skandują nazwisko Władimira Putina, bronią jego działań na Ukrainie, a nawet… wychwalają Adolfa Hitlera.

To tylko najświeższe przykłady kryzysu amerykańskiej polityki wewnętrznej, który sprawia, że Stany po raz pierwszy trafiły na listę tzw. demokracji w regresie. Ale po kolei.

„Kraj się zjednoczył”

Pomijając skandaliczne wypowiedzi Donalda Trumpa i jego fanatycznych sojuszników, w obliczu rosyjskiej inwazji politycy na Kapitolu zachowali wyjątkową jedność.

Zdecydowana większość Demokratów i Republikanów poparła nałożenie na Moskwę surowych sankcji przez administrację Joego Bidena, wsparcie finansowe, wojskowe i humanitarne dla Ukrainy oraz wzmocnienie militarne wschodniej flanki NATO. Publicznego poparcia dla działań prezydenta Bidena udzielił m.in. lider Partii Republikańskiej w Senacie Mitch McConnell, który jednocześnie potępił słowa Trumpa na temat Putina. „Prezydent Rosji jest bezwzględnym bandytą, który najechał suwerenny kraj i zabił tysiące niewinnych ludzi. Taki właśnie jest Putin” – podkreślił McConnell.

W takim samym duchu wypowiedział się Mike Pence, wiceprezydent za czasów Trumpa. Podczas spotkania z darczyńcami Republikanów w Nowym Orleanie podkreślił, że w partyjnych szeregach nie ma miejsca dla „obrońców Putina”, co potraktowano jako aluzję do wypowiedzi Trumpa. Dystansujący się od byłego prezydenta Pence zaatakował po raz drugi, mówiąc w telewizji Fox News, że za inwazję na Ukrainę Putin musi zapłacić „wysoką cenę”.


Czytaj także: Wizyta prezydenta USA potwierdziła, że w trwającym kryzysie Zachód ma przywództwo. Była też mocnym przekazem do członków NATO, Ukrainy i Rosji.


Z mocnej wypowiedzi zasłynął również senator z Karoliny Południowej Lindsey Graham, który zasugerował, że najlepszym rozwiązaniem byłoby… zabicie prezydenta Rosji. „Chciałbym, żeby on zniknął. Szkoda, że nie było kogoś, kto zlikwidowałby Hitlera w latach 30. XX wieku” – wypalił Graham.

Publicystka „The Atlantic” Elaine Godfrey napisała na początku marca, że niektórzy kongresmeni porównują obecną antyputinowską mobilizację na Kapitolu do okresu po zamachach z 11 września 2001 r. „Kraj zjednoczył się podobnie jak ponad 20 lat temu. Jesteśmy zdeterminowani, by pomóc Ukrainie na tyle, na ile jest to możliwe” – deklarował w rozmowie z dziennikarką republikański kongresmen Steve Chabot.

Worek treningowy

W Stanach – kraju ostatnio skrajnie spolaryzowanym – antyrosyjska jedność szybko jednak zaczęła iść w parze z atakami na Bidena.

Tuż po marcowym przemówieniu prezydenta Wołodymyra Zełenskiego przed Kongresem USA (wygłoszonym zdalnie) niektórzy Republikanie oskarżyli Bidena o zbyt powolną reakcję na rosyjską agresję. Wytknęli mu również, że Putin zaanektował Krym za czasów jego wiceprezydentury u boku Baracka Obamy. Niektórzy, jak senator z Teksasu Ted Cruz, insynuowali wręcz, że tym razem do ataku na Ukrainę przyczyniły się decyzje Bidena, takie jak wycofanie amerykańskich wojsk z Afganistanu oraz zeszłoroczna rezygnacja z nałożenia sankcji na konsorcjum Nord Stream 2 AG (nadzorowało ono budowę drugiej nitki gazociągu łączącego Rosję i Niemcy – ostatecznie Berlin zawiesił certyfikację gazociągu po tym, jak Putin uznał niepodległość samozwańczych donbaskich „republik”).

W wysuwaniu oskarżeń Republikanie są coraz bardziej cyniczni. Z jednej strony poparli wprowadzenie przez Bidena embarga na import rosyjskiego gazu i ropy naftowej do USA, z drugiej jednak obarczają go winą za rosnące ceny paliwa. Przy okazji twierdzą, że Demokrata osłabił niezależność energetyczną Stanów m.in. poprzez ograniczenie wydawania licencji na wydobycie ropy na ziemiach federalnych.

W obliczu tych ataków politycy Partii Demokratycznej zarzucają Republikanom, że przed zbijaniem kapitału politycznego nie powstrzyma ich nawet kryzys związany z rosyjską agresją przeciw Ukrainie. „Partię Republikańską trawi choroba, która sprawia, że władza jest ważniejsza od demokracji, pokojowego przekazania władzy i zwycięstwa w wojnach toczonych za granicą” – przekonywał senator Demokrata z Connecticut Christopher S. Murphy.

„Zadbam o Twoje prawa”

Polaryzacja polityczna i populizm to tematy nieznikające z nagłówków amerykańskich gazet od czasu, gdy w styczniu 2021 r. zwolennicy Trumpa wtargnęli na Kapitol, by zapobiec formalnemu zatwierdzeniu wyników wyborów prezydenckich.

Szczególnie szkodliwa dla demokracji jest wciąż żywa narracja dotycząca rzekomych fałszerstw wyborczych, które miały pozbawić Trumpa reelekcji. Za rozpowszechnianie kłamstw odpowiada nie tylko sam były prezydent, ale także republikańscy kandydaci startujący w tegorocznych wyborach uzupełniających do Kongresu. Taka retoryka trafia na podatny grunt: według sondażu na zamówienie University of Massachusetts Amherst aż 71 proc. zwolenników Republikanów uważa, że Biden nie jest prawowitym zwycięzcą wyścigu o Biały Dom.

Profesor Steve Huefner, specjalista od prawa wyborczego w USA, mówi „Tygodnikowi”, że przekaz niektórych republikańskich polityków jest prosty: „Wyborco, zagłosuj na mnie, bo mój oponent z Partii Demokratycznej nie zadba o Twoje prawa. Beze mnie dojdzie do kolejnej kradzieży wyborów”. Taką narracją posługuje się m.in. Josh Mandel z Ohio, który przekonuje, że jedyną receptą na uniknięcie „powtórki” z 2020 r. jest reforma amerykańskiego systemu wyborczego. Ten niegdyś centrowy polityk stawia na populizm w najgorszym wydaniu: aktywistów z ruchu Black Lives Matter (Czarne Życią Się Liczą) nazywa „bandytami”, atakuje ruch LGBT i twierdzi, że covid to chińska broń biologiczna, której celem było pozbawienie Trumpa reelekcji.

Także inni Republikanie nie cofają się przed co najmniej kontrowersyjną retoryką. Przykładowo startująca w wyborach do Izby Reprezentantów Tina Forte twierdzi, że chce „powstrzymać radykalnych socjalistów przed zniszczeniem amerykańskiego snu”. To, na co ją stać, Forte pokazała pamiętnego 6 stycznia 2021 r.: podczas zamieszek w Waszyngtonie wrzuciła do sieci filmik, w którym mówiła o „potrzebie walki o wolność, kraj, konstytucję i prezydenta Donalda Trumpa”. Podobne nagrania publikowali także inni republikańscy kandydaci. Niektórzy z nich brali bezpośredni udział w szturmie na Kapitol.

Nagonka na urzędnika

Równie szkodliwi dla amerykańskiej demokracji mogą okazać się kandydaci startujący w wyborach stanowych. Według szacunków organizacji States United Action w tegorocznych wyścigach na stanowiska gubernatora, prokuratora generalnego i sekretarza stanowego startuje ponad 80 kandydatów rozpowszechniających powyborcze teorie spiskowe Trumpa.

To o tyle niebezpieczne, że właśnie te funkcje są kluczowe dla przeprowadzenia rzetelnych, bezstronnych i uczciwych wyborów. Szczególnie istotna w tym kontekście jest rola sekretarza danego stanu, który odpowiada za zatwierdzenie wyników wyborów i przeprowadzenie ich ewentualnego audytu. To, jak istotne jest obsadzenie tego stanowiska osobą bezstronną, pokazuje przykład Brada Raffenspergera z Georgii, który nie ugiął się przed naciskami Trumpa, aby „znaleźć” głosy potrzebne do uzyskania w tym stanie przewagi nad Bidenem.

Urzędnik ten za swoje zasady etyczne zapłacił wysoką cenę: jeszcze przez długie miesiące po wyborach dostawał od zwolenników Trumpa wiadomości z pogróżkami. Czeka go również trudna walka o reelekcję, o co zapewne zadbają Trump i jego sojusznicy w Georgii.

Przypadek nagonki na Raffenspergera nie jest odosobniony. Według sondażu przeprowadzonego przez Brennan Center for Justice, co szósty amerykański urzędnik wyborczy padł w ostatnim roku ofiarą hejtu. Serwis Reuters opisuje przypadek urzędnika wyborczego z Arizony, który usłyszał od zwolennika Trumpa, że „zostanie powieszony za zdradę stanu”. Równie szokująca jest historia ze stanu Vermont, gdzie napastnik wtargnął do biura komisji wyborczej, wykrzykując, że urzędnicy zasługują na to, by „wepchnąć im pistolet do ust i nacisnąć spust”.

Nagonka na pracowników lokali wyborczych robi swoje. Aż jedna piąta z nich deklaruje, że zrezygnuje ze stanowiska przed wyborami prezydenckimi w 2024 r. Większość jako powód podaje nadmierny stres związany z piastowaniem funkcji, a także nasilone przez Republikanów próby majstrowania przy zasadach głosowania.

Naginanie reguł

Organizacja Brennan Center for Justice podaje, że tylko w zeszłym roku w co najmniej 19 republikańskich stanach przegłosowano 34 ustawy zaostrzające restrykcje w dostępie do głosowania. Szczególnie szerokim echem odbiło się wprowadzenie przepisów w stanie ­Georgia, gdzie – zasłaniając się walką z oszustwami wyborczymi – Republikanie utrudnili procedury dotyczące głosowania korespondencyjnego i zmniejszyli liczbę skrzynek, do których wyborcy mogą wrzucić swoje pakiety wyborcze.

Zmiany te postrzegane są jako atak na elektorat Partii Demokratycznej: mniejszości etniczne i mniej zamożnych wyborców, którzy ze względu na mało elastyczne godziny pracy rzadziej docierają osobiście do lokali wyborczych i preferują głosowanie listowne.

Próbką tego, jak może skończyć się majstrowanie przy przepisach, jest Teksas, gdzie w marcowych prawyborach do kosza wyrzucono rekordowe 13 proc. kart do głosowania korespondencyjnego. Zdaniem ekspertów winny temu jest nowy wymóg, który jest swego rodzaju pułapką na roztargnionych: wyborcy muszą napisać na kopercie numer dokumentu tożsamości, którym posłużyli się zgłaszając wniosek o wydanie karty do głosowania.

Jak mówi „Tygodnikowi” prof. Steve Huefner, reforma przepisów w Georgii i Teksasie ma jeden cel: zachować przewagę Republikanów w zmieniających się demograficznie stanach, gdzie młodzi i mniejszości etniczne chętniej głosują na Partię Demokratyczną. Huefner zaznacza, że próby ograniczania praw wyborczych to trend utrzymujący się od 2008 r., gdy wyścig o Biały Dom wygrał Barack Obama.

– Republikanie zorientowali się wówczas, że trwające od lat poluźnianie procedur dotyczących głosowania korespondencyjnego i tzw. wczesnego głosowania [jeszcze przed dniem wyborów – red.] działa na ich niekorzyść. To, co dzieje się jednak po wyborach prezydenckich w 2020 r., to absolutny precedens – podkreśla prof. Huefner i dodaje, że najbardziej niebezpieczne dla demokracji są próby ograniczania uprawnień sekretarzy stanu w sporach wyborczych i procedurze zatwierdzania wyniku wyborów prezydenckich.

Niebezpieczny proces

Tego rodzaju zmiany wprowadzono w Kansas i Arizonie. W tym drugim stanie piętnastu parlamentarzystów, w tym popierany przez Trumpa kandydat na sekretarza stanu Mark Finchem, chcą pójść o krok dalej. W styczniu złożyli projekt ustawy dającej legislaturze prawo do zakwestionowania, a nawet odrzucenia wyników wyborów.

Takie propozycje brzmią jak makabryczne political fiction – i to w stanie, gdzie w 2020 r. Donald Trump przegrał z Joem Bidenem różnicą zaledwie 11 tys. głosów.

Choć zeszłoroczny audyt wykluczył jakiekolwiek nieprawidłowości mogące zaważyć na wyniku w tym stanie, grupka radykałów chce zaostrzenia przepisów. W swoim projekcie ustawy zawarli propozycje, by mieszkańcy Arizony głosowali wyłącznie w lokalu wyborczym, a ich głosy były liczone ręcznie, i to w ciągu doby od zakończenia wyborów. Projekt spotkał się z krytyką wśród samych Republikanów i istnieją nikłe szanse, że zostanie uchwalony.

– Sam fakt, że w demokratycznym kraju przedstawiane są takie propozycje reform, pokazuje, że naprawdę jest się czego bać – uważa prof. Huefner. – Donald Trump swoimi kłamstwami uruchomił niebezpieczny trend, w którym politycy przestają mieć jakikolwiek szacunek do procesu wyborczego. W efekcie niektórzy konserwatywni Amerykanie dali sobie wmówić, że białe jest czarne, a czarne jest białe. Nie interesują ich fakty. Czerpią informacje wyłącznie ze źródeł, w których usłyszą to, co chcą usłyszeć. Tak źle nie było jeszcze nigdy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 14/2022