Czy S-400 strąci prezydenta

Przegrana rządzącej partii AKP w wyborach na burmistrza Stambułu to jeden ze skutków polityki Recepa Tayyipa Erdoğana. Kolejne kłopoty może przynieść mu lawirowanie między Rosją i USA.

01.07.2019

Czyta się kilka minut

Ćwiczenia tureckich komandosów w bazie w Izmirze, maj 2019 r. / EMIN MENGUARSLAN / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES
Ćwiczenia tureckich komandosów w bazie w Izmirze, maj 2019 r. / EMIN MENGUARSLAN / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES

Gdy wynik był już znany, Ekrem İmamoğlu zabrał głos. „Nadszedł czas prawa i wolności. Naród pokazał, że rozumie i potrzebuje demokracji. Szanując wszystkich, będziemy budować sprawiedliwość, broniąc niepodległości i integralności terytorialnej kraju” – mówił z patosem godnym prezydenta kraju, a nie miasta.

İmamoğlu, kandydat opozycji, który pokonał rywala wspieranego przez rządzącą AKP dwukrotnie – bo za pierwszym razem, po interwencji prezydenta, komisja wyborcza unieważniła wynik – w kilka tygodni zyskał milion nowych wyborców. Stał się liderem, którego wielu Turków i część zagranicznych mediów widzi już w roli następcy Erdoğana. Ale choć nowy włodarz Stambułu jest sprawnym politykiem, sukces zawdzięcza także kryzysowi, który jest efektem mocarstwowych ambicji Erdoğana.

Prawie jak mocarstwo

Jesienią 2015 r., gdy armia turecka strąciła w strefie granicznej rosyjski bombowiec, Erdoğan nie tylko odmówił przepraszania Rosji, lecz zagroził, że Putin „igra z ogniem”, a Turcja będzie się bronić. Ale duma Turków, że ich przywódca postawił się Rosji, rychło zamieniła się w rozczarowanie, gdy kraj zaczął odczuwać skutki rosyjskich sankcji. One zmusiły Erdoğana do zmiany frontu.

O ile stosunki z Rosją uległy poprawie, o tyle popsuły się z głównym dotąd sojusznikiem. Tureccy politycy podejrzewali Amerykanów o współudział w próbie puczu z lipca 2016 r. Aresztowano amerykańskiego pastora Andrew Brunsona, którego Turcy chcieli „wymienić” na mieszkającego w USA Fethullaha Gülena, rywala Erdoğana i domniemanego organizatora puczu. To się nie udało, a Ankara ściągnęła na siebie nowe sankcje, tym razem amerykańskie. Gospodarka wyhamowała, zagraniczne banki przestały udzielać kredytów, ratingi obniżono. Ceny podstawowych produktów zaczęły szybko rosnąć.


Czytaj także: Wojciech Jagielski: Pierwsza przegrana sułtana zwycięzcy


Na to nałożył się niespodziewany finał sprawy zakupu nowego systemu obrony przeciwlotniczej. Początkowo brano pod uwagę broń chińską, ale NATO odradziło ten krok. Stany Zjednoczone zgodziły się sprzedać zestawy „Patriot”, ale nie chciały udzielić na to pożyczki ani licencji na produkcję.

Rosyjska ruletka

Z pomocą przyszła Rosja: zgodziła się sprzedać swój system S-400, na warunkach lepszych niż USA. Na nic zdało się przekonywanie, że to wątpliwe politycznie, i że S-400 nie jest kompatybilny z systemami stosowanymi w NATO. Niedawno Erdoğan poinformował, że transakcja dojdzie do skutku. Groźby ze strony Amerykanów nazwał – znany frazes – igraniem z ogniem.

Czemu posiadanie rosyjskiego systemu przez turecką armię to dla NATO problem? – Nikt nie ma wątpliwości, że te systemy elektroniczne mają możliwości zbierania cennych danych rozpoznawczych – mówi anonimowo polski oficer, który przez kilka lat pracował w bazie NATO w Turcji, gdzie zajmował się rozpoznaniem elektronicznym. – Rozmieszczenie systemu S-400 w Turcji naraża więc sojuszników na ryzyko bycia szpiegowanym. Może dojść do przechwytywania informacji dotyczących częstotliwości radiowych, analizy sygnałów wysyłanych do oraz z satelitów przez samoloty, w tym te najnowocześniejsze F-35.

Tymczasem Turcy chcieli kupić właśnie F-35. Teraz USA grożą anulowaniem umowy, a Pentagon przygotowuje raport o tureckich firmach biorących udział w produkcji części do tych maszyn. Zapewne zostaną wykluczone z tego procesu, co dla Turcji oznacza kolejne duże straty.

Na tym nie koniec. Analitycy przewidują, że Amerykanie przeniosą zakłady naprawcze silników F-35 z tureckiego Eskişehir do Holandii, a swoje bazy lotnicze do Jordanii i Kataru (od dłuższego czasu USA inwestują tam – właśnie po to, by uniezależnić się od Turcji). Gdy jesienią do Turcji dotrą pierwsze zestawy S-400, Ankara może spodziewać się nowych sankcji ze strony USA, które uderzą w i tak już osłabioną gospodarkę.

Erdoğan robi dobrą minę do złej gry, ale nie wygląda na to, by miał pomysł, jak wybrnąć z impasu. Jeśli skutki jego balansu między Zachodem i Rosją okażą się dla Turcji zbyt bolesne, możliwe, że po wyborach w 2023 r. te problemy będzie rozwiązywał już nowy prezydent – państwa, a nie miasta. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2019