Cztery lata, długi zakręt

Zawiedzione nadzieje - znamy to z III RP. Gorycz serbskich demokratów jest jednak większa. Gdy w Polsce SLD wracał do władzy, a zwolennikom rozliczeń z przeszłością przyszywano łatkę oszołomów, rafy reform były jednak za nami, relacje z sąsiadami uregulowane, a Bruksela i Waszyngton przychylne. Tymczasem 4 lata po obaleniu tyrana Serbia nadal jest niepewna granic i ustroju, Zachód trzyma ją na cenzurowanym, a popularność zyskują nacjonaliści z partii Vojislava šešelja, czekającego na proces w Hadze.

17.10.2004

Czyta się kilka minut

Zryw z października 2000 r., gdy Serbowie zaprotestowali przeciw sfałszowaniu wyborów prezydenckich przez Slobodana Miloševicia i usunęli dyktatora, określany jest tu jako “spychaczowa rewolucja" - od maszyny, którą ruszyli na Belgrad krewcy demokraci z Valjeva z zamiarem rozpychania milicyjnych kordonów. Milicjantów zepchnięto na bok (inna rzecz, że na mocy cichego porozumienia, którego zakres do dziś stanowi przedmiot sporów, nie stawiali oporu zbyt stanowczo), a jedyną ofiarą trwającego dwie doby “kryterium ulicznego" była potrącona przez rzeczony spychacz studentka. W minioną środę, jak co roku, członkowie władz złożyli wieniec na jej grobie - i takie to były obchody “bałkańskiej jesieni ludów".

Fakt, rocznica nieokrągła, a w tym roku wyrwać się z gabinetów było wyjątkowo trudno: trwa właśnie ucieranie koalicji lokalnych, regionalnych i ogólnokrajowych, po trzecich w ciągu roku wyborach (tym razem samorządowych). Prawidłowości z poprzednich dwóch ukazały się jeszcze wyraźniej: demokraci-tradycjonaliści premiera Vojislava Koštunicy (DSS) radzą sobie średnio, ale nadal są trzecią siłą w państwie. Coraz wyraźniej jaśnieje gwiazda Borisa Tadicia - nowej, po zamordowanym w zamachu premierze Zoranie Djindjiciu, lokomotywy demokratów-euroentuzjastów. W czerwcu ta popularność przyniosła Tadiciowi fotel prezydencki, teraz pozwoliła Partii Demokratycznej (DS) zdobyć najwięcej mandatów w miastach i gminach.

Tuż za demokratami podnosi się jednak mętna, brunatna fala: aktywiści Serbskiej Partii Radykalnej (SRS), czytaj: nacjonaliści i eurofobi. W czerwcu ich nowy (po deportowaniu šešelja do Hagi) lider Tomislav Nikolić stanowił poważne zagrożenie dla Tadicia w walce o urząd głowy państwa. Tym razem SRS-owcy przegrali w Belgradzie, wzięli jednak szturmem fotel burmistrza w Nowym Sadzie, drugim co do wielkości mieście Serbii i zarazem stolicy Wojwodiny (autonomicznej i wielonarodowej, a więc wyczulonej na punkcie szowinizmu). Radykałowie mogą zdobyć władzę, sami lub w koalicji, jeszcze w kilkudziesięciu ośrodkach.

Jak wspólnie z nimi obchodzić pamięć niedawnego zrywu? Jak wymusić na nich współpracę z Trybunałem Haskim?

Krajobraz w środku bitwy

Trwający w Serbii od jesieni 2003 r. wyborczy “maraton" przyniósł jedną korzyść: początek ładu na scenie politycznej. Na dobre wyszło i podniesienie progu wyborczego, i rozwiązanie rządzącego krajem przez trzy lata bloku, noszącego (o paradoksie!) nazwę “Demokratycznej Opozycji Serbii" (DOS), który w coraz większym stopniu przypominał kilkanaście kwiatków doczepionych do solidnego kożucha Partii Demokratycznej.

Ciągle jeszcze są kłopoty z porządkowaniem ugrupowań na “osi" prawica-lewica: poza ortodoksyjnymi liberałami, wszystkie ugrupowania mniej lub bardziej półgębkiem obiecują rozbudowę programów socjalnych. Drugą “osią", bez której nie sposób zrozumieć serbskiej polityki, jest stosunek do Swojskości i Tradycji: tu rolę outsiderów pełnią demokraci Djindjicia, twardo i nieraz niezgrabnie wotujący za “europeizacją" Serbii (czasem do spółki z postkomunistami), podczas gdy reszta ugrupowań albo rozumie antymodernizacyjne lęki serbskiej prowincji (jak Koštunica), albo bezwstydnie im schlebia.

Trzecią “osią" jest stosunek do dyktatury Miloševicia i Hagi: tu znów egzotyczną i wpływową koalicję tworzą nacjonaliści i postkomuniści, a największą odwagę cywilną prezentuje Partia Demokratyczna (zapłaciła za to śmiercią Djindjicia). Reszta wierci się między młotem Zachodu a kowadłem coraz bardziej niechętnej Hadze opinii publicznej, deklarując, że owszem, z Trybunałem współpracować i ściganych za zbrodnie wydawać należy, z drugiej strony zaznaczając, że są różne “ale" - i ściganych nie wydając.

Wyborczy ,,maraton" uporządkował ten zbiór o tyle, że znikły zeń dwie prawosławne chadecje, dwa ugrupowania hoch-inteligenckie i z pół tuzina socjaldemokracji... Ład jednak, jaki się wyłania, jest niewesoły. Na trzech miejscach medalowych znalazła się Partia Demokratyczna Tadicia, nacjonal-radykałowie i demokraci-tradycjonaliści Koštunicy. Tym ostatnim zagraża czarny koń bieżącego sezonu: multimiliarder Bogoljub Karić, który zyskał fortunę na niejasnych interesach podczas embarga lat 90., a dziś buduje imperium (TV, prasa bulwarowa, telefonia komórkowa), lobbuje w parlamencie ze skutecznością, jakiej mogłyby pozazdrościć rosyjskie firmy paliwowe i uwodzi rozgoryczoną bezrobociem prowincję własną karierą “od pucybuta do milionera" oraz ofertą gruszek na wierzbie.

Karić to przykład, jak potrafią odradzać się w kolejnych wcieleniach siły ancien regime’u: gdy postkomuniści zaczęli w sondażach pikować w dół, przyszła pora na radykałów; kiedy zaś ci ostatni, stawiając na plan pierwszy kwestię zerwania współpracy z Hagą, zanadto “oderwali się od mas", wtedy najuboższy i obojętny na imponderabilia elektorat zaczął przejmować biznesmen, który wprawdzie nie opanował deklinacji w jedynym znanym sobie, macierzystym języku (dziennikarze przezwali go “człowiekiem dwóch przypadków"), ale i monosylaby starczają mu, by psioczyć na “skorumpowanych polityków".

Problem teraz w tym, że w najbliższych tygodniach tych kilka nieprzystających do siebie sił politycznych musi rozsądnie podzielić władzę w miastach, regionach (Wojwodina!) i kraju - i to w sytuacji, gdy coraz więcej spraw domaga się szybkiego rozstrzygnięcia.

Wydawać, nie wydawać?

Tymczasem Zachód znów stracił cierpliwość. Na przełomie września i października Belgrad odwiedzili Javier Solana, oskarżycielka Trybunału Haskiego Carla del Ponte i Mark Grossman, wiceszef Departamentu Stanu USA, by po raz kolejny powtórzyć: bez wydania, na początek, generała Ratko Mladicia (dowodzącego wojskami m.in. podczas oblężenia Sarajewa i masakry w Srebrenicy), a następnie czterech innych dowódców, no i Radovana Karadzicia (lidera bośniackich Serbów) Belgrad nie może liczyć nie tylko na rozmowy w sprawie przystąpienia do UE, lecz na jakiekolwiek kredyty czy inne względy.

Serbscy ministrowie zapewnili po raz kolejny, że prowadzą starania. Co dojrzalsi politycy, jak szef dyplomacji Vuk Drašković, zdają sobie sprawę, jak silne embargo dotknąć może Serbię i rwą włosy z głowy, apelując o współpracę z Hagą. Adresat apeli jest bliżej niejasny: spec-służby, podejrzewane o bierny opór? Wojsko, podejrzewane o ukrywanie Mladicia? Ależ skąd, zapewniają oba resorty, pracujemy pełną parą. Rzeczywiście, w ostatnich tygodniach do mediów przeciekły informacje o kilku obławach na Mladicia; jeśli dodać do tego lawinę pogłosek, okaże się, że - jak ujął to tygodnik “Vreme" - “generała widywano ostatnio w Serbii częściej niż Presleya w ostatniej dekadzie". I równie niepewny, dodajmy, jest jego status ontologiczny.

W sprawie Hagi i Mladicia trafiła kosa na kamień. Bierny opór służb jawnych i tajnych to jedno. Drugie - to fatalny splot niezgrabnych zachowań ekipy Carli del Ponte i zastarzałych urazów Serbów, przekonanych, że świat ma ich za jedynych sprawców czystek na Bałkanach. W rezultacie liczba tych, którzy wątpią w bezstronność Trybunału (a ściślej: uważają go za “narzędzie represji Zachodu") wzrosła w ostatnich trzech latach z dwudziestu kilku do 68 proc. Taki też będzie odsetek przeciwników każdego belgradzkiego gabinetu, który zdecyduje się wydać Mladicia. Już od ponad roku kolejni politycy, zdesperowani brakiem postępu w sprawie Hagi, apelują do ściganych (idąc za przykładem swoich chorwackich kolegów), by “nawet jeśli czują się niewinni, poświęcili się dla dobra państwa i dobrowolnie udali się do Hagi, by tam bronić swych racji". Ale dziś Serbia jest w takiej sytuacji, że podobny apel można by wystosować do polityków: niech poświęcą się dla państwa i wymuszą aresztowanie Mladicia, grzebiąc szanse swej partii na ładnych kilka lat.

Haga wiąże się z wydarzeniami sprzed czterech lat, bo pokazuje, jak mocno trzyma się ancien regime. A nierozwiązana pozostaje przecież także kwestia ułożenia relacji z rwącą się do niepodległości Czarnogórą i z wiszącym na coraz cieńszej nitce Kosowem. Zaiskrzyło w Wojwodinie, gdzie kilkadziesiąt incydentów dało obrońcom praw człowieka asumpt do krzyku, że zaczyna się “nowy rok 1989" (wtedy zaczynało się tak w Kosowie, po czym władzę dyktatorską objął Milošević). To nieprawda: incydenty z udziałem kilku nastolatków nijak mają się do brutalnych, masowych represji aparatu państwowego wobec Albańczyków w 1989 r. Podobnie jak najnowsza belgradzka rozrywka uliczna: protesty przeciw “wykupywaniu serbskich supermarketów" przez słoweńską korporację “Merkator". Jak w 1989, tak i teraz “prawdziwi patrioci" wzywają do bojkotu słoweńskich towarów, tyle że (jak zauważa cierpko komentator) wtedy chciano ukarać Słowenię za pęd do niepodległości, a dziś za sukces gospodarczy.

Wszystkie te wypadki (i łatwość szukania analogii) pokazują jednak, że Serbia jeszcze wychodzi z długiego zakrętu. Zaś internauci na różnych czatach wspominają dni “ostatniego serbskiego powstania" sprzed czterech lat z nostalgią, przy której blaknie nasza pamięć o pięknym roku 1989.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2004