Człowiek, który zmienił Waszyngton

Wszystko, co Paul Manafort osiągnął w życiu – wpływy i bogactwo, a dziś więzienną celę – zawdzięcza wyjątkowym zdolnościom lobbystycznym. Oraz elastycznemu kręgosłupowi moralnemu.

31.07.2018

Czyta się kilka minut

 / BILL CLARK / GETTY IMAGES
/ BILL CLARK / GETTY IMAGES

To właśnie Paul Manafort – jeden z najbardziej wpływowych lobbystów Waszyngtonu (a przez to i świata), w 2016 r. szef sztabu wyborczego Donalda Trumpa, obecnie przebywający w więzieniu w miejscowości Warsaw w stanie Wirginia – jest dziś główną dramatis persona w śledztwie specjalnego prokuratora Roberta Muellera w sprawie rzekomej zmowy między sztabem Trumpa a Kremlem w celu wpłynięcia na wynik wyborów prezydenckich w USA.

Jedyny milczący

Dotąd w ramach rosyjskiego śledztwa oskarżono 32 osoby, w tym 26 obywateli Rosji. 12 z nich to oficerowie wywiadu wojskowego GRU, oskarżeni o kradzież danych z serwerów Partii Demokratycznej i próbę przekazania ich niezidentyfikowanej osobie związanej ze sztabem Trumpa (zapewne chodzi o Rogera Stone’a).

Prawdopodobieństwo, że Rosjanie staną przed sądem w USA, jest zerowe. Natomiast spośród pozostałych oskarżonych wszyscy poszli na współpracę z FBI, przyznając się do zarzutów. Uległ nawet Rick Gates, długoletni współpracownik Manaforta, który też początkowo odmawiał przyznania się do winy. Manafort jako jedyny pozostał nieugięty i milczący.

Żaden ze stawianych mu zarzutów nie dotyczy bezpośrednio rzekomej zmowy. Jego właśnie zaczynający się w sądzie federalnym w Wirginii proces dotyczy przestępstw finansowych: prania brudnych pieniędzy, oszustw podatkowych i bankowych oraz reprezentowania rządu Ukrainy przed 2014 r. bez zarejestrowania się jako lobbysta. Na postawienie takich zarzutów pozwolił Muellerowi szeroki mandat, który ma od Departamentu Sprawiedliwości.

Manafort próbował też nakłaniać świadka do fałszywych zeznań. Z jego przechwyconej przez FBI komunikacji wynika, że kontaktował się w tym celu z Konstantynem Kilimnikiem, swoim współpracownikiem z czasów biznesu na Ukrainie. Tym samym naruszył warunki aresztu domowego i musiał zamienić garnitur na zielony kombinezon aresztanta.

Lobbysta katów

Stwierdzenie, że Manafort zmienił Waszyngton, nie jest wyolbrzymieniem. To jego pierwsza firma stworzyła lobbing polityczny taki, jakim go dziś znamy.

Manafort pomógł Ronaldowi Reaganowi wygrać wybory prezydenckie w 1980 r. i uczestniczył w części decyzji dotyczących obsady administracji. Z kolei potem reprezentował przed administracją Reagana różnych aktorów biznesowych. Niektórzy nazwali to „zinstytucjonalizowanym konfliktem interesów”.

To także on jako pierwszy zajął się lobbingiem na rzecz obcych rządów na dużą skalę. „Doktryna Reagana” – wywieranie presji na Związek Sowiecki, w tym przez podtrzymywanie konfliktów, których Kreml nie był już w stanie finansować – wymagała różnych sojuszników. Także tych, których określa maksyma: „Może sukinsyn, ale nasz sukinsyn”. Poprawianiem image’u takich aliantów zajmował się właśnie Manafort. Był na tyle niewybredny, że Center for Public Integrity (organizacja non-profit zajmująca się dziennikarstwem śledczym) w swym raporcie z 1992 r. określiła jego firmę jako „Lobby katów”.

Jednym z klientów Manaforta był filipiński dyktator Ferdinand Marcos. Ale chyba największym sukcesem była przemiana Jonasa Savimbiego, przywódcy antykomunistycznej partyzantki z Angoli, którego oddziały oskarżano o zbrodnie wojenne. Dzięki zabiegom Manaforta Savimbi stał się „bojownikiem o wolność”, został zaproszony do Białego Domu, a w neokonserwatywnym American Enterprise Institute witano go jako „jednego z niewielu bohaterów naszych czasów”.

Podobno gdy współpracowniczka powiedziała mu, że ona musi wierzyć w to, co robi, Manafort odparł: „Dla mnie byłby to koniec w tym biznesie”.

Złotonośna Ukraina

Jeszcze gdy pracował jako lobbysta na rzecz dyktatorskich reżimów, Manafort zajął się też pośrednictwem w handlu bronią. Ale żaden z tych biznesów nie był tak lukratywny jak jego działalność na Ukrainie.

Oficjalnie zaczął ją w 2005 r., choć plotki głoszą, że nieoficjalnie doradzał prorosyjskiemu kandydatowi na prezydenta, Wiktorowi Janukowyczowi, już podczas kampanii w 2004 r. Dziennikarz „The Atlantic”, Franklin Foer, twierdzi, że Manafort zjawił się w Kijowie na zlecenie rosyjskiego oligarchy Olega Deripaski, który inwestował na Ukrainie. Przeczuwając prozachodnią zmianę wiatrów, Deripaska miał wysłać Amerykanina, by ten minimalizował szkody. Istotnie, w wyniku pomarańczowej rewolucji Janukowycz przegrał z Wiktorem Juszczenką.

W 2005 r. ukraiński oligarcha o prorosyjskiej orientacji Rinat Achmetow zatrudnił Manaforta jako doradcę biznesowego. Faktycznym celem lobbysty miało być obsadzenie Janukowycza w fotelu prezydenckim w wyborach w 2010 r. To się udało: Manafort zmienił politycznego pariasa w polityka zapraszanego do ambasad. „Nauczył go, jak się uśmiechać i jak wymieniać uprzejmości” – wspominał Andres Åslund, szwedzki ekonomista i doradca byłego prezydenta Leonida Kuczmy.


Czytaj także: Dariusz Rosiak: Już tak nie będzie


Ale nie wszyscy wspominają Manaforta w ten sposób. „Aby wypromować swego klienta, Partię Regionów [partię Janukowycza – red.], Manafort wykorzystał najbardziej drażliwe kwestie w ukraińskim społeczeństwie, radząc partii, by podnosiła tematy dzielące kraj” – pisał Serhij Leszczenko, ukraiński poseł.

Ta praca była żyłą złota. Mógł żądać niebotycznych sum, a stojący za Janukowyczem oligarchowie płacili. Gdy po obaleniu Janukowycza w 2014 r. znaleziono tzw. czarny notes Partii Regionów, zawierający niekoniecznie legalne wypłaty dla różnych osób, kwoty dla Manaforta sumowały się na 12,7 mln dolarów. On sam twierdzi, że nie otrzymał tych pieniędzy.

Rosyjscy łącznicy

Właśnie pracując dla Janukowycza, Manafort miał nawiązać dwa kontakty ważne z punktu widzenia obecnego śledztwa.

Jeden to wspomniany Deripaska, oligarcha z bliskimi kontaktami na Kremlu.

W 2006 r. Manafort i jego wspólnik Robert Gates założyli fundusz kapitałowy Pericles, a w 2007 r. Manafort otrzymał od Deripaski 100 mln dolarów na inwestycje w ramach Periclesa. Pierwszą transakcją miał być zakup firmy telekomunikacyjnej Morze Czarne z Odessy. Manafort miał zapłacić za nią 18,9 mln dolarów. Sam za zarządzanie funduszem pobrał 7,35 mln. Gdy po kryzysie 2008 r., który Deripaska boleśnie odczuł, Rosjanin chciał wycofać udziały w Periclesie, nie zobaczył pieniędzy. Prawnicy Deripaski, którzy w 2015 r. złożyli pozew w USA, twierdzą, że aktywa Morza Czarnego nigdy nie zostały kupione. Deripaska tych długów nie odpuścił (na marginesie: dziś w akcie oskarżenia mowa jest o tym, że przez wspólne konta Manaforta i Gatesa w rajach podatkowych przewinęło się ponad 75 mln dolarów).

Drugim kontaktem – ważniejszym dla Manaforta i może także dla śledztwa ­Muellera – był Konstantyn Kilimnik. Ten zdolny lingwista jeszcze w czasach sowieckich współpracował z GRU. Gdy poznali się w 2005 r., Kilimnik pracował w amerykańskiej organizacji International Republican Institute. Został zwolniony, gdy przełożeni dowiedzieli się o jego pracy dla Manaforta. Oficjalnym powodem było naruszenie zasady zabraniającej dorabiania na boku, ale plotki mówią, że coraz więcej wątpliwości budziła jego prorosyjskość. Dziś FBI uważa, że Kilimnik nadal jest agentem GRU.

Manafort nie mówi po rosyjsku ani po ukraińsku, więc polegał na tłumaczeniach Kilimnika, który chodził z nim na wszystkie spotkania. Stał się jego prawą ręką i szefem jego biura w Kijowie. Gdy w 2014 r. Janukowycza obalono, Kilimnik w imieniu swego szefa pomógł Partii Regionów przetransformować się w pozornie nową formację: Blok Opozycyjny.

Puzzle Muellera

W lutym 2016 r., gdy jego sytuacja staje się trudna (wystawne życie finansuje bankowymi pożyczkami, podając fałszywe informacje), Manafort zwraca się do Trumpa. W marcu dołącza do jego ekipy, w czerwcu zostaje szefem sztabu wyborczego. Już w sierpniu rezygnuje: jego prorosyjskie powiązania i interesy zaczęły zbytnio ciążyć.

Jednak między marcem i sierpniem stało się kilka rzeczy. Dwa tygodnie po przyjęciu do sztabu Trumpa Manafort zwrócił się do Kilimnika, by nawiązał kontakt z Deripaską. Miał oferować oligarsze informacje w zamian za rozwiązanie sprawy długu (Deripaska twierdzi, że do tego nie doszło). Sam Kilimnik w 2016 r. przyjeżdżał do USA, by spotkać się Manafortem: w kwietniu i późnym latem. Przyznał też, że był z nim w regularnym kontakcie podczas wyborów prezydenckich.

W czerwcu 2016 r. Manafort uczestniczył w spotkaniu w Trump Tower, podczas którego Donald Trump junior spodziewał się otrzymać od rosyjskiej prawniczki związanej z Kremlem „brudy” na Hillary Clinton. Spotkanie to jest kluczowe dla śledztwa Muellera – tym bardziej że Michael Cohen (były prawnik Trumpa seniora) właśnie wyznał, iż jego ówczesny klient wiedział o tym spotkaniu, zanim jeszcze do niego doszło.


Czytaj także: Klaus Bachmann: Przemija postać świata


Są też inne ślady działalności Manaforta: gdy szefował sztabowi Trumpa, ekipie obecnego prezydenta udało się zmienić język programu Partii Republikańskiej tak, aby nie było mowy o wsparciu Ukrainy – broniącej się przed rosyjską agresją – sprzętem wojskowym.

Wszystko to układa się w dość przerażający obraz, w którym za kolejny puzzel można uznać szczyt w Helsinkach. Trump przyznał na nim rację Putinowi (twierdzącemu, że Rosja nie ingerowała w wybory w USA), stając w kontrze do własnych służb i ich ustaleń. Były prokurator generalny Eric Holder nazwał ten szczyt „zmową dokonaną na naszych oczach”.

Cel osiągnięty

Możliwe, że oskarżenie Manaforta o przestępstwa finansowe to strategia Muellera, by zmusić lobbystę do współpracy i złapać najgrubszą rybę. Tak w końcu Mueller rozpracował mafijną rodzinę Gambino w Nowym Jorku, posyłając za kratki wcześniej nieuchwytnego Johna Gottiego.

Dlaczego Manafort nie przyznaje się do winy, choć dowody są mocne? Może liczy na ułaskawienie przez Trumpa, może boi się zemsty swych wschodnich kontaktów? Tak czy inaczej, jeśli to on trzyma klucz do rozwiązania zagadki owej zmowy, jego milczenie może utrudnić Muellerowi doprowadzenie śledztwa do końca.

Ale niezależnie od tego, czy cała zmowa była misterną intrygą, czy tylko zbiegiem okoliczności, pewne jest, że żadna odpowiedź nie zadowoli wszystkich i zawsze będą istniały podejrzenia co do jej rzetelności. Jeśli podważenie wiary w amerykańskie instytucje było pierwotnym celem rosyjskiej operacji, został już osiągnięty. ©

NA ZDJĘCIU: Trump i Manafort (trzeci od lewej) podczas kampanii prezydenckiej. Manafort był wtedy szefem sztabu Trumpa. Obok Ivanka, córka przyszłego prezydenta. Cleveland, 20 lipca 2016 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2018