Człowiek, który uczy się bać

Gdy przy życiu trzymały go tylko opuszki palców wczepione w skałę, czuł, że naprawdę ma je w swoich rękach. A potem Alex Honnold, najbardziej utytułowany wspinacz-solista globu, został ojcem – i strach nabrał dla niego nowego znaczenia.

17.04.2023

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu dokumentalnego „Alex Honnold: The Soloist VR”. Desert Gold, Nevada, 3 września 2021 r. / RENAN OZTURK / RED BULL / AFP / EAST NEWS
Kadr z filmu dokumentalnego „Alex Honnold: The Soloist VR”. Desert Gold, Nevada, 3 września 2021 r. / RENAN OZTURK / RED BULL / AFP / EAST NEWS

Pobudka przed szóstą, o ile malutka June nie zbudzi się wcześniej. Garść owsianki do miski z ciepłym mlekiem, kilka łyków kawy, potem rozciąganie i wreszcie pierwsza z kilku serii kilkudziesięciu podciągnięć na przyrządzie treningowym zwanym campusem. Oprócz siły mięśni ważna jest wytrzymałość ścięgien, zwłaszcza tych w palcach, które podczas trudnych wspinaczek poddawane są ekstremalnym przeciążeniom.

Gdy przy życiu trzymają cię głównie opuszki palców wczepione w chwyt węższy od ostrza brzytwy, wiesz, że naprawdę masz je w swoich rękach.

Na filmie widać, jak przechodząc skalną płytę zwaną Boulder Problem, Alex czujnie przesuwa dłonie wzdłuż niewielkiego wybrzuszenia, pełznąc przy tym w kierunku wieńczącej go ścianki. Do wykonania pozostaje mu jeszcze najtrudniejszy ruch, dynamiczne przerzucenie lewej nogi. Jeśli straci przy tym równowagę lub za pierwszym razem nie trafi stopą w odpowiednie miejsce, wczepione w skałę palce mogą nie utrzymać ciała. Upadek zakończy się 625 metrów niżej, pośród drzew porastających dno doliny Yosemite.

Filmujący go z oddali kamerzysta odwraca się w tym momencie plecami do ściany, nie chcąc być świadkiem być może ostatniego świadomego ruchu przyjaciela. Wreszcie, po chwili trudnego do zniesienia milczenia, w krótkofalówce rozlega się zachrypnięty od emocji głos innego członka ekipy filmującej: „Poszło. Boże, zrobił to”.

Półtorej godziny później Alex Honnold staje na szczycie masywu El Capitan jako pierwszy człowiek, który pokonał to niemal kilometrowe urwisko bez asekuracji. Dochodzi południe 3 czerwca 2017 r. Wspinaczka zajęła trzy godziny i 56 minut. Większość zespołów asekurujących się tutaj liną potrzebuje na to samo co najmniej dwóch-trzech dni.

„Trudniejsze, bo poza mną”

June śpi smacznie nawet wtedy, kiedy ojciec, mając ją bezpiecznie zapakowaną w chustę do przenoszenia niemowląt, kończy ostatnią serię podciągnięć. Potem szybkie karmienie piersią przez mamę i Alex z córką wychodzą razem na spotkanie ze sponsorem, żeby dać się wyspać Sanni.

Od czasu pamiętnej wspinaczki na El Capitana i nagrodzonego Oscarem filmu „Free Solo” (2018) opowiadającego o tym wyczynie Honnold wiedzie żywot typowego amerykańskiego wspinacza-celebryty, który za względną finansową stabilizację i swobodę realizacji sportowych celów płaci oddaniem prywatności we władanie despotów show-biznesu i reklamy. Z tą różnicą, że do narodzin June media interesowało głównie to, czy Alex nie boi się śmierci i czy w ogóle czuje strach. Teraz pytają najczęściej o to, czy będąc ojcem będzie dalej wspinać się bez liny i jak pogodzi sport z obowiązkami rodzicielskimi. W ten sposób w centrum uniwersum Aleksa Honnolda, które długo kręciło się wokół niego samego, a potem zostało przejęte przez przebojową Sanni McCandless, znalazła się teraz malutka June.

Ich córka przyszła na świat 17 lutego 2022 r. Nadali jej imię, które po angielsku znaczy także czerwiec. Zbieg okoliczności, a może celowe nawiązanie do pamiętnego wyczynu ojca z czerwca 2017 r.? W chwili narodzin June młodzi rodzice z pewnością nie mieli czasu na zabawę w sentymenty, bo w poród, który miał się odbyć siłami natury, niespodziewanie wdały się komplikacje i po 20 godzinach lekarze musieli przeprowadzić cesarskie cięcie. Dziecko nie oddychało. Wyniki ­pierwszego badania w zasadzie nie dawały mu szans na ­przeżycie. Mała June trafiła na oddział intensywnej terapii, ale po kilkunastu dniach opuściła szpital w pełnym zdrowiu. W marcu rodzice zabrali ją już na pierwszą wycieczkę w skały.

Alex nie jest osobą religijną ani skłonną do egzaltacji. Wyzdrowienia córki z pewnością nie nazwie więc cudem. W tamtych wydarzeniach dostrzega za to coś, co potrafi oswoić nawet przy pomocy swego skromnego emocjonalnego imaginarium. Odkrywa, że to samo dążenie do perfekcji, które realizował dotąd wystawiając się na śmiertelne niebezpieczeństwo podczas wspinaczek solo, może przybrać prozaiczną formę dbałości o córeczkę czy zapewnienia rodzinie bezpieczeństwa. A od emocji, które czuł wisząc na koniuszkach palców kilometr nad ziemią, intensywniejsza może być obawa o bliskich.

„Nie wiem, czy warto to porównać do trudnych sytuacji w górach, kiedy myślisz, że zaraz zginiesz – zastanawiał się w wywiadzie dla serwisu Fatherly.com kilka miesięcy po narodzinach June. – W pewnym sensie było to jednak gorsze, bo działo się całkowicie poza mną. O mój Boże, to moja żona umiera, to moje dziecko umiera. Nie ja. Byłem zaskoczony, jak intensywne to wszystko było”.

„Sam w ścianie”

Intensywność. To pojęcie znaczy wiele dla Honnolda. Jego rodzice, jak wspomina, próbowali stworzyć dzieciom dobry dom, ale niechcący wyszła im z tego gra, w której Alex i jego siostra mogli jedynie tracić punkty. Mama, nauczycielka francuskiego i wielka admiratorka tamtejszej kultury, komunikuje się z dziećmi głównie w języku Woltera.

Presque ne compte pas” (prawie się nie liczy) – to zdanie mały Alex słyszy od matki za każdym razem, kiedy jest prawie najlepszy w szkole czy podczas zawodów sportowych. Ojciec, miłośnik podróży, pieczołowicie planuje każde wakacje i kibicuje dzieciom poszukującym własnej drogi, ale nie radzi sobie z okazywaniem im uczuć. Przytulanie się jest dla Aleksa czynnością tak egzotyczną, że jeszcze w szkole średniej unika intymnych relacji. Wstydzi się występów publicznych i rumieni wywołany do tablicy. Podczas przerw czasem ucieka na dach liceum, wspinając się po fasadzie budynku. Po latach przyzna, że sztukę przytulania opanował dopiero mając 23 lata.

O wiele lepiej dogaduje się ze skałą. Z Sacramento, gdzie dorasta, Alex ma jakieś dwie i pół godziny samochodem do doliny Yosemite. Szybko daje się tu poznać jako młodzieniec obdarzony nie tylko wyśmienitą techniką wspinaczkową, ale także niezwykłą wytrzymałością psychiczną. W 2007 r., mając 22 lata, jako trzeci człowiek pokonuje bez asekuracji słynną linię Astroman w ścianie Washington Column. A potem – jeszcze tego samego dnia, wciąż bez liny – dokłada do listy zdobyczy nie mniej kultową drogę Regular North Face Route na Rostrum.

Rok później w doskonałym stylu właściwie przebiega bez asekuracji 600-metrowe północno-zachodnie urwisko Half Dome, ściany-symbolu Yosemite, które amerykański producent odzieży górskiej North Face wkleił nawet w swoje logo. Po tym przejściu o Honnoldzie zaczyna mówić się jak o wizjonerze przesuwającym w tym sporcie horyzont niemożliwego. Dwa lata później na ekrany wchodzi krótkometrażowy film „Alone on the Wall” (Sam w ścianie) Petera Mortimera dokumentujący wspinaczkę na Half Dome. Jeden z kadrów, ukazujący Honnolda stojącego samotnie na wąskiej półce skalnego zachodu, trafi potem na okładkę „National Geographic”.

W pewnym sensie jest to ujęcie symboliczne, bo doskonale oddaje skomplikowany stosunek Honnolda do wspinania jako sportu, który zarazem zapewnia mu szczęście i pozbawia wyboru. Taniec ze skałą, zwłaszcza gdy nie przeszkadza w nim lina, jest z jednej strony doświadczeniem ekstatycznym. Tylko podczas wspinaczki solo ekstazę dzieli od śmierci zaledwie jeden ruch. Ale ta sama ścieżka skały jest zarazem jedyną znaną mu drogą, na której znajduje wytchnienie od wyniesionych z domu kompleksów i braków. Do wspinania bez liny gna go „bezdenna nienawiść do siebie samego. Wspinanie solo wymusza perfekcję. Miło poczuć się perfekcyjnym. Nawet na chwilę”.

Igrzyska śmierci

Alex rzuca studia i poświęca się skałom. Przez kilka lat za dom służy mu stary van, który zostawia na parkingu przed jednym z Walmartów. Realizuje wiele ambitnych celów, nie tylko w USA, ale jego uwagę coraz bardziej przyciąga El Capitan, najtrudniejszy z granitowych monolitów Yosemite. Z liną wspina się na tej ścianie kilkadziesiąt razy, rozważając szanse na udaną – czyli możliwą do przeżycia – wspinaczkę solo. Niespodziewanie dla niego samego, pytanie „czy” przeradza się w kwestię czysto logistyczną: „którędy”.

Wybór pada na Freeridera, drogę uważaną za najłatwiejszą z biegnących głównym 975-metrowym spiętrzeniem El Capitan – choć już sama wysokość urwiska podpowiada, że „najłatwiejszy” nie ma tu nic wspólnego z „łatwym”. Poprowadzony w 1998 r. Freerider składa się z 33 wyciągów (odcinków od stanowiska asekuracyjnego do kolejnego), z których najtrudniejszy nosi w amerykańskiej skali wycenę 5.13a i wymaga już dużych kompetencji wspinaczkowych. Dolne partie drogi są technicznie łatwiejsze, biegną jednak gładkimi płytami, na których trzeba całkowicie zaufać sile tarcia butów, a odpadnięcie nawet z liną grozi bolesnymi obrażeniami. Powyżej granitowa fasada El Capitan staje dęba, a droga na szczyt przez kolejne pół kilometra biegnie w górę niemal nieprzerwanie ciągiem rys, spośród których szczególnie ponurą sławą cieszy się Monster Offwidth, długie na 40 metrów pęknięcie, biegnące środkiem lekko przewieszonej, czyli odchylonej od pionu płyty, które pokonuje się klinując w nim kolana i łokcie, a czasem także plecy.

Trudności techniczne potęguje ekspozycja. Psycha – jak mówią wspinacze – cierpi także w miejscu zwanym The Boulder Problem, krótkim, ale wymagającym trudności trawersie przez płytę, który kończy się dynamicznym przeskokiem na sąsiadujący z nią filarek, zwanym w środowisku jako „kopnięcie karate”. Suma trudności, problematyczna asekuracja oraz sama długość drogi sprawiają, że nawet dziś jednodniowe przejście Freeridera wzbudza w dolinie Yosemite sensację. Próba pokonania jej bez liny przenosi jednak dyskusję o trudnościach na inny poziom. Skalę wyzwania, jakie chce podjąć Honnold, najlepiej ujmie jego starszy wspinaczkowy kolega Tommy Caldwell, porównując je do startu w igrzyskach, na których „walczysz o złoty medal i albo go zdobędziesz, albo umrzesz”.

Lista przegranych w tej dziwnej dyscyplinie nie jest długa, bo niewielu ludzi ma chęć i odwagę zagrać z grawitacją o życie. Widnieją za to na niej nazwiska wielu górskich znakomitości. Brytyjczyk Derek Hersey, zwany przez kolegów „Doktorem Śmierć”, pionier wspinaczkowej eksploracji kanionu Eldorado. John Bachar, jedna z legend doliny Yosemite i wynalazca treningowej „drabiny Bachara”, na której wspinacze z całego świata po dziś dzień katują mięśnie brzucha i pleców. Ueli Steck, specjalista od ultraszybkich przejść bez liny w górach wysokich. Tę czarną listę uzupełnia jeszcze nazwisko Dana Osmana, którego zawiódł sprzęt podczas skoku z liną, oraz Seana Leary’ego i Deana Pottera, również utytułowanych alpinistów i miłośników „żywcowania”, którzy śmierć ponieśli w trakcie drugiej ulubionej aktywności, skoków spadochronowych BASE. Spośród wspinaczy, którzy na poważnie zaangażowali się w dyscyplinę free solo, zasłużonej sportowej emerytury dożył tylko Amerykanin Kauk oraz Kanadyjczyk Peter Croft. Alain Robert, francuski wirtuoz wspinaczki skalnej lat 80. również ma się dobrze, jednak od lat specjalizuje się w efektownym, ale technicznie niewymagającym wspinaniu po fasadach wysokich budynków, dlatego trudno zestawiać go z pozostałymi.

Bez kibiców

Czy Alex się boi? W pewnym sensie tak. Strach towarzyszący wspinaczce jest po prostu jeszcze jedną formą trudności, z którymi się mierzy, podchodzi więc do niego jak do zagadnienia czysto technicznego. „Im lepsze przygotowanie, tym mniejszy stres. Kropka. Oddzielam ryzyko od konsekwencji. Podczas wspinaczki solo lubię myśleć, że ryzyko odpadnięcia jest dość niskie, choć jego konsekwencje – bardzo duże. To sprawia, że czuję się bezpiecznie robiąc coś, co wygląda na trudne” – tłumaczył w jednym z wywiadów skołowanej dziennikarce.

Nie tylko ludziom z mediów trudno przyjąć taką argumentację. Matka przyznaje, że woli nie być wtajemniczana w szczegóły kolejnych szalonych projektów sportowych syna. Nieustające „dlaczego” wyraża też twarz Sanni McCandless, dziewczyny Aleksa, która z anielską cierpliwością znosi jego obsesję solowej wspinaczki na El Capitan. Nawet przyjaciele od liny, którzy w górach niejedno przeżyli, mają wątpliwości co do racjonalności decyzji o tej próbie. Tommy Caldwell, który pomaga Aleksowi nauczyć się na pamięć przebiegu Freeridera i rozkładu trudności, pozwala sobie nawet na uwagę, że wspinanie z Honnoldem przypomina palenie papierosów podczas picia piwa. „Wiesz, że nie powinieneś tego robić, ale to takie przyjemne, więc robisz”.

Decyzja jednak zapadła. Pierwszą próbę solowego przejścia Freeridera Alex przerywa po pokonaniu zaledwie kilku pierwszych wyciągów. Czuje się nieswojo, dokucza mu zwichnięta niedawno noga, dekoncentruje obecność filmowców uwieczniających wspinanie oraz świadomość, że w dolinie, w ich vanie, na wieści czeka zrozpaczona Sanni, robiąca dobrą minę do złej gry. Przed kolejnym podejściem Honnold prosi zatem filmowców o więcej przestrzeni. McCandless zgodnie z jego wolą, ale wbrew sobie, opuszcza na jakiś czas dolinę Yosemite.

Taniec z Freeriderem ma się odbyć bez kibiców.

Trening czułości

Przed wspinaczką, na potrzeby filmu, Honnold oddaje się jednak rezonansowi magnetycznemu głowy, który ma przynieść odpowiedź na pytanie, czy odczuwa strach tak samo jak inni. Okazuje się, że jego mózg działa prawidłowo, ale ciało migdałowate, odpowiedzialne głównie za odczuwanie emocji, potrzebuje ponadprzeciętnej stymulacji. To, co większość ludzi napawa przerażeniem, u niego wywołuje zaledwie dreszczyk emocji, coś w rodzaju emocji towarzyszących oglądaniu horroru.

Czy to klucz do tajemnicy jego niebywałych osiągnięć? Gdy w 2021 r. Alex Honnold zawiadomi fanów, że jego żona Sanni spodziewa się dziecka, zrobi to również bez emocji. Poczuje się tylko zobowiązany zaznaczyć, że jest „przygotowany na to, że to nieco ograniczy ryzyko, które podejmuję”.

Jeśli wspinaczka solowa na granicy możliwości była faktycznie rodzajem pokuty, jaką Alex zadawał sobie za wdrukowane w domu kompleksy, to narodziny dziecka podziałały na nie jak cudowny balsam. „Bycie ojcem staje się dla mnie coraz bardziej realne, zrozumiałe wraz z dorastaniem córki. Czuję się w tej roli dobrze. Wraz z upływem czasu coraz lepiej” – mówi dziś, po roku przygody z macierzyństwem.

Jednocześnie Honnold przyznaje, że rodzina go zmieniła. Nauczył się czułości, troszczenia o innych. „Wydaje mi się, że z wiekiem staję się coraz lepszy w tych rzeczach, ponieważ jestem z Sanni wystarczająco długo. Robi się trochę normalniej”.

Normalniej oznacza też bezpieczniej. Alex-ojciec nie zarzucił wspinania, nie pożegnał się nawet z próbami solo, ale tych, na które sobie teraz pozwala, pod względem trudności nie da się nawet porównywać z poprzednimi. Honnold mówi, że to raczej rodzaj wspinaczkowego joggingu dla podtrzymania formy. Nie wiadomo tylko, czy kiedykolwiek na coś mu się przyda.

„Nie wiem, czy wrócę jeszcze do ostrego solowania jak przed laty. Może być już wtedy na to za późno. Ale jeśli tak się stanie, wiem już, że nie będzie mi tego żal”. ©℗

 

Przywołane w tekście wypowiedzi Aleksa Honnolda i jego partnerów wspinaczkowych pochodzą z filmu „Free Solo” w reżyserii Elizabeth Chai Vasarhelyi i Jimmy’ego China, wywiadów udzielonych serwisom „Fatherly” i „Outsider” oraz magazynowi „Esquire”. Sam Honnold nie znalazł czasu na rozmowę z „Tygodnikiem”. Realizuje właśnie projekt wspinaczkowy w podparyskim Fontainebleau. Na tamtejszych boulderach, niewysokich skałach, można się bezpiecznie wspinać bez liny. Wystarczy rozłożony na ziemi materac.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2023