Czego pragną katolicy

Ponieważ mamy tydzień do wyborów prezydium Konferencji Episkopatu Polski, postanowiłam położyć tę wiedzę na stole. A nuż czyta nas jakiś biskup?

05.03.2024

Czyta się kilka minut

Zuzanna Radzik / FOT. GRAŻYNA MAKARA /
Zuzanna Radzik // Fot. Grażyna Makara

Ku mojej zgryzocie, bo jak wiadomo wiele bym w Kościele katolickim poukładała inaczej, większość katolików i katoliczek w Polsce zadowoliłby program minimum. Tak wynika z westchnień o lepszy Kościół, zasłyszanych w różnych miejscach i gronach, podczas publicznych wydarzeń i prywatnie. Gdy mówią, o czym marzą, to chcą, żeby proboszcz nie zdzierał, nie mówił głupot, nie używał ambony do polityki. Program minimum, a jaki nieosiągalny! Z czasem, wraz z rosnącą świadomością obecności przestępstw seksualnych w Kościele, pojawił się kolejny postulat: ukarać przestępców, odwołać odpowiedzialnych za ich ukrywanie.

Podobny program minimum zaprezentowali respondenci pytani dwa lata temu przez CBOS, jak wzmocnić autorytet Kościoła w Polsce. Trzy wskazówki dawane przez ponad połowę badanych to: unikać polityki, wyjaśnić przypadki pedofilii i mniej zabiegać o pieniądze. Można tu jeszcze przywołać czwarte co do popularności zalecenie: księża powinni przestrzegać zasad, które głoszą. I tyle. Dużo niżej znalazły się sugestie, by wprowadzać zmiany nauczania moralnego, ale też nie przyznano specjalnej wagi staniu na straży tradycyjnego nauczania. Czyli ani reforma, ani obrona niezmiennego depozytu. Nie liberalizacja i nie radykalizacja. Lekarstwo opinia publiczna widzi w byciu tym, czym obiecywaliśmy, że będziemy. Spójność. Integralność. Jak zwał, tak zwał, ale chodzi o to minimum przyzwoitości i przestrzegania zasad, które się ma we własnych dokumentach założycielskich.

Ponieważ mamy tydzień do wyborów prezydium Konferencji Episkopatu Polski, postanowiłam położyć tę wiedzę na stole. A nuż czyta nas jakiś biskup? Albo ktoś, kto biskupowi może coś szepnąć do ucha: spokojnie, ludzie nie chcą rewolucji, na początek naprawdę nie oczekują zbyt wiele. Żadnych zmian dogmatów, równości kobiet, słuchania świeckich czy dopuszczania ich do władzy. To byłoby może miłe, może ci bardziej aktywni by tego chcieli, ci, którym zależy na Kościele, bo nim są. Ale gdyby chcieć zostać na powierzchni spraw i tylko poprawić wizerunek, to program jest prosty: rozliczyć pedofilię, nie komentować polityki z ambony, oraz mieć porządek w finansach. Tylko tyle! Nic ważnego nie trzeba zmieniać.

Na razie mamy wszelkie dowody, że program minimum to za wysoki próg dla przywódców naszej wspólnoty. W kwestii rozliczania pedofilii zaprezentowano w zeszłym tygodniu spektakl szczeciński. Tamtejszy (do niedawna) arcybiskup liczył – pewnie słusznie – że jak skłamie, że powodem jego o cztery lata wcześniejszej emerytury jest pogarszające się zdrowie, a nie ciążące na nim zarzuty, to odejdzie po cichutku. Czemu nie miał na to liczyć?  W końcu biskupi ukrywający pedofilię odchodzą po cichutku, na emeryturkę, z ogrodnikiem i sprzątaczką. Przecież nuncjatura nie ma w zwyczaju komunikować spraw jasnym i prostym tekstem. Wymyślać kar bardziej bolesnych niż stan spoczynku z pełnym uposażeniem. Jeszcze by ktoś pomyślał, że serio podpadli. 

Choć udowodniono mu w śledztwach dziennikarskich winę i niesławę, to abp Dzięga żył sobie jak pączek w maśle i nawet wybrano go (tak, w wyborach w 2020 r.) na członka Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski. Zastąpił odchodzącego na emeryturę abp. Głódzia. Takie gorące krzesło w zarządzie organizacji, specjalny stołek dla ukrywających pedofilię? Tak, wybór abp. Dzięgi do tego grona to jakby większość prawie setki czynnych biskupów w Polsce chciała pokazać nam środkowy palec.

W ramach szczecińskiego spektaklu wystąpiło też kilku biskupów pomocniczych, dziś chwalonych za odwagę i przeciwstawienie się skandalowi. Dobrze zrobili, ale czemu nie sprzeciwili się skandalowi pozostawania przez lata na urzędzie w piątek, tylko w poniedziałek, gdy abp Dzięga urząd już złożył? Tydzień przed rezygnacją arcybiskup Szczecina nie ciążył waszym sumieniom? Śmieszny obyczaj polskich hierarchów, by milczeć i nigdy publicznie się nie różnić, obowiązuje zatem dalej.  

To tylko jeden przykład, ale przypominający, w czym tkwimy i czemu plan minimum, zakładający podstawową przyzwoitość Kościoła, to wciąż szczyt naszych marzeń. Wyzwanie na miarę możliwości, bez którego spełnienia nie będzie innych marzeń o Kościele. Bo jak tu marzyć, gdy brak poczucia bezpieczeństwa i podstawowej sprawiedliwości? Jak tu wiarygodnie mówić o synodalności Kościoła, gdy na oczach polskiej opinii publicznej oraz katolików i katoliczek rozgrywa się latami serial pod tytułem „Nikt was nie usłyszy”?

Gdzie jest szczyt Twoich marzeń o Kościele? 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Plan mininum