Pani profesor Kalina Wojciechowska w rozmowie z Zuzanną Radzik („Z Biblią na plażę”) podaje nam doskonałe wskazówki, jak czytać Pismo Święte. Nie jestem tak szalony, by kompetentne wskazówki pani profesor komentować czy uzupełniać. Zresztą wskazówki te nie są kategoryczne. To są rady, które zostawiają duży margines własnej inicjatywie. Wciąż jest tam niedopowiedziane, ale obecne: „zrób, jak uważasz, wiedz, dlaczego to robisz”.
Zastanawiam się, czy ktoś mnie kiedykolwiek pytał o to, o co w rozmowie pyta Zuzanna Radzik. Pewnie tak, ale na pewno nie w taki sposób. Wcale nie tak dawno czytanie Biblii bynajmniej nie było powszechnie zalecane. W dodatku panowało u nas przekonanie, że Biblię należy przeczytać od początku do końca, jak każdą książkę. Nic więc dziwnego, że wielu ugrzęzło grubo przed połową. Nawet natchnione teksty bywają różne, tekst tekstowi nie jest równy.
Co więcej, teksty Starego i Nowego Testamentu były pisane w określonych okolicznościach i w konkretnych celach, były pisane w sposób, w jaki się wtedy pisało, dlatego nie da się ich czytać tak, jak pisanych dzisiaj książek historycznych. Nie chcę powtarzać tego, co mówi pani Wojciechowska, ale jedno przywołam: są fragmenty czy nawet księgi po prostu źle napisane, i są napisane dobrze, są spore fragmenty kiedyś ważne, dziś prawie nieczytelne i nużące, są księgi napisane z talentem i takie, których autorzy talentem się nie wyróżniali.
W dokumencie ostatniego soboru czytamy: „Ponieważ zaś Bóg w Piśmie św. przemawiał przez ludzi, na sposób ludzki, komentator Pisma św., chcąc poznać, co On zamierzał nam oznajmić, powinien uważnie badać, co hagiografowie w rzeczywistości chcieli wyrazić i co Bogu spodobało się ich słowami ujawnić. Celem odszukania intencji hagiografów należy między innymi uwzględnić również »rodzaje literackie«. Całkiem inaczej bowiem ujmuje się i wyraża prawdę w tekstach historycznych rozmaitego typu, czy prorockich, czy poetyckich, czy innego rodzaju literackiego. Musi więc komentator szukać sensu, jaki hagiograf w określonych okolicznościach, w warunkach swego czasu i swej kultury zamierzał wyrazić i rzeczywiście wyraził za pomocą rodzajów literackich, których w owym czasie używano. By zdobyć właściwe zrozumienie tego, co święty autor chciał na piśmie wyrazić, trzeba zwrócić należytą uwagę tak na owe zwyczaje, naturalne sposoby myślenia, mówienia i opowiadania, przyjęte w czasach hagiografa, jak i na sposoby, które zwykło się było stosować w owej epoce przy wzajemnym obcowaniu ludzi z sobą” (Dei Verbum 12).
Jak Kościół wymyślał Maryję
Jak widać z tego fragmentu, niełatwe jest ustalenie, co jest efektem natchnienia, a co po prostu tworzywem literackim niemającym wiele wspólnego z objawionym charakterem tekstu. Oczywiście, pozostaje sprawa rozeznania się w jakości tekstu. Czy np. opisy narodzenia Jezusa w Betlejem i związanej z tym całej aktywności anielskiej należy odczytywać jako relację historyczną? Mam wrażenie, że obrośnięte cudownościami fragmenty Ewangelii, nie mówiąc o Starym Testamencie, utrudniają wiarę dzisiejszemu człowiekowi. Wiadomość, że to autorska inicjatywa kazała jakieś wydarzenie w Ewangelii lekko (czy nie tak znów lekko) podkręcić przy pomocy aniołów czy innych niezwykłych atrybutów, jest wspaniałym odciążeniem naszej wiary wieku XXI.
Czas najwyższy, żeby się nauczyć czytać Biblię. Z tym wszystkim, co dziś już wiemy o Biblii i świecie. Czytać według wskazań pani prof. Kaliny Wojciechowskiej. Albo nawet jakoś inaczej, byle czytać. ©℗