Czas na politykę

Prof. David S. Meyer, amerykański socjolog: Partia Herbaciana i ruch "Occupy" pojawiły się jako reakcja na to, co zdaniem wielu jest porażką konwencjonalnej polityki. Ludzie ci - w przypadku Tea Party raczej z prawej, w przypadku "Occupy" raczej z lewej strony - mają poczucie, że rząd i politycy nie wychodzą naprzeciw ich potrzebom. Rozmawiała Magdalena Rittenhouse

20.12.2011

Czyta się kilka minut

Magdalena Rittenhouse: Czy utrata obozowisk - wypędzenie z parków i skwerów - to porażka ruchu "Occupy"?

David S. Meyer: Taktyka okupacji - prowadzenie obozów - była pułapką. Po pierwsze, ludzie skupiali się na logistyce i codziennym prowadzeniu obozu, zamiast na sprawach, które chcieli nagłaśniać. Po drugie, ci, którzy nie chcieli albo nie mogli spać w parku, siłą rzeczy zostawali na marginesie, a to sprawiało, że największy wpływ na ruch zaczęli mieć ludzie, którzy niekoniecznie byli najlepszymi strategami czy myślicielami. Po trzecie wreszcie, zasada ciągłego szukania konsensu, która obowiązywała w większości takich obozów, sprawiała, że niemożliwe było wyartykułowanie jakichś postulatów czy przyjęcie jakiejś strategii. To się teraz zmieni.

Ponad wszelką wątpliwość zainicjowana została debata. Jeszcze trzy miesiące temu niewiele było słychać o nierówności materialnej czy politycznej. Teraz nawet w Kongresie zaczęto mówić innym językiem. Różnicę dostrzegam też w retoryce prezydenta Obamy. Wigor, z jakim zaatakował Republikanów podczas niedawnego przemówienia w Kansas - gdzie otwarcie mówił o konieczności większego opodatkowania bogatych - byłby nie do pomyślenia dwa miesiące temu. Oczywiście, słowa jego przemówienia pisali speechwriterzy, ale muzykę skomponował ruch "Occupy". Gdy jakiś ruch zaczyna odnosić sukcesy, ludzie próbują podejmować jego melodię, nawet jeśli dodają własne słowa. W rezultacie całość nie zawsze jest harmonijna. Nie mam jednak wątpliwości, że "Occupy" słychać głośniej i wyraźniej.

Czegoś podobnego - takiego przekierunkowania debaty publicznej - dokonała dwa lata temu prawicowa Partia Herbaciana. Ruch "Occupy" często jest z nią porównywany. Dostrzega Pan podobieństwa?

Zarówno Tea Party, jak i "Occupy" pojawiły się jako reakcja na to, co w pojęciu wielu ludzi jest porażką konwencjonalnej polityki. Ludzie są sfrustrowani, gdyż mają poczucie, że rząd i politycy nie służą im, nie wychodzą naprzeciw ich potrzebom. W przypadku Tea Party to głównie ludzie z prawej strony politycznego spektrum, którzy czuli się zmarginalizowani po zwycięstwie Obamy. W przypadku ­"Occupy" ludzie z lewej strony, którzy z kolei mają poczucie, że Demokraci i Obama nie stanęli na wysokości zadania. Tu są podobieństwa.

Ale są też poważne różnice. Tea Party może liczyć na duże pieniądze i poparcie kilku potężnych korporacji. "Occupy" takiego zaplecza nie ma, a w każdym razie brak na ten temat doniesień w mediach. Po wtóre, gdy przyszło do wyborów, Tea Party łatwo i gładko wtopiła się w szeregi Partii Republikańskiej, podjęła z nią współpracę. Nie mamy pewności, co stanie się w przypadku "Occupy", ale raczej podejrzewam, że i tu zaobserwujemy różnicę. Po trzecie wreszcie, demografia: członkowie Tea Party to przede wszystkim osoby starsze i białe. Ruch "Occupy" skupia głównie ludzi młodych i znacznie bardziej etnicznie zróżnicowanych. W jakimś więc sensie można powiedzieć, że Tea Party odwołuje się do przeszłości, a "Occupy" patrzy w przyszłość.

Od lat zajmuje się Pan badaniem ruchów społecznych. Czy "Occupy" to nowa jakość?

"Occupy" to pierwszy ruch na tak wielką skalę, który zajmuje się niesprawiedliwością społeczną od bardzo, bardzo wielu lat. Z niczym podobnym nie mieliśmy do czynienia od lat 60.

A ruch antyglobalistyczny, który zapoczątkowały protesty w Seattle w 1999 r.?

Były znacznie mniejsze. Ponadto pojawiały się i znikały ad hoc, na parę dni, przy okazji różnych szczytów. Tym razem mamy do czynienia z czymś bardziej konsekwentnym, długotrwałym. Na dodatek proszę zwrócić uwagę, jak szybko się to rozprzestrzeniło. Pod wieloma względami "Occupy" przypomina w tej chwili początki ruchu na rzecz praw obywatelskich w latach 60. Dużo jest oddolnych akcji, budowanie konsensu. Choć są też różnice: tamten ruch praw obywatelskich apelował o pomoc i interwencję do rządu federalnego, "Occupy" tego nie robi. Po wtóre, ruch praw obywatelskich był związany z Kościołami i organizacjami religijnymi. W przypadku "Occupy" mamy od czasu do czasu do czynienia z zaangażowaniem pojedynczych księży, brak jest jednak instytucjonalnych powiązań. I tak jak wtedy, jeśli "Occupy" będzie chciała zyskać wpływy, będzie musiała wypracować jakąś organizacyjną strukturę. Ruch praw obywatelskich zaczął odnosić sukcesy dzięki temu, że był w stanie dochodzić do porozumień, wypracowywać kompromisy.

Do "horyzontalnej demokracji" - wypracowywania rozwiązań przez konsens, bez tworzenia struktur czy hierarchii - podchodzi Pan sceptycznie?

No cóż, wielu się na mnie o to wścieka i nawet oskarżają mnie o cynizm. Ale rzeczywiście uważam, że na dłuższą metę nie da się stworzyć dużego ruchu, opierając się na takich rozwiązaniach. Co więcej: każdy, kto miał do czynienia z tego typu próbami - np. weterani z lat 60. - mówią dziś to samo. Jakieś formy organizacyjne, jakaś hierarchia - są niezbędne.

W niektórych miastach USA władze miejskie sprawiały wrażenie przychylnie nastawionych do protestujących. W Los Angeles burmistrz oferował im wynajęcie pomieszczeń w ratuszu za symbolicznego dolara rocznie. Ale "Occupy" nie przerwała tam protestów.

W wielu miastach burmistrzami są Demokraci, którzy nie są zadowoleni z polityki, jaką muszą realizować, z cięć budżetu, z tego, co dzieje się w Waszyngtonie. I sami pewnie, gdyby mogli, przyłączyliby się do protestów. Ale z drugiej strony jedyną rzeczą, co do której byli w stanie się porozumieć ludzie protestujący w parkach, było to, jak prowadzić protesty w parkach. Z punktu widzenia kogoś, kto ponosi odpowiedzialność przed swoimi wyborcami i sprawuje np. funkcję burmistrza, utrzymanie czystości w parku jest jednym z wielu zadań, z którymi musi się uporać. Z punktu widzenia protestujących był to tylko listek figowy. Jedyne, co potrafili powiedzieć, to to, że chcą zostać w parku i prowadzić protest w nieskończoność...

Republikanie szybko zrobili użytek z frustracji członków Tea Party przy okazji wyborów uzupełniających do Kongresu w 2010 r. Czy Demokraci zbiją kapitał na ruchu "Occupy" w 2012 r.?

To pewnie będzie zależało od poszczególnych kandydatów. Z pewnością nęcąca będzie możliwość zmobilizowania młodych ludzi do głosowania i sprawienia, by nie poparli Republikanów. Ale nie jestem pewien, ile Demokraci będą gotowi oferować im w zamian. Sukcesem "Occupy" będzie zradykalizowanie Partii Demokratycznej, zwłaszcza jej lewego skrzydła, i przesunięcie w kierunku centrum Partii Republikańskiej, która po ostatnich wyborach, pod wpływem Tea Party, stała się partią skrajną.

Jaka będzie przyszłość ruchu "Occupy"?

Politycy tzw. głównego nurtu będą próbowali pozyskać "Occupy", czyniąc jakieś ustępstwa, zgłaszając propozycje ustawodawcze. Będziemy obserwować coś w rodzaju przetargów. W jakim stopniu rozmaici aktywiści będą potrafili takie przetargi rozgrywać czy wykorzystywać - od tego będzie zależał sukces ruchu. Czytałem dziś, że w Wielkiej Brytanii pojawił się pomysł opodatkowania transakcji na rynkach finansowych, wprowadzenia tzw. podatku Robin Hooda. To jakiś niewielki krok, ale można sobie wyobrazić, że ruch "Occupy" mógłby przyczynić się do tego, że Kongres to przeprowadzi. Kolejna sprawa: wiele uniwersytetów stanowych przymierza się do wprowadzenia drakońskich podwyżek czesnego, rzecz leży na sercu wielu protestującym i może zmobilizować ruch. Oczywiście, gdy przyjdzie do takich konkretów, część ludzi poczuje zapał, a część się zniechęci. Tak jest zawsze, na tym polega polityka.

DAVID S. MEYER jest profesorem socjologii i nauk politycznych na University of California, Irvine. Zajmuje się m.in. teorią protestów i ruchów społecznych. Prowadzi blog: www.politicsoutdoors.com.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2011