Copa-Cola, prawdziwa wieś i fanfary dla pomidorów

Pamiętacie o moim sposobie na to, by powitać i się nacieszyć jak głupi pierwszymi prawdziwymi pomidorami z gruntu? Oto najprostszy smakowo, choć nieco pracochłonny makaron.

17.07.2023

Czyta się kilka minut

 / INGO HOFFMANN / ADOBE STOCK
/ INGO HOFFMANN / ADOBE STOCK

Siedemdziesiąt kilka razy w tym roku kołatali lobbyści z sektora rolniczego do drzwi europosłów odpowiedzialnych za kształt dyrektywy o ograniczaniu pestycydów. To już jeden z ostatnich klocków tzw. Zielonego Ładu, a zwłaszcza interesującej nas szczególnie części zwanej „od pola do stołu”, z pośpiechem wykańczany, by zdążyć przed nastaniem sezonu wyborczego. Reguły współczesnej demokracji wykluczają, by partie i politycy zajmowali się dalej rzetelną pracą na co najmniej pół roku przed wyborami. Niech ktoś mądrzejszy mi wyjaśni, dlaczego tak łatwo się z tym pogodziliśmy i czy ten cynizm nie jest bardziej toksyczny od pestycydów, których zamierzają się pozbyć orędownicy restrykcyjnej polityki klimatycznej. Czy im się uda, tego wcale nie jestem pewien, patrząc znad swojego stołu na pole srogiej walki, jaka rozegrała się w zeszłym tygodniu w Strasburgu wokół innego kawałka Zielonego Ładu – prawa o odbudowie zasobów przyrodniczych.

Ten kawałek legislacji może nas w polskim grajdołku zaciekawić, nawet jeśli nie mamy pojęcia, czy jej zamiar – odtworzenie w ciągu paru lat co najmniej 20 proc. zdewastowanych ekosystemów – istotnie pomoże bioróżnorodności i jak wielkie mogą być jego koszty społeczne (np. droższa żywność lub problemy z budową nowych osiedli). A to dlatego, że w trakcie walki o kształt prawa ożył trup dawno u nas pogrzebanego PO-PiS-u. Europejskie rodziny, do których należą nasi plemienni arcywrogowie, czyli EPL i EKR, podały sobie ręce, dopraszając jeszcze do kompletu koleżeństwo od Le Pen i Salviniego. Ze sztamy wyłamała się w platformianej ekipie tylko Janina Ochojska, reszta PO oraz PSL (zwłaszcza PSL) wsparła sprytny i skuteczny plan, w którym po różnych perypetiach przepchnięto tyle poprawek, że tekstowi wybito wszystkie zęby.

Twórcy Zielonego Ładu mogli robić tylko dobrą minę do złej gry i zapowiada się, że w tej kadencji będą już raczej w defensywie, od kiedy kluczowa dla układu sił w Unii centrowa partia postanowiła wykonać zwrot na prawo – a raczej na ludowo, zgodnie ze swoją nazwą właśnie, o ile pod tym pojęciem rozumiemy miękki, niekonfesyjny konserwatyzm, umiarkowaną, „swojskościową” kseno­fobię, w ogóle wszystko takie po peeselowsku łagodne poza jednym: nieubłagane pilnowanie interesu rolnictwa, czy raczej agrobiznesu przebranego w chłopskie stroje. Przy okazji skutecznej walki przeciw nowemu prawu podnoszono głównie argumenty, że to „zniszczy rolnictwo”, i to w okresie, kiedy ­Europa powinna dbać o suwerenność żywnościową. Sęk w tym, że pod owym pojęciem w unijnej polityce rozumie się przedsiębiorstwa produkujące żywność w sposób i zgodnie z logiką przemysłową, na wielką skalę – wszystkie te monokultury rzepakowe czy kombinaty mleczno-mięsne z ich skonsolidowanym zapleczem paszowym oraz siewnym i chemicznym. Wielka czapka izb rolniczych z całej Europy o nazwie Copa Cogeca to kolos lobbystyczny, jednak jej związki z taką „wsią”, o jakiej zwykle myślimy, są żadne.

Ale europejscy chadecy i ludowcy nie stali się życzliwymi słuchaczami producentów prefabrykowanego jedzenia z miłości do wielkiego kapitału – jeśli zresztą o niego chodzi, to za przyjęciem śmielszej wersji przepisów o odtworzeniu natury lobbowały z drugiej strony m.in. Nestlé, Unilever i Coca-Cola. Rzecz w tym, że upleciony z piarowej słomy chochoł bliskiego przyrodzie i spokojnemu życiu „rolnictwa” okazuje się świetną pułapką na głosy ludzi. Choć nie mają związków z realną wsią, to tym bardziej w rojeniach o niby-wsi lokują oni swoje dyskomforty wynikające ze zbyt szybko zmieniającego się świata. Zwłaszcza że oponenci, czyli działacze ekologiczni, ułatwiają sprawę, zachowując się przeważnie w sposób odpychająco moralizatorski czy wręcz arogancki, niczym kiepskie klony Grety Thunberg. Trudno liczyć, że tego rodzaju napuszona twarz ruchu klimatycznego może przekonać ludzi umiarkowanie zainteresowanych tematem.

Cóż począć, jeśli chcemy dobrze dla siebie i bliźnich? Słuchać Copa Cogeki czy Coca-Coli, skoro oba podmioty budzą umiarkowane zaufanie? Obawiam się, że na razie musimy pozostawać w sceptycznej nieświadomości. O procesach przyrodniczych wiemy wszak tyle, że jak się zaleje ogórki solanką, to po paru dniach zrobią się cudownie kwaśne. Fermentacja mlekowa na razie jeszcze działa, mam nadzieję, że przynajmniej do końca tej kadencji. ©℗

Pamiętacie o moim sposobie na to, by powitać i się nacieszyć jak głupi pierwszymi prawdziwymi pomidorami z gruntu (fanfary)? Najprostszy smakowo, choć nieco pracochłonny makaron. Bierzemy po 1-2 pomidory na osobę, po sparzeniu obieramy, kroimy w kostkę, odsączamy na sicie nadmiar płynu, przekładamy do dużej metalowej miski wraz z posiekanym drobno czosnkiem (po jeden ząbek na pomidora), oliwą, solą i sporą garścią listków bazylii. Stawiamy miskę nad garnkiem, w którym grzeje się woda na kluski, aż mieszanina się zmaceruje i pod wpływem ciepła wyzwoli aromaty. Odkładamy na bok, we wrzątku gotujemy makaron, najlepiej spaghetti. Kiedy gotowy, natychmiast przerzucamy do miski, bardzo intensywnie mieszając – kluczowy jest szok termiczny. Jeszcze na talerzach doprawiamy na surowo oliwą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 30/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Copa-Cola