Co skrywa maska?

Superbohaterowie to jednostki głęboko nieszczęśliwe. Zakładają kostium, bo nie potrafią poradzić sobie z własnymi traumami, gniewem i agresją,

04.11.2019

Czyta się kilka minut

Serial HBO „Strażnicy”, sezon drugi / MARK HILL / HBO
Serial HBO „Strażnicy”, sezon drugi / MARK HILL / HBO

Pozornie nowy serial HBO „Strażnicy” wygląda jak kolejna produkcja o superbohaterach, jakich w ostatnich kilku latach pełne są kina i kanały telewizyjne. Ma się jednak do tych produkcji mniej więcej tak, jak antywestern do westernu.

Serial jest luźną adaptacją komiksu o tym samym tytule, napisanego przez jednego z najwybitniejszych twórców wypowiadających się w tym medium, Alana Moore’a. Choć Moore, tradycyjnie niechętny ekranizacjom własnych dzieł, wycofał swoje nazwisko z czołówki, to fani pisarza bez wątpienia rozpoznają jego styl i tematyczne obsesje, ukształtowane głównie przez kontrkulturę lat 60. i 70.

Od zinów do kanonu

Moore wychował się z dala od San Francisco dzieci kwiatów czy punkowego Londynu – w Northampton, prowincjonalnym mieście w środkowej Anglii. Tam przyszedł na świat w rodzinie robotniczej, tam mieszka do dzisiaj. Jak twierdzi, oddalona od wszelkich centrów miejscowość daje mu konieczny do funkcjonowania luksus anonimowości. Ze szkoły średniej przyszły pisarz wylatuje za sprzedawanie uczniom LSD, żadna inna nie chce go przyjąć. Przerywa formalną edukację, zakłada rodzinę, żyje z najprostszych prac i zasiłków. Jednocześnie sam się kształci, czyta wszystko, co wpadnie mu w ręce, próbuje pisać i rysować komiksy.

Zaczyna od oddolnie publikowanych, lokalnych fanzinów, przez całe lata 70. przebija się do dostępnych w normalnej dystrybucji, mniej lub bardziej under­groundowych komiksowych magazynów, marnie bo marnie, ale płacących autorom. Szybko porzuca marzenia o rysowaniu własnych materiałów, idzie mu to zbyt powoli, by mógł to robić profesjonalnie. Jego pozycja jako komiksowego scenarzysty zaczyna jednak rosnąć. Pisze w coraz bardziej znaczących tytułach, zamiast rozwijać stworzone przez innych światy i postaci, dostaje szansę, by przedstawić czytelnikom własne.

Pierwszym poważnym sukcesem ­Moore’a jest komiks „V jak vendetta” – publikowany w odcinkach na łamach magazynu „Warrior” w latach 1982-85. Akcja rozgrywa się w 1997 r. Wielka Brytania jest faszystowskim, totalitarnym państwem. Posługująca się skrajnie nacjonalistyczną retoryką władza prześladuje swoich przeciwników, mniejszości rasowe i seksualne. Naprzeciw niej staje tajemniczy buntownik V. Nigdy nie widzimy jego twarzy, zawsze występuje w masce przedstawiającej Guya Fawkesa, uczestnika nieudanego „spisku prochowego”. Jego organizatorzy próbowali w 1605 r. wysadzić w powietrze brytyjski parlament i zgromadzony w nim polityczny establishment, z monarchą Jakubem I na czele. Spiskowcy rekrutowali się z szeregów średnio zamożnej, prowincjonalnej katolickiej szlachty, rozczarowanej brakiem tolerancji dla katolików pod panowaniem Jakuba I. Liczyli, że zamach wywoła katolickie powstanie, zdolne osadzić na tronie córkę Jakuba, Elżbietę. ­Moore w historii nieudanego spisku z 1605 r. widzi niespełnioną, emancypacyjną obietnicę społeczeństwa, która wysadza w powietrze panujące nad nim instytucje i może w końcu zacząć rządzić się samo.

„V jak vendetta” zostało zekranizowane w 2005 r. (Moore tradycyjnie wycofał nazwisko z czołówki). Noszona przez tytułowego bohatera maska Guya Fawkesa stanie się w następnej dekadzie znakiem i gadżetem masowych protestów przeciw kryzysowi, nierównościom i bezsilnym wobec realnych problemów politykom. Nosili ją uczestnicy protestów Occupy w Stanach, jako swój symbol przyjęła ją też grupa hakerska Anonymous. Od roku 2012, każdego 5 listopada, w rocznicę aresztowania Fawkesa, organizuje ona coroczny Marsz Miliona Masek – protestujący, ubrani w maski Fawkesa, wychodzą na ulice miast na całym świecie.

Ten i kolejne komiksy Moore’a wybitnie przyczyniły się do uznania gatunku jako wartościowej, poważnej formy kulturowej przez anglosaską krytykę lat 80. Przełomowi pod tym względem okazali się właśnie „Strażnicy” (1987). Komiks, czy jak częściej pisze się o nim „powieść graficzna” (określenie, którego Moore nie znosi), został w 2005 r. uznany przez magazyn „Time” za jedną ze 100 najlepszych powieści w historii, niejednokrotnie pojawia się w podobnych zestawieniach obok arcydzieł literatury z najściślejszego kanonu.

Psychopaci w kostiumach

„Strażnicy” zwracają uwagę oryginalną, skomplikowaną, nielinearną formą narracyjną, splatają wiele różnych wątków jak opasła ambitna powieść. Historię rozgrywającą się na kolejnych komiksowych planszach przerywają prozatorskie fragmenty, na ogół dokumenty ze świata przedstawionego komiksu – np. reportaż prasowy napisany o jednym z bohaterów.

Najciekawsze jest jednak to, co ­Moore robi w komiksie z samą konwencją opowieści o strażnikach prawa w kostiumach. Bohaterowie wyglądają bowiem tak, jakby ktoś postawił sobie zadanie: „Co byłoby, gdybyśmy spróbowali wyobrazić sobie komiksowe postaci jako prawdziwych ludzi, funkcjonujących w świecie, jaki znamy: z jego polityką, społecznymi konfliktami itd.”.

Jak łatwo się domyślić, przy przyjęciu takich założeń historia o superbohaterach musi skończyć się katastrofą. Choćby przez typ osobowości, jaki w „Strażnikach” pociąga walka ze złem w kostiumie. W zasadzie wszyscy bohaterowie komiksu to jednostki głęboko nieszczęśliwe, w jakiś sposób skrzywdzone, mniej lub bardziej niezrównoważone. Zakładają maskę i kostium, bo nie potrafią poradzić sobie z własnymi traumami, gniewem i agresją, bo ogarnięte są megalomańskim kompleksem mesjasza, bo kierują nimi kryptofaszystowskie fantazje o prawie i porządku. Przemoc, jaką hojnie stosują w swojej krucjacie ze złem, pokazana jest w całym jej okropieństwie i moralnej dwuznaczności.

W komiksie bohaterowie pojawiają się w Stanach pod koniec lat 30. i zmieniają historię świata. Bynajmniej nie na lepsze. Zwłaszcza jeden z nich – doktor Manhattan. To jedyny superbohater w świecie „Strażników”, dysponujący nadprzyrodzonymi mocami. Doktor Manhattan rodzi się, gdy fizyk atomowy Jon Ostermann pada ofiarą wypadku w swoim laboratorium, zyskując zdolność bilokacji, niebieską skórę, umiejętność poruszania się w czasie oraz całkowitą władzę nad materią. Moce doktora Manhattana pozwalają wygrać Stanom wojnę w Wietnamie. Ameryka bez szoku wietnamskiej klęski pogrąża się w szowinistycznym samozadowoleniu, nigdy uczciwie nie rozlicza się z własną przeszłością, np. w kwestii rasowej. W świecie „Strażników” nie wybucha też afera Watergate. W połowie lat 80. – gdy rozgrywa się akcja komiksu – krajem ciągle rządzi wiekowy prezydent Richard Nixon.

Moce doktora Manhattana powodują trwałą nierównowagę między blokiem wschodnim i zachodnim. Akcja komiksu rozgrywa się w momencie, gdy Moskwa i Waszyngton wydają się zmierzać do nuklearnej wojny. Zapobiec jej stara się bajecznie bogaty, uchodzący za najinteligentniejszego człowieka na Ziemi, Adrian Veidt. W młodości walczył ze złem w kostiumie, jako Ozymandiasz. Gdy w latach 70. Kongres zakazał działalności zamaskowanych mścicieli – poza dwoma pracującymi dla rządu – wycofał się, by kierować swoim biznesowym imperium. Veidt, który uważa się za współczesnego Aleksandra Wielkiego, nie ma jednak zamiaru żyć jako prywatny obywatel, chce przeciąć węzeł gordyjski grożącej światu nuklearnej wojny. W tym celu inscenizuje inwazję kosmitów z innego wymiaru na Nowy Jork. Giną trzy miliony ludzi, ale całe wydarzenie tak przeraża wszystkich, że Moskwa i Waszyngton siadają w końcu do negocjacyjnego stołu.

Plany Veidta odkrywa Rorschach – jedyny bohater, który w latach 80. nie złożył kostiumu i ciągle, nie pytając rządu o zdanie, prowadzi swoją krucjatę przeciw bezprawiu. To jednostka wybitnie zaburzona, przemocowa, typ osobowości, jaki w innych okolicznościach dołączyłby pewnie do jakiejś skrajnie prawicowej milicji. Ostatecznie Moore prowadzi nas do momentu, gdy jako czytelnicy zmuszeni jesteśmy do „wyboru” tego, któremu z psychopatów bardziej kibicujemy: Veidtowi, z zimną krwią planującemu ludobójstwo, czy Rorschachowi – jego zwycięstwo nad Veidtem doprowadziłoby najpewniej do wojny jądrowej. Sytuacji nie ratuje doktor Manhattan. Spoglądając we wszelkie możliwe wizje przyszłości, uznaje, iż plan Veidta to najmniejsze zło – po czym na zawsze opuszcza Ziemię, osiedlając się na Marsie. Tak jakby przyznawał, że jego pojawienie się na naszej planecie doprowadziło ludzkość do sytuacji, gdy można tylko wybierać między różnymi katastrofami.

Ameryka Redforda i jej cień

Serial rozgrywa się współcześnie, ponad 30 lat po wydarzeniach z komiksu. Bardziej niż adaptacją „Strażników” Moore’a produkcja HBO jest ich twórczym rozwinięciem, próbą dopisania dalszego ciągu.

Na czele zespołu scenarzystów stanął uznany serialowy twórca Damon Lindelof. To ciekawy wybór, zwłaszcza w kontekście jego poprzedniej produkcji dla HBO, „Pozostawionych” (2014-17). Oba seriale osadzone są w świecie, gdzie nie tylko wydarzyło się niemożliwe, ale zostało na swój sposób oswojone i znormalizowane przez jego mieszkańców. W „Pozostawionych” pewnego dnia dokładnie o tej samej godzinie w niewyjaśniony sposób znika 2 proc. ziemskiej populacji – 140 milionów ludzi. Akcja zaczyna się trzy lata po tym wydarzeniu, którego ciągle nikt tak naprawdę nie jest w stanie wyjaśnić. W „Strażnikach” ludzkość mniej lub bardziej przetrawiła całą serię nieprawdopodobnych zdarzeń: od pojawienia się doktora Manhattana do kosmicznego ataku na Nowy Jork.

W „Pozostawionych” Lindelof przedstawiał bohaterów złamanych przez traumę, niezdolnych wybaczyć sobie tego, że to oni zostali, że nie zniknęli razem ze swoimi bliskimi. Ani nauka, ani religie, ani psychologia nie są im w stanie pomóc zracjonalizować wydarzenia, stawiającego na głowie całą dotychczasową wiedzę. W „Strażnikach” widzimy naród, który nie może poradzić sobie z własną traumą, znacznie starszą niż atak kosmitów na Nowy Jork: rasową. Serial otwiera sugestywny obraz zamieszek rasowych w Tulsie w stanie Oklahoma, gdzie w 1921 r. – naprawdę, nie w świecie komiksu – biali zaatakowali z ostrą bronią, wspomagani przez ataki z prywatnego samolotu (!), świetnie prosperującą dzielnicę czarnej klasy średniej, najzamożniejszą wówczas czarną społeczność w Stanach. Historycy do dziś szacują liczbę ofiar, szacunki wahają się od 100 do 300 osób, zniszczono całą dzielnicę miasta, kilkuset ludzi trafiło do szpitali z ciężkimi obrażeniami.

Atak Veidta na Nowy Jork wywołał zmiany w Stanach z serialu. Nowy prezydent Robert Redford (w serialu ciągle rządzi w 2019 r.) uruchomił politykę mającą zadośćuczynić czarnym za lata opresji. Potomkowie ofiar masakry z Tulsy zachęcani są do powrotu do Oklahomy, rząd ofiarowuje im hojne rekompensaty. Ameryka Redforda ma jednak swój mroczny cień. Przeciw nowym porządkom buntuje się grupa białych suprematystów. Ich bohaterem jest Rorschach – nie tylko noszą jego maski, ale także kolportują oficjalnie zakazany dziennik herosa w kostiumie, demaskujący atak na Nowy Jork jako zaplanowaną akcję Veidta.

Kilka lat przed wydarzeniami z serialu grupa mężczyzn w maskach Rorschacha dokonuje masakry policjantów w Tulsie jako „zdrajców rasy”. W odpowiedzi na to lokalne władze utajniają tożsamość wszystkich funkcjonariuszy – policja patroluje ulice w maskach i kostiumach. Obserwując ich brutalność, rażącą nawet wtedy, gdy walczą o szlachetne idee, mamy poczucie, że Ameryka Redforda nie tyle rozwiązała swoje problemy rasowe i klasowe, co ukryła je pod maską.

„Strażników” Moore’a dało się czytać jako gorzką, przepełnioną pesymizmem diagnozę zmierzchu kontrkulturowych marzeń. Prezydentura Trumpa, napędzana przez gniew białych mężczyzn niezdolnych pogodzić się z utratą przywilejów, nadaje niepokojącą aktualność rasowym diagnozom serialu Lindelofa. Pierwsze odcinki produkcji zapowiadają gęstą, wielowątkową narracyjną strukturę – jeśli Lindelofowi nie tylko na poziomie rozwoju narracji, ale także społecznej diagnozy, uda się zrealizować to, co obiecuje początek serialu, to będziemy mieli telewizyjne wydarzenie. Być może Moore doczeka się w końcu adaptacji dorastającej do artystycznej siły jego komiksów. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2019