Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pewnego dnia Diabeł przyszedł na ziemię, aby pilnować swoich interesów. Diabeł wszystko wiedział i wszystko słyszał. I potem, kiedy wszystko zobaczył i wszystko usłyszał, wrócił do siebie, do otchłani, i tam zorganizował wielki bankiet. Pod koniec bankietu Diabeł się podniósł i wygłosił przemówienie: »Jest dobrze. Stale i wszędzie po trochu pożary oświecają ziemię. Jest dobrze. Ludzie zabawiają się w wojny jak wariaci. Jest dobrze. Pociągi wykolejają się z łomotem, bo pełni ideałów chłopcy podkładają na szyny bomby, co powoduje oryginalną śmierć, śmierć bez spowiedzi albo spowiedź bez rozgrzeszenia. Jest dobrze...«”.
I tak dalej. Choć ta stara piosenka Jacques’a Brela – „Le Diable (ça va)” – robi wrażenie, to jednak dziś ten obraz jest jeszcze straszniejszy, jeszcze bardziej diaboliczny. Jest straszniejszy, bo choć nasz glob staje się coraz mniej bezpieczny, to są ludzie, którzy robią wszystko, by uczynić go jeszcze bardziej zagrożonym, by przyspieszyć jego koniec lub przynajmniej koniec ludzkiej cywilizacji na nim. W piosence Brela zawarta jest ponura prawda o diaboliczności poczynań wielkich i potężnych ludzi sprawujących – a przecież nie robią tego samotnie – władzę. O złu i diable w dzisiejszym świecie pisze w tym numerze Artur Sporniak.
Są ludzie, zastępy ludzi, którzy zachodzą w głowę, co zrobić, by pokonać choroby, głód oraz egoistyczne odruchy tych, co myślą wyłącznie o sobie. Są też tacy, których interesuje własny interes, bez brania pod uwagę reszty świata. Dziś nie trzeba wielkiej wiedzy, żeby zdać sobie sprawę, iż w ten sposób zginiemy wszyscy. Dlatego jest to diabelskie.
Żyjemy w czasach, w których pojęcie „wojna sprawiedliwa” traci swój sens. Oczywiście, społeczeństwa napadnięte się bronią. Nie ma żadnej racji, dla której jakakolwiek społeczność miałaby się poddać i zgodzić na zagładę, i jednocześnie nie ma żadnej racji usprawiedliwiającej silniejszych w narzucaniu swej woli słabszym. Ukraina dziś stała się symbolem.
Może jednak – wszystko na to zdaje się wskazywać – ludzkość nigdy nie dojrzeje do globalnej solidarności. Zawsze znajdzie się człowiek czy znajdą się ludzie, dla których najważniejsze będą cele bezpośrednie, korzyści doraźne, których zainteresowanie nie będzie wychodziło poza ich własne interesy. Może ludzkość w swej większości, a może w całości, jest skazana na zagładę. Może instynkt władzy zawsze będzie brał górę nad troską o całą ludzkość, może zapewnienie dobrobytu sobie i niewielkiej grupie potrzebnych do tego osób zawsze będzie brało górę nad troską o całą ludzkość, a egoizm jest instynktem silniejszym od poczucia odpowiedzialności za całość. Wtedy żaden nacisk, żadna siła nie powstrzyma ludzi, którzy, zamknięci w dążeniu do zaspokojenia swoich egoistycznych celów, doprowadzą planetę Ziemię do zniszczenia. Może wysiłki tych, co ostrzegają przed konsekwencjami dotychczasowej beztroski, przed wycinaniem lasów, zatruwaniem rzek, zaśmiecaniem morza, zatruwaniem atmosfery, ostrzegają tych, którzy prą, nie zdając sobie z tego sprawy, do własnej zagłady – są daremne.
A może nie są? Może po prostu źle rozumiemy historię ludzkości, błędnie z niej wnioskujemy o ludzkiej naturze. Pisze o tym Kacper Pobłocki w tekście „Oducz się wszystkiego”, przy okazji ukazania się po polsku książki „Narodziny wszystkiego” Davida Graebera i Davida Wengrowa. Trwa walka o przetrwanie (człowieka na Ziemi). Walczących jest wielu, ich kwalifikacje są coraz lepsze. Nigdy nie wiadomo, co się jeszcze stanie. Wybór należy do nas. ©℗