Co po wyborach?

Którykolwiek z kandydatów wygra wybory (a któryś je wygra), nie będzie prezydentem idealnym. Ale czy to będzie powód do żałoby narodowej?

15.06.2010

Czyta się kilka minut

Tydzień przed pierwszą turą wyborów zastanawiam się, co będzie dalej. Nie chodzi mi o ewentualną drugą turę, ale o to, co będzie po drugiej turze, to znaczy już po wyborze prezydenta. Bo wybór zostanie dokonany wbrew woli niemal połowy wyborców. Prezydent RP, wybierany w powszechnym głosowaniu, w gruncie rzeczy posiada mandat większości tych, którzy w wyborach wzięli udział. Tak jest w każdych wyborach i nie byłoby to powodem do niepokoju, gdyby obecnych wyborów prezydenckich nie traktowano jak wojny domowej (na śmierć i życie?), a wyboru kandydata z innego obozu nie przedstawiano jako narodowej katastrofy. Ciekawe, że jeśli w sprawach religijnych, dzięki nauce Soboru Watykańskiego II, nauczyliśmy się z szacunkiem traktować ludzi innych wyznań, to wciąż daleko nam do tolerancji i szacunku wobec odmienności poglądów politycznych. Do tego jeszcze w okresie kampanii obraz roli prezydenta jest ukazywany tak, jakbyśmy mieli wybrać władcę udzielnego: obietnice i oczekiwania wciąż wychodzą poza granice realnego zakresu prezydenckich kompetencji, a chłodny rozsądek przyćmiewają umiejętnie podgrzewane emocje.

Odnosi się wrażenie, że w Polsce, poza prezydentem, nie istnieje wybrane przez obywateli ciało ustawodawcze - parlament, że na straży praworządności nie stoją niezależne instytucje. Zapomina się, że istnieje możliwość - w ważnych sprawach - referendów i że sam prezydent nie może działać wbrew wszystkim, według własnej fantazji. Oczywiście, każdy chciałby mieć prezydenta, któremu ufa, którego myślenie jest mu bliskie, a system wartości tożsamy z jego własnym. Ale tak się nie da, bo nie ma nikogo, kto w tym sensie osiągnąłby aprobatę wszystkich.

Udręczeni jałowymi sporami na linii rząd-prezydent, chcielibyśmy prezydenta, który kierując się dobrem wspólnym państwa łączy, a nie dzieli, ale też nie prezydenta-marionetkę, który aprobuje wszystko, co mu na biurku położą. Którykolwiek z kandydatów wygra wybory (a któryś je wygra), nie będzie prezydentem idealnym. Ale czy to będzie powód do żałoby narodowej? Czy nieszczęście dla Polski?... Jeśli tak, to co wtedy mają zrobić przeciwnicy zwycięzcy? Przekuć lemiesze na miecze? Lepiej zrobią, jeśli poważnie się przygotują do wyborów samorządowych i parlamentarnych.

Tak, ktokolwiek zostanie prezydentem, będzie to dla blisko połowy wyborców klęska. Ale czy naprawdę owa blisko połowa głosujących to szaleńcy bez rozumu? Zachęcałbym zwycięzców i przegranych do refleksji nad stanowiskiem przeciwników: "a może i oni mają trochę racji?".

Rok Kapłański

11 czerwca 2010 r. zakończył się ogłoszony przez Benedykta XVI Rok Kapłański. Dziwny był to rok. W mediach był to rok nagłośnienia okropnych skandali, w które byli uwikłani księża. Ujawnienie ich można uznać za czas oczyszczenia. Ukrywanie ich w przeszłości w trosce o wizerunek Kościoła i często nieskuteczne, dyskretne przeciwdziałanie im w ramach kościelnych działań administracyjnych szybko odchodzi do przeszłości. Jednak byłoby niesprawiedliwością, gdyby skandaliczne przypadki przesłoniły rzeczywistość.

Godzi się na zakończenie Roku Kapłańskiego oddać sprawiedliwość tym wszystkim księżom - jest ich znakomita większość - którzy często w okropnych warunkach służą Bogu i ludziom. Księżom, którzy nie są medialni, o których mało kto wie, którzy są świadkami wiary, wsparciem dla ludzi w nieszczęściu, inicjatorami i promotorami wspaniałych działań społecznych, cierpliwymi nauczycielami wiary.

Narzekamy na księży, niekiedy widzi się w nich złowrogą siłę polityczną. "Z ludu wzięci" rzeczywiście często mają wady i zalety tego ludu, lecz ich codziennej pracy nie da się przecenić. Każda epoka nieco inaczej formułuje oczekiwania wobec księdza. Dziś jesteśmy świadkami kształtowania się nowego modelu obecności księdza w społeczeństwie. Ale to osobny temat. Tu chciałbym tylko, na końcu Roku im poświęconego, powiedzieć polskim zapracowanym księżom, że wiemy o was, szanujemy was i jesteśmy wam wdzięczni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2010