Co my tu robimy?

Gdyby dano mi drugie życie, pewnie zostałbym muzykiem. W młodości bardzo lubiłem grać na saksofonie, kusiło mnie malarstwo, pisanie, ale w pewnym momencie zapragnąłem nakręcić krótki film i nie miałem na to pieniędzy. Sprzedałem więc saksofon, żeby kupić kamerę.
 /
/

ROBERT KALINOWSKI: - "Kiedy dziecko było dzieckiem, bawiło się z entuzjazmem" - to zdanie pojawia się w "Niebie nad Berlinem". W swoich filmach ciągle wraca Pan do dziecięcych uczuć, przypomina nam, że tylko w dzieciństwie wszystko było świeże i pozbawione rutyny...

WIM WENDERS: - Nie ma nic bardziej inspirującego niż przebywanie z dzieckiem. Dziecko ciągle pyta "dlaczego", sprawia, że zaczynasz patrzeć na świat na nowo. Dorośli nie pytają "dlaczego" albo nie zadają pytań w ogóle. Dlatego lubię się postawić w sytuacji dziecka i pytać: po co żyjemy, co my tutaj w ogóle robimy? Staram się przekazać tę prawdę swoim aktorom. Mówię im: grajcie tak, jakbyście robili to po raz pierwszy, bo tylko wtedy wszystko ma sens. Kręcenie filmów to zajęcie nudne i bezużyteczne, jeśli się powtarzasz, ale może być interesujące, gdy szukasz czegoś nowego.

- Nie brakuje Panu entuzjazmu? Chce się Panu jeszcze kręcić filmy?

- Coraz bardziej; im jestem starszy, tym bardziej to wszystko wydaje mi się śmieszne.

- A dlaczego Pana filmy są tak poetyckie, skoro rzeczywistość jest niekiedy taka bolesna?

- Gdyby filmy pokazywały rzeczywistość taką, jaką ona jest, byłoby to bez sensu. W realnym życiu dotykamy bezpośrednio rzeczywistości, znamy ją z pierwszej ręki. Wielu usiłuje nam wmówić, że tej rzeczywistości nie można zmienić. Telewizja, cały ten konsumpcyjny świat twierdzi to samo, niestety nawet kino w przeważającej większości się z tym zgadza. Ja idąc do kina, chcę na nowo odkrywać, że zmiana jest możliwa. Idea zmiany jest bardzo cenna w naszym życiu. Ale żeby ją przekazać, nie można rzeczywistości akceptować. Takie podejście to porażka. Moim zdaniem utopia albo poezja może przeskoczyć rzeczywistość. To rodzaj otwartych drzwi. Oglądasz film i myślisz: hej, ja też mogę przejść przez te drzwi, jeśli tylko zechcę...

- Poezja nie oznacza u Pana zerwania z realnością. Spogląda Pan z czułością na szczegóły życia, a zwłaszcza na miejsca, w których kręci Pan filmy. Kiedyś odkrył Pan dla nas Paryż w Teksasie, potem poznaliśmy Berlin z punktu widzenia aniołów, niektórzy po obejrzeniu "Lisbon Story" wybrali się do Lizbony...

- ...znam też wielu ludzi, którzy odwiedzili Hawanę za sprawą "Buena Vista Social Club". Być może wybiorą się do Montany, kiedy obejrzą "Nie wracaj w te strony". Nigdy natomiast nie zachęcałem nikogo, żeby pomieszkał w Hotelu Miliona Dolarów w Los Angeles, bo to trochę niebezpieczne...

Wszystkie te miejsca są bardzo ważne w mojej pracy. Poznaję je gruntownie. Zawsze najpierw jest miejsce, potem historia, która zdarzyć się może tylko tam, nigdzie indziej.

- I zawsze gra tam jakaś muzyka...

- Gdyby dano mi drugie życie, pewnie zostałbym muzykiem. W młodości bardzo lubiłem grać na saksofonie, kusiło mnie malarstwo, pisanie, ale w pewnym momencie zapragnąłem nakręcić krótki film i nie miałem na to pieniędzy. Sprzedałem więc saksofon, żeby kupić kamerę. Tamtego dnia podjąłem decyzję: będę filmowcem, nie muzykiem. Ale wciąż kocham muzykę. Najpiękniejszy moment to pierwsze spotkanie obrazu i muzyki. Czasami myślę, że robię to wszystko, żeby doczekać się tej cudownej chwili.

- Muzyka Pana inspiruje, przyjaźni się Pan też z wieloma artystami, czasami grają w Pana filmach, na przykład w "Niebie nad Berlinem": na scenie undergroundowego klubu widzimy Crime and the City Solution i Nicka Cave'a...

- Ten film powstał dlatego, że chciałem odkryć Berlin na nowo. A ci szaleni Australijczycy byli w tamtym czasie prawdziwymi bohaterami berlińskiego undergroundu. Był kiedyś taki zespół, nazywał się Birthday Party. Po jego rozpadzie powstały: Crime and The City Solution oraz Nick Cave and The Bad Seeds. To oni tworzyli muzyczną atmosferę tamtych czasów. Oni już wtedy grali to, co wiele lat później nazwano "grunge". Kręcąc film o Berlinie, nie mogłem o nich zapomnieć. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył.

- W 1994 roku, także w Berlinie, spotkał się Pan z Krzysztofem Kieślowskim. Dziś, prawie 10 lat po śmierci Kieślowskiego, powstaje o nim film biograficzny. Wystąpi Pan w nim. Wiele Was łączyło...

- Jeszcze dziś trudno mi bez wzruszenia oglądać jego "Trzy kolory", a szczególnie "Czerwony" i "Niebieski". Krzysztof zaczynał jako dokumentalista, był pragmatycznym, czasami nawet cynicznym obserwatorem rzeczywistości. We wczesnych filmach był pesymistą; widać to jeszcze w "Dekalogu". Potem coś się stało. Zaczął opowiadać o tym, czego nie możesz dotknąć, nie możesz zobaczyć zaczął pytać, po co żyjemy. "Niebieski", a przede wszystkim "Czerwony" to dla mnie filmy o transcendencji. Kiedy je oglądam, myślę o tym, z jaką intuicją zostały zrobione; przecież nie można ot tak sobie zaplanować takiego filmu! Kieślowski przeszedł długą drogę od cynizmu i pesymizmu, by stać się wielkim humanistą kina, powiedziałbym nawet - romantykiem. Brakuje mi go jak brata.

ROBERT KALINOWSKI jest dziennikarzem radia RMF FM.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2005