Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To pierwszy przypadek duchownego wykorzystującego seksualnie małoletnich, który pracował w archidiecezji krakowskiej za czasów Karola Wojtyły.
Piotr Litka wraz Tomaszem Krzyżakiem na łamach „Rzeczpospolitej” opisali historię ks. Eugeniusza Surgenta zmarłego w 2008 r. Tekst drobiazgowo odtwarza drogę duchownego od święceń w 1957 r. – na ile pozwala osiem tomów akt SB z IPN, gdyż kuria krakowska odmówiła dostępu do teczki personalnej księdza.
Surgentowi udowodniono skrzywdzenie sześciu chłopców, za co otrzymał trzy lata więzienia (z czego odsiedział rok), ale ofiar – jak piszą autorzy – jest znacznie więcej. W ciągu pierwszych 14 lat kapłaństwa duchowny przeszedł przez aż osiem placówek duszpasterskich. To niespotykana częstotliwość przenosin. Ostatnia kończy się wyrokiem. Z teczek SB wiadomo jednak, że podczas pobytu na przedostatniej placówce skargę na Surgenta składa matka skrzywdzonego chłopca. Po stronie kościelnej sprawa kończy się jedynie listowną reprymendą od biskupa diecezji lubaczowskiej, gdzie Surgent był inkardynowany (choć został wyświęcony i pracował w archidiecezji krakowskiej). Wówczas to zostaje zwerbowany przez SB na tajnego współpracownika.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
BISKUPI, NAJPIERW ROZLICZCIE SIĘ SAMI, POTEM BROŃCIE PAPIEŻA. Pewna część polskich biskupów nie jest w stanie zmierzyć się z pytaniem o styl działania Jana Pawła II, bo sama działała o wiele gorzej. Analiza TOMASZA TERLIKOWSKIEGO >>>>
Gdy przestępstwa kapłana wychodzą na jaw, kuria krakowska zgodnie z ówczesnym kodeksem prawa kanonicznego (z 1917 r.) zwalnia go z pracy w diecezji. Ale co najmniej od 1979 r. odnaleźć go można w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, gdzie znowu wędruje po parafiach. Czy Karol Wojtyła był zaangażowany w te przenosiny i czy nowy biskup znał historię ks. Surgenta?
Tego się nie dowiemy, póki nie zostaną otwarte archiwa kościelne. Ale już po tym pierwszym przypadku widać, że postępowanie z krzywdzicielami dzieci w archidiecezji krakowskiej w latach 60. i 70. ubiegłego wieku nie odbiegało od tego, co działo się gdzie indziej: pedofile przenoszeni byli z miejsca na miejsce, łatwowiernie wierzono w ich nawrócenie, karano mało skutecznie albo odstępowano od kary, gdy sprawca odbył wyrok świecki (co zalecał kodeks z 1917 r.). I przede wszystkim nie zwracano uwagi na ofiary.
Dlatego dobrze się stało, że koordynator episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży, jezuita ks. Adam Żak, już zaapelował i o otwarcie archiwów, i o aktywne szukanie ofiar z tamtych czasów.