Ciało Boga

Ks. Tadeusz Pabjan, filozof przyrody: Obecny stan wszechświata jest przejściowy. Pełnia wciąż przed nami.

31.05.2021

Czyta się kilka minut

Wielki Piątek,  adoracja krzyża i ciała Chrystusa.  Palermo, Sycylia, 30 marca 2018 r. / ALESSANDRO RAMPAZZO / SOPA IMAGES / GETTY IMAGES
Wielki Piątek, adoracja krzyża i ciała Chrystusa. Palermo, Sycylia, 30 marca 2018 r. / ALESSANDRO RAMPAZZO / SOPA IMAGES / GETTY IMAGES

ARTUR SPORNIAK: Ponieważ „Bóg jest duchem” (J 4, 23), mamy odruch, by uważać chrześcijaństwo za sprawę duchową. To błąd?

KS. TADEUSZ PABJAN: Nie żyjemy w świecie duchowym, tylko materialno-duchowym. Bóg mógł przecież stworzyć świat tylko duchowy, ale z jakichś powodów stało się inaczej. I właśnie w takim świecie dokonuje się historia zbawienia. Tutaj Bóg objawia się ludziom. Tutaj następuje wcielenie. Chrystus jako Bóg przyjmuje biologiczne ciało, następuje jego śmierć na krzyżu, potem zmartwychwstanie, czyli przemiana materialnego ciała. Ewangeliczny zapis spotkań ze zmartwychwstałym Jezusem stanowi swego rodzaju wskazówkę, jak nasze materialne ciała będą funkcjonowały po zmartwychwstaniu. Wiele prawd teologicznych dotyczy zatem wprost naszej cielesności.

Największym – jak się wydaje – problemem jest wyjaśnienie, w jaki sposób Bóg, który jest duchem, działa w świecie materii.

Teologowie, którym zależy na harmonizowaniu wiary z wiedzą naukową, proponują model nieinterwencjonistyczny. Zakłada on, że Bóg nie narusza praw przyrody, tylko działa poprzez nie.

Należy jednak pamiętać, że prawa przyrody – identyfikowane przez nauki przyrodnicze – odnoszą się tylko do sfery materialnej. Metoda empiryczna wychwytuje prawidłowości odnoszące się tylko do tej sfery. Natomiast z punktu widzenia teologii oprócz rzeczywistości materialnej istotna jest też rzeczywistość niematerialna, która przenika świat materialny. I dlatego muszą być też jakieś prawidłowości – niektórzy nazywają je prawami natury – które rządzą tym światem materialno-duchowym. Możemy więc mówić o prawach przyrody w węższym, empirycznym sensie i o prawach natury rozumianych szerzej.

Tak czy inaczej Bóg nie narusza porządku natury. Dlaczego?

Można podać wiele argumentów. Wyjaśnienie interwencjonistyczne często traktuje Boga jako kogoś, kto pozostaje na zewnątrz świata – zatem jeśli chce w świecie działać, to musi się niejako weń wdzierać. Tymczasem z teologii wiemy, że Bóg jest immanentnie obecny w stworzonym świecie. Cały czas podtrzymuje go w istnieniu. Takie rozumienie Bożej obecności w świecie nazywamy panenteizmem – w odróżnieniu od panteizmu, który utożsamia Boga ze światem.

Inny argument wskazuje, że skoro Bóg stwarzając świat nadał mu racjonalną strukturę, to w pewnym sensie działałby wbrew sobie, gdyby tę strukturę naruszał nieustannymi interwencjami. Z kolei teizm ewolucyjny przekonuje, że Bóg działa właśnie poprzez prawa przyrody, a nie na przekór tym prawom. Ten model Bożego działania w świecie przyrody łatwiej pozwala się uzgodnić z teoriami naukowymi.

Argumentem, który do mnie silnie przemawia, jest teologiczna prawda, że Bóg daje wolność stworzeniu – przy czym nie chodzi tylko o wolność daną nam, ludziom, ale też o autonomię całego stworzenia. To właśnie dlatego przyroda kieruje się swoimi autonomicznymi prawami, których Stwórca nie narusza. Na to zwracał uwagę już św. Tomasz. Jego zdaniem wszystkie byty działają mocą pierwszej przyczyny, czyli Boga, ale działają autonomicznie w ramach własnej możności.

Tomasz ciekawie odpowiada na pytanie, dlaczego Bóg tak postanowił. Zwraca uwagę, że co prawda Bóg mógłby działać w bytach bezpośrednio, czyli jako pierwsza przyczyna, ale z miłości do stworzeń chce dzielić się z nimi „godnością przyczyny”. Chce, by stworzenia mogły być autentycznymi przyczynami zdarzeń. W przeciwnym razie musielibyśmy uznać, że Stwórca bawił się nami jak dziecko pociągające za sznurki marionetek.

Można by powiedzieć, że stwarzając świat, Bóg wycofał się ze swojej transcendencji w immanencję.

Teologowie mówią, że ograniczył swoją wszechmoc. W akcie stworzenia Bóg najpierw niejako musiał się wycofać. W teologii zwykle mówimy, że Bóg stworzył świat „z nicości”. Ale przecież przed stworzeniem nie było żadnej nicości – był tylko Bóg, wszechobecny i wszechmocny! By mogło powstać cokolwiek, co nie jest Bogiem, i co istnieje autonomicznie, Bóg musiał w pewnym sensie zrobić temu czemuś miejsce.

To ma swoje konsekwencje dla teodycei, która próbuje wyjaśnić, dlaczego Bóg nie interweniuje, gdy spotyka nas cierpienie. Gdyby interweniował, naruszyłby pozostawioną stworzeniom autonomię.


Czytaj także: Wieczność pcha się sama - rozmowa z ks. prof. Michałem Hellerem


Oczywiście te wszystkie argumenty za nieinterwencjonistycznym modelem Bożego działania nie rozwiązują problemu, jak konkretnie Bóg działa, skoro nie narusza praw przyrody. Zwłaszcza kiedy pytamy o wydarzenia z historii zbawienia: o wcielenie i zmartwychwstanie. Musimy pamiętać, że gdy przyłożymy do tych wydarzeń jedynie empiryczną miarę nauk przyrodniczych, to nie trafimy w sedno. Kiedy np. w Ewangeliach Jezus mówi: „Twoja wiara cię uzdrowiła”, to jest to wyraźna sugestia, że rzeczywistość duchowa może wpływać na świat materii. Zresztą to samo czasem zdarza się dzisiaj: przy różnego rodzaju uzdrowieniach lekarze i empirycy rozkładają ręce i mówią, że współczesna medycyna nie potrafi tego wyjaśnić.

Ale być może za dziesięć lat medycyna tak się rozwinie, że będzie potrafiła dane zdarzenie wyjaśnić.

Coś, co dzisiaj uważamy za cud, możemy przestać za taki uważać w przyszłości. Dlatego m.in. uważam, że lepszym rozwiązaniem jest rozumienie cudu nie w kategoriach naruszenia praw przyrody, ale w kategoriach znaku Bożego działania. Znaku, do rozpoznania którego potrzebna jest wiara.

Jednak teolog australijski Denis Edwards w książce „Jak działa Bóg?” pisze, że „nawet wcielenie można pojąć nieinterwencjonistycznie”.

Jego argument jest właśnie taki: chociaż niektóre cuda wydają się naruszać obecnie znane prawa przyrody, to jednak nie naruszają tych najgłębszych, fundamentalnych praw, rządzących światem materialno-duchowym, których jeszcze nie znamy. Owszem, niektórzy teologowie i filozofowie odwołują się niekiedy do różnych procesów i zjawisk fizycznych – np. do nieoznaczoności kwantowych – przez które ewentualnie mógłby działać Bóg uzyskując zamierzone efekty bez naruszania obecnie znanych praw przyrody. Ale myślę, że w taki sposób nie potrafimy dziś wyjaśnić wcielenia – bez uwzględnienia tych najgłębszych, fundamentalnych praw, które decydują o zależnościach pomiędzy światem ducha i światem materii.

Joseph Ratzinger we „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” zauważa, że Bóg mógł się wcielić w dziecko poczęte przez dwoje rodziców i nie byłoby to przeszkodą dla realizowania historii zbawienia. Bóg posłużyłby się po prostu „przyczynami wtórnymi”.

Cały czas próbujemy przykładać empiryczną miarę do czegoś, co nie jest do końca empiryczne. Nic dziwnego, że to się nie udaje. „Technicznych” szczegółów Bożego działania w świecie prawdopodobnie nigdy tutaj nie poznamy. Ale np. dla mnie, jako człowieka wierzącego, nie jest to problem, bo moją relację z Bogiem opieram na zaufaniu, a nie na wyjaśnieniach empirycznych. Jest w nas pokusa, by wiarę do tego stopnia wzmacniać argumentami naukowymi, by stała się tak pewna, jak wiedza naukowa. Ale tej pokusie nie trzeba łatwo ulegać. Wiara musi ostatecznie pozostać wiarą i nie można jej zamienić w wiedzę.

Wiem, że to brzmi...

...jak unik.

Model nieinterwencjonistyczny ma szereg zalet, jest rozumowo atrakcyjny, ale nie można nim wszystkiego wytłumaczyć. Boga nie da się rozłożyć na czynniki pierwsze. Był, jest i pozostanie dla nas tajemnicą. Można oczywiście próbować odwoływać się np. do znanego z mechaniki kwantowej procesu kreacji materii, by wyjaśnić pojawienie się Jezusa w łonie Maryi bez udziału mężczyzny. Ale takie wyjaśnienie to trochę takie zaglądanie Panu Bogu do rękawa. Chcę przez to powiedzieć, że „techniczne szczegóły” są w tym przypadku najmniej ważne.

Dla mnie są o tyle ważne, o ile pozwalają oddalić oskarżenie, że wiara jest sprzeczna z dobrze uzasadnioną wiedzą naukową. Taka wiedza stawia jednak wierze pewne warunki graniczne. Zresztą najgłębsze intuicje wiary chronią tę harmonię. Np. dogmat chalcedoński wyjaśnia wcielenie, przekonując, że pełna natura Boska i pełna natura ludzka w Jezusie są zjednoczone „bez zmieszania i bez rozdzielenia”.

Jest to jednak wypowiedziane językiem teologicznym z użyciem pojęć filozoficznych, to znaczy – nieempirycznych.

Idźmy zatem dalej. Edwards pyta: czy w zmartwychwstaniu Bóg obala, omija bądź zmienia prawa przyrody? I także odpowiada: nie!

Św. Tomasz z kolei uważał, że Bóg może działać ponad naturą lub obok natury, czyli jakby ponad prawidłowościami i prawami, które znamy. Zmartwychwstały Jezus ma materialne ciało, bo spożywa z uczniami rybę, jest ono jednak inne niż nasze ciała, bo Jezus pojawia się, znika, przechodzi przez zamknięte drzwi. Jego ciało jest przemienione. Moglibyśmy powiedzieć: nie podlega obecnie znanym prawom przyrody, czy wręcz narusza te prawa. Ale po raz kolejny powtórzmy: znane nam dziś prawa przyrody nie są ostateczne. Można uznać, że te ostateczne będą jakąś modyfikacją czy rozszerzeniem obecnie znanych praw.

Ciekawą intuicję wypowiada na ten temat ks. Michał Heller. Jak wiadomo, teologia mówi nam, że zmartwychwstały Chrystus daje nam w pewnym sensie wgląd w rzeczywistość świata przemienionego. Inaczej mówiąc, ciało Chrystusa zapowiada, jak będzie wyglądało nasze ciało po zmartwychwstaniu. Heller dopowiada: niewykluczone, że po drugiej stronie zestaw obecnie znanych nam praw przyrody jest o wiele bogatszy, np. o zasady, które wyłączają zasadę wzrostu entropii (nieuporządkowania). To właśnie ta zasada odpowiada w naszym świecie za to, że z upływem czasu rzeczy niszczeją, a gdy idzie o nas, ludzi – że chorujemy, starzejemy się i umieramy. I po drugiej stronie ta zasada może już z jakichś względów nie obowiązywać. Heller uważa, że obecnie znane prawa przyrody są zaledwie niedoskonałym uśrednieniem tych prawd, które tam obowiązują. Analogią jest tu figura płaska – dwuwymiarowa – która jest jedynie niedoskonałym przybliżeniem figury trójwymiarowej. Sześcian rzutowany na płaszczyznę daje kwadrat. Podobnie może być z prawami przyrody, które w przyszłej rzeczywistości mogą funkcjonować zupełnie inaczej.

Edwards, powołując się na Rahnera, pisze m.in.: „To, co objawia się w Jezusie jako część świata fizycznego, biologicznego i ludzkiego, ontologicznie, a nie tylko jurydycznie stanowi początek uwielbienia i przebóstwienia całej rzeczywistości”.

Jezus do Tomasza mówi: Dotknij mnie! Pokazuje, że ma ciało, ale już przemienione. Jest to zapowiedź – jak wierzymy – tego, co będzie udziałem całej materialnej rzeczywistości. Ale w szczegółach też niewiele o tym możemy powiedzieć. Eschatologia, mówiąc o końcu świata, raczej skłania się do twierdzenia, że będzie to jego ontyczna przemiana, a nie unicestwienie. Sięgając po przykład „geometryczny” – otworzy się na więcej wymiarów.

Czy to będzie przejście do innego świata albo innego wymiaru, czy raczej przemienienie, rozszerzenie tego świata?

Teologowie skłaniają się do sądu, że to będzie przemiana obecnego świata. Jednak charakteru tej przemiany z całą pewnością nie możemy wyjaśnić czy zrozumieć przy pomocy obecnych kategorii naukowych. Zapewne nie będzie to numerycznie ta sama materia, choćby z tego prostego powodu, że w ciągu naszego życia nasze organizmy wymieniają atomy. Poza tym atomy krążą między organizmami. Po śmierci ciała rozkładają się, atomy trafiają do gleby, korzystają z nich rośliny, które z kolei zjadane są przez kolejne organizmy. Jeśli zatem wielu ludzi nosiło w swoich organizmach te same atomy, to komu się dostaną po zmartwychwstaniu?

Oczywiście jest w tym pytaniu wyraźne nawiązanie do problemu, o który zapytali Jezusa faryzeusze: czyją będzie żoną po zmartwychwstaniu, skoro tutaj miała kilku mężów? Odpowiedź Jezusa pokazuje, że to pytanie jest niezbyt mądre, bo to właśnie jest próba przykładania naszej ziemskiej miary do czegoś, co nie jest empiryczne. To samo trzeba chyba powiedzieć o ostatecznej przemianie całego świata. I właśnie dlatego mamy prawo do spekulacji na ten temat, ale musimy mieć świadomość, że może być zupełnie inaczej. Albo raczej: że na pewno będzie zupełnie inaczej.

Teologowie przekonują, że Bóg stworzył świat „przemienialnym”. „Zarówno zmartwychwstanie, jak i ostateczny udział w nim całego stworzenia zawsze były najgłębszym sensem stworzenia” – pisze Edwards.

Skoro rzeczywistość jest nie tylko materialna, ale także duchowa, musi być podatna na tę ostateczną duchowo-materialną przemianę. Należałoby więc uznać, że obecny stan świata jest przejściowy. Pełnia jest jeszcze przed nami.

Jak to uzgodnić z modelami kosmologicznymi wszechświata? Za kilka miliardów lat Słońce spali Ziemię.

Najbardziej prawdopodobny model kosmologiczny przewiduje, że ekspansja galaktyk będzie postępować coraz szybciej w nieskończoność. Tymczasem nasze Słońce zgaśnie. Taka jest perspektywa naukowa. Natomiast perspektywa teologiczna zakłada koniec świata. Jezus wielokrotnie go zapowiadał. Kiedy nastąpi? Tego nie wiemy. Może za miliardy lat, może za kilka lat, a może jutro. To, że wizja naukowa nie przewiduje nagłego zakończenia historii świata, nie oznacza, że go nie będzie. Zresztą wizja religijna też nie musi zakładać nagłej katastrofy. Na pewnym etapie ewolucji kosmosu może po prostu nastąpić jego ontologiczna przemiana.

Skoro Bóg w swojej immanencji jest wszędzie – niektórzy wręcz mówią, że wszechświat jest ciałem Boga – jak rozumieć Eucharystię, czyli rzeczywistą obecność Chrystusa w konsekrowanej hostii?

W momencie przeistoczenia fizyczny i chemiczny skład hostii się nie zmienia, więc Eucharystia nie narusza żadnych znanych praw przyrody. Natomiast zmienia się duchowa rzeczywistość. Oczyma wiary widzę w konsekrowanej hostii Chrystusa. Teologia, próbując to precyzyjnie opisać, sięga do pojęć filozoficznych i mówi o transsubstancjacji – czyli zmianie substancji przy niezmienionych przypadłościach fizycznych. Ale to jest język filozoficzny. Pod względem fizycznym jest to taki sam chleb jak przed przeistoczeniem.

Chodzi mi raczej o to, jak rozumieć tę nową „skomasowaną” obecność Chrystusa w hostii, skoro jako Bóg jest wszędzie obecny.

Należałoby się tu odwołać do różnych form istnienia. Inaczej istnieje Bóg w sensie panenteizmu, czyli jako fundament całej rzeczywistości. W Eucharystii mamy do czynienia z obecnością osobową i sakramentalną. Tu musimy odwoływać się do słownika teologicznego i filozoficznego.

Dlaczego wciąż tak niewielu teologów stara się harmonizować swoje myślenie z naukami przyrodniczymi, skoro jest to ważne i potrzebne?

Znam takich teologów, którzy publicznie głoszą, że nauki przyrodnicze nie są im do niczego potrzebne, gdyż teolog jest w posiadaniu pełnej prawdy objawionej przez Boga. To jest oczywiście nieporozumienie, gdyż w objawieniu otrzymaliśmy prawdy potrzebne do zbawienia. Natomiast nie otrzymaliśmy prawdy o świecie przyrody – o tym, jak wygląda i jak funkcjonuje. Tę prawdę musimy sami zaczerpnąć z nauk ścisłych.

Na tym nieporozumieniu „wyłożyli się” inkwizytorzy badający sprawę Galileusza.

On okazał się lepszym teologiem, gdy tłumaczył Inkwizycji, że Pismo Święte nie jest od wyjaśniania mechanizmów nieba. Informacje na temat funkcjonowania świata musimy zdobywać sami. Takie informacje daje nam nauka empiryczna, a teologia powinna je umieć wykorzystywać, gdy interpretuje prawdy religijne, np. dotyczące stworzenia. Pewne wskazówki na ten temat są już zawarte w Piśmie Świętym, np. Księga Mądrości głosi, że „z wielkości piękna stworzeń poznajemy przez podobieństwo ich Stwórcę”. Nauki empiryczne przybliżają nam tę wielkość i to piękno stworzenia.

Ostatecznie teologia musi się przecież odwoływać do jakiegoś obrazu świata, bo nie może wypowiadać swojej prawdy w sposób całkowicie abstrakcyjny. A to właśnie współczesne nauki dają taki obraz świata.

Tylko nauka ma metodę, która umożliwia ciągłe udoskonalanie zdobywanej wiedzy.

Nauki przyrodnicze na pewno wzbogacają interpretacje teologiczne, bo skoro wierzymy, że świat jest stworzony przez Boga, to poznając lepiej świat, poznajemy lepiej jego Stwórcę. ©℗

KS. TADEUSZ PABJAN jest doktorem habilitowanym filozofii, wykładowcą filozofii przyrody i filozofii nauki w UPJPII w Krakowie. Uczeń i współpracownik ks. Michała Hellera. Autor m.in. wydanych w wydawnictwie CCPress książek „Anatomia konfliktu. Między nowym ateizmem a teologią nauki” oraz „Świat najlepszy z możliwych? O dobroci Boga i pochodzeniu zła”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2021