Chytry plan Johnsona

Brytyjski premier na wojnie z parlamentem – jego cel to brexit za wszelką cenę lub wygrana w przyspieszonych wyborach. Wkrótce może osiągnąć jedno i drugie.

03.09.2019

Czyta się kilka minut

Przeciwnicy brexitu protestują przed Pałacem Westminsterskim. Londyn, 28 sierpnia 2019 r. / VUDI XHYMSHITI / AP / EAST NEWS
Przeciwnicy brexitu protestują przed Pałacem Westminsterskim. Londyn, 28 sierpnia 2019 r. / VUDI XHYMSHITI / AP / EAST NEWS

Reguła jest prosta: gdy na londyńskiej giełdzie najbardziej zwyżkują akcje przedsiębiorstw zajmujących się wydobyciem złota w Afryce, spadają zaś kursy angielskich firm budowlanych, znaczy to, że zbliża się tzw. twardy brexit – i związane z nim ryzyko, trudne do przewidzenia.

Tak właśnie było w minioną środę, 28 sierpnia, gdy ogłoszono, że królowa Elżbieta II – działając zgodnie z sugestią doradców, trojga członków Tajnej Rady Jej Majestatu (w praktyce: współpracowników premiera) – nakazała zawieszenie prac brytyjskiego parlamentu między 9 września a 14 października. Wnosił o to sam premier Boris Johnson. Tłumaczył, że obecna sesja parlamentu trwa już ponad dwa lata, a „nowe otwarcie” umożliwi przedstawienie posłom strategii rządu na kolejne miesiące, kiedy Wielka Brytania nie będzie już członkiem Unii Europejskiej.

Mało kto jednak premierowi uwierzył.

Zostały cztery dni

Dla opozycji, wielu członków jego własnej Partii Konserwatywnej, większości posłów oraz dla milionów obywateli przeciwnych wyjściu z Unii bez „umowy rozwodowej” intencje premiera są oczywiste: chodzi o ograniczenie parlamentowi możliwości zablokowania tzw. twardego brexitu.

Johnson powtarza bowiem: Brytyjczycy opuszczą Wspólnotę zgodnie z harmonogramem, czyli w czwartek, 31 października, o godzinie 23 czasu londyńskiego – z umową lub bez. Zawieszenie parlamentu czyni tę obietnicę bardzo prawdopodobną, ponieważ gdy posłowie wrócą z wakacji (we wtorek 3 września), na zapobieżenie ewentualnemu twardemu brexitowi będą mieć tylko cztery dni. W piątek wieczór wszystkie nieukończone procedury legislacyjne zostaną anulowane. A po zwołaniu nowej sesji będzie już za późno, bo 17 i 18 października – na szczycie Unii w Brukseli – zapadną ostateczne decyzje.


Czytaj także: Patrycja Bukalska: Boris u bram


Wielka Brytania to państwo, w którym obawa przed despotycznymi władcami jest wpisana w polityczne DNA, a kontrola poczynań premiera przybiera formę cotygodniowych przesłuchań, podczas których puste frazesy czy próby ominięcia niewygodnych pytań kwitowane są szyderczym śmiechem nawet ze strony posłów partii rządzącej. Dlatego zawieszenie parlamentu w takim momencie (i na nieco dłuższy czas niż zwykle) wywołało wstrząs porównywalny tylko z wynikami referendum z czerwca 2016 r., w którym minimalną większością głosów zdecydowano o brexicie.

W ciągu dwóch dni petycję z żądaniem, by nie zawieszać pracy parlamentu, podpisało 1,6 mln obywateli. Kilkaset tysięcy uczestników mieli nadzieję zgromadzić organizatorzy demonstracji, które zaplanowano w wielu miejscach kraju. W sądach w Edynburgu i Belfaście mają zaś w najbliższych dniach odbyć się wysłuchania skarg obywateli, którzy zarzucają premierowi nadużycie władzy. Do trzeciej skargi, złożonej w Londynie przez aktywistkę Ginę Miller (która już raz, w 2017 r., w podobny sposób „zmusiła” ówczesny rząd do zatwierdzenia warunków brexitu przez parlament), dołączył nawet były premier i konserwatysta John Major.

Jeremy Corbyn, przewodniczący opozycyjnej Partii Pracy, zapowiedział mobilizację w parlamencie: debatę w trybie pilnym i wniosek o wotum nieufności. Jeśli wniosek przejdzie – i jeśli w ciągu dwóch tygodni nie udałoby się uzyskać poparcia dla nowego gabinetu – będzie to oznaczać przyspieszone wybory, prawdopodobnie na początku listopada.

Wszystko albo nic

Johnson powtarza, że przyspieszone wybory to ostatnia rzecz, której pragnie. Ale w ostatnich tygodniach regularnie odwiedzał szkoły, szpitale i jednostki policji, obiecując przed kamerami więcej pieniędzy na politykę społeczną i bezpieczeństwo – wyglądało to jak początek kampanii.

Choć wróżono zamieszanie, rząd działa sprawnie i reglamentuje informacje (zamiast ministrów często wypowiada się rzecznik premiera). Johnson rzadko słyszy niewygodne pytania: zrezygnował z udziału w cyklicznych konferencjach prasowych na rzecz „wideoczatów z obywatelami” na portalu społecznościowym. Parlament (a więc i najwięksi krytycy) miał przerwę wakacyjną; teraz, zawieszając go, premier zyskał dodatkowe pięć tygodni „spokoju” od posłów.

Co więcej, jeśli Johnson przetrwa falę oburzenia – i jeśli nie powstrzymają go posłowie, sądy lub demonstracje – zyska w Brukseli kartę przetargową. 21 sierpnia w Berlinie kanclerz Angela Merkel dała mu miesiąc na zaproponowanie alternatywy wobec tzw. backstopu (mechanizmu zapobiegającego powrotowi granicy między Republiką Irlandii a brytyjską Irlandią Północną, który premier uznaje za ograniczenie suwerenności). Na razie nie słychać o nowych propozycjach. Ale jeśli Londyn i Bruksela dojdą jednak do porozumienia, to w drugiej połowie października – i na kilka dni przed brexitem, gdy lęk przed skutkami wyjścia z Unii bez umowy osiągnie poziom maksimum – Izba Gmin znajdzie się przed tragicznym wyborem. Jeśli zagłosuje przeciw renegocjowanej umowie, na posłów spadnie odpowiedzialność za twardy brexit. Jeśli się na nią zgodzi, Johnson wygra dwie wojny naraz: z parlamentem oraz z Unią Europejską.

Po nich zaś, być może, następne wybory. ©℗

 

Tekst ukończono w piątek, 30 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2019