Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Rodzinny spór" (pióra red. Tomasza Potkaja) to wyraźna sugestia, że chodzi o rzecz albo błahą, albo co najmniej o wiele mniej poważną, niż podpowiadałyby jakieś wieści krążące wcześniej. Zapowiedź z czołówki ujmuje rzecz równie zwięźle, jak alternatywnie: "Przejaw troski o Kościół czy mentorskie pouczanie?". Bieda w tym, że aż do końca artykułu czytelnik nie potrafi sam sobie udzielić na to pytanie odpowiedzi. Autor artykułu bowiem bardzo starannie wyważa relacje o racjach obu stron i jeśli tylko choć trochę więcej powie o jednej z nich, zaraz równoważy to albo szerokim udzieleniem głosu oponentom, albo przynajmniej emocjonalnym słownictwem.
Powie ktoś, że to właśnie wzorowe wywiązywanie się z obiektywizmu dziennikarskiego. I byłoby tak w wielu przypadkach, ale w tym akurat jest moim zdaniem inaczej. Tutaj już zaczynam mówić o sprawie, którą znam z innych relacji, bo w tekście Tygodnikowym brak mi przekazu najważniejszego. Przeczytawszy w nim, że chodzi o oświadczenie zarządu KIK, oprotestowane z kolei przez liczną grupę członków jednej z sekcji, mam do dyspozycji tylko kilka słów i jedno niepełne zdanie z tego oświadczenia, niepozwalające wyrobić sobie opinii o całości, zarówno merytorycznej, jak sposobie artykułowania argumentów. Nie pada też ani jedno nazwisko, co pozwoliłoby zdać sobie sprawę z powagi oświadczenia. I jak mam sobie radzić?
Bo nie chodzi o żadną błahą sprawę. Chodzi przecież o to, że zdaniem zarządu KIK tolerancja pasterzy wielu kościołów w Polsce, wpuszczających na teren świątyni prelegenta roznamiętniającego zebranych atakami antysemickimi pod hasłem obrony wiary i polskości, nie może być akceptowana. Widzę to dokładnie tak samo. To zaprzecza sakralnemu charakterowi świątyni, ale sprzeczne jest także z tym, co wyznajemy i czego Kościół naucza. Przypomina to przecie cytowany przez Tomasza Potkaja ksiądz biskup przewodniczący Komitetowi Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem. Jeśli ten fakt przez tak wielu członków katolickiego klubu potraktowany został jako mało ważny i niewart zabierania głosu (jako że należy pono "być otwartym na różne poglądy"), to takie stanowisko w moim przekonaniu trudno będzie obronić jako stanowisko wynikające z wiary katolickiej. I na pewno nie da się sprowadzić do "sporu rodzinnego". Nie pretendując zaś do osądzania kogokolwiek w Warszawie, chciałabym jednak wiedzieć ("prosto i jasno", jak pisuje pewien senator), co myśli o tym sam "Tygodnik". Chyba to nie za wiele?