Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tylko kim są liberałowie w polskim wydaniu? To zwolennicy mocnej proeuropejskiej polityki, pewnej ekonomicznej roztropności na poziomie makro i nadziei na wyraźne oddzielenie religii od państwa. To mniej lub bardziej odlegli kuzyni Balcerowicza i mniej lub bardziej szczerzy wyznawcy monetaryzmu. Wygląda na to, że ogłoszony w 2005 r. podział na stronę solidarnościową i liberalną ma się dobrze. Ba, można powiedzieć więcej: skoro lewica nie ma reprezentacji w parlamencie, to właśnie dawny podział na partie związane ze współczesną Solidarnością i czymś, co ją krytykuje, staje się coraz ważniejszy. Znowu hasła laickiej polityki, niechęci do nacjonalizmu i konserwatywnej wizji pamięci, a także krytyka populizmu, odżyją i staną się dla liberałów z PO – dzisiaj formacji doskonale bezideowej – jakimś ideowym zwornikiem.
CZYTAJ TAKŻE:
- Michał Szułdrzyński o złotym rogu prawicy: Po sukcesie wyborczym Prawo i Sprawiedliwość jest w zupełnie innym miejscu niż było 10 lat temu.
- Jarosław Flis: W demokracji normalne jest, gdy partia rządząca przegrywa wybory – wystarczy, że popełnia błędy. I na przykład jest arogancka.
- Maciej Gdula o sejmie bez lewicy: Można na kilka sposobów cieszyć się z wyników lewicy w niedzielnych wyborach. Wszystko to jednak sztuczny miód. Lewica poniosła klęskę.
- Paweł Reszka był na wieczorze wyborczym w sztabie Partii Razem: Minęła 21.00, na ekranie pokazały się słupki. Wynikało z nich, że władzę przejmuje prawica, lewicy w Sejmie nie będzie, zaś oni zajęli w wyborach ostatnie miejsce. Natychmiast wpadli w dziką radość.
Oczywiście sama Platforma poniosła olbrzymią klęskę. Jej politycy przegrali w wielkich miastach. Nie są liderami pośród osób z wyższym wykształceniem. Oddali w dużej mierze regiony, które były ich oparciem, czyli ziemie zachodnie i północne. Przegrali nawet na warszawskim Wilanowie, zamieszkanym przez wielkomiejską klasę średnią, i popierającym Platformę prawie w 90 proc. W sumie mają tyle głosów, ile zdobyli w 2005 r., i te 23 proc. wyborców stanowi – można sądzić – ich dość trwałą bazę społeczną. Nie jest to dużo w przeliczeniu na mandaty, ale wystarczy, by stanowić ważną i merytoryczną opozycję.
PO bowiem może być taką opozycją, jeśli nie obrazi się na wszystkich i nie będzie się żywić tylko niechęcią do PiS-u. Tej formacji potrzebny był głęboki wstrząs, by przemyśleć dotychczasową strategię i koniecznie wymienić liderów. Czeka więc PO – na mój gust – bardzo poważny proces autorefleksji i trudnych zmian personalnych. Polityka nie skończyła się dzisiaj. Za jakiś czas będą kolejne wybory, a PO nadal posiada olbrzymią władzę w samorządach, czego lekceważyć z pewnością nie sposób.
Odpowiedź na pytanie, dlaczego PO przegrała tak potężnie, wymaga czasu, ale jedno wydaje się pewne: jak w przypadku prezydenta Komorowskiego, klęska przyszła w dużej mierze na własne życzenie. Platforma zachowała się fatalnie wobec swojego elektoratu, nie dotrzymując słowa, lekceważąc społeczne postulaty, uprawiając kastową politykę, zdobywając się na pełne lekceważenie własnych propozycji programowych i ideowych. Osiem lat rządów to za dużo dla jednej formacji politycznej. Powinni brać to pod uwagę obecni zwycięzcy.
Co ciekawe, wyborcy o liberalnych przekonaniach nie chcieli zrezygnować z aktywności publicznej. Udało się im zaistnieć właściwie dzięki jednej osobie: Ryszard Petru zawojował sporo głosów osób dobrze wykształconych z pokolenia 30- i 40-latków, mieszkańców wielkich miast. Nowoczesna bez trudu skorzystała na słabości formacji stworzonej i zmarnowanej przez Donalda Tuska i zdobyła poparcie wyborców wiernych Platformie, tyle że takiej, jaką znali przed kilkunastu laty. ©
PAWEŁ ŚPIEWAK jest publicystą i socjologiem, dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego. Był posłem PO w latach 2005-07.