Budowniczy słowa

Ta książka zajmuje centralne miejsce w filozoficznej eseistyce Kołakowskiego, oddaje in optima forma główny motyw jego filozofii: nieusuwalne napięcie między empiryzmem a transcendentalizmem.

17.05.2006

Czyta się kilka minut

Leszek Kołakowski /fot. D. Węgiel /
Leszek Kołakowski /fot. D. Węgiel /

Od prawie ćwierć wieku tracimy wzrok, wczytując się w mikroskopijny druk "Kazań" Leszka Kołakowskiego wydanych przez krajowy Krąg (1983) za londyńskim Aneksem (1982). Nasza zbliżająca się ślepota potwierdza skądinąd przesłanie książki, które w uproszczeniu tak oto wygląda: gdy opowiadasz się za jakąś wartością, krzywdę wyrządzasz drugiej, także pożądania godnej, a pogodzić ich nie można. "Że sytuacje takie bardzo często nam się zdarzają, jest to, oczywiście, morał trywialny i mało sporny" - pisze autor. Chwalimy przecież zasłużenie wolność słowa i "drugi obieg" wydawniczy, a krzywdę własnemu zdrowiu wyrządzamy.

Krakowskiemu Znakowi jesteśmy więc wdzięczni, że książkę wznowił, choć nie sposób uniknąć pytania, dlaczego czekano tak długo? Zajmuje ona przecież centralne miejsce w filozoficznej eseistyce Kołakowskiego, między "Pochwałą niekonsekwencji" i "Kulturą i fetyszami" a "Moimi słusznymi poglądami na wszystko". Eseje w tym tomie zamieszczone, podzielone na cztery "Kłopoty" (z kulturą, z chrześcijaństwem, z socjalizmem, z Polską), oddają in optima forma główny motyw filozofii Kołakowskiego: nieusuwalne napięcie między empiryzmem a transcendentalizmem.

By rzecz naświetlić, ponownie oddajmy głos autorowi. "Ludzie zawsze chcieli wiedzieć nie tylko, jakie praktyczne pożytki przyniesie im wiedza, ale także, co jest prawdą; zbudowali pojęcie prawdy obok kryterium wydajności i pożytku. Stworzyli ideę miłości obok przyciągania seksualnego; ideę porządku kosmicznego obok praw empirycznych; a także ideę dobra i zła obok kryteriów wyróżniających to, co pożyteczne dla przetrwania jednostki lub gatunku. Wszystkie one są jakościami wartościowymi, nie wyłaniają się z zastosowania reguł naukowych i w zastosowaniu tym nie są też potrzebne. Są jak gdyby nałożone na świat i są nieodzownym składnikiem swoiście ludzkiej postawy względem świata i jego percepcji".

Mówiąc najogólniej: Kołakowski filozofuje tak, by konflikt wartości tego świata wyprowadzał poza społeczno-przyrodzoną naszą kondycję ku transcendencji, ku mitowi, ku absolutowi, a więc ku czemuś, co czyni nasze wysiłki sensownymi właśnie, a w naukowym trudzie wyjaśnione być nie może. Na przykład: idee Platona, które wiedzę pewną od mniemania pozwalają odróżnić, na przykład: idea prawdy, na kształt Kantowskiej idei regulatywnej rozumu, wyznaczająca kierunek poznawczego wysiłku, na przykład: wiara w istnienie zła i dobra, prawdy i fałszu, bo choć natura jest na takie realności obojętna, istnieją one prawdziwie, a nie są jedynie wynikiem naszych konwencji kulturowych czy naszego przygodnego języka. Na przykład: sądy syntetyczne a priori, które coś orzekają o świecie, czego się z doświadczenia nie dowiemy. Krótko: Kołakowski wierzy w kulturę składającą się z sióstr syjamskich: "ateńskiej" i "jerozolimskiej", technologicznej i mitologicznej - nierozerwalnie zrośniętych. Pisze: "Trudno nam pomyśleć, że wiara ta jako fakt mogłaby trwać nieprzerwanie, gdybyśmy nie uczestniczyli naprawdę w dziedzinie transcendentalnej, która ani biologicznie, ani historycznie nie da się objaśnić".

By się przekonać o tym, że kultura, choć na ludzkie odpowiada potrzeby, przecież poza ludzkie doświadczenie wychodzi, przytoczmy za filozofem kilka takich antynomii, które korzeniami sięgając transcendencji, czynią nas ludźmi, a nie tylko nośnikami "plazmy genetycznej": pochodzenie wiedzy a jej teoria; nauka a religia; fakt a wartość; struktura a rozwój; uniwersalizm a sceptycyzm; moralność a instynkt; kultura a natura; godność a przygodność; sacrum a profanum; Bóg a stworzenie (także: diabeł), chrześcijaństwo a oświecenie; eschaton a doczesność; Kościół a państwo; historyzm a historia; postęp a rewolucja; demokracja a totalitaryzm; konserwatyzm a socjalizm (także liberalizm); społeczeństwo a wspólnota. Specjalnie przytaczamy te antynomie bez porządku, by czytelnik zadał sobie trud ich odszukania w książce.

A jakąż metodę zastosować do materii tak złożonej? Kołakowski głosi to od lat: "wszystko, co możemy uczynić, to uprawiać sztukę balansowania przeciwstawnych niebezpieczeństw (...). Nie możemy jednakowoż wyczekiwać wielkiej syntezy zróżnicowanych i wzajem niezgodnych tradycji, które są nam potrzebne". Chwalmy - innymi słowy - niekonsekwencję w poznaniu i działaniu.

Opisując profesję intelektualisty, Kołakowski nazywa go budowniczym słowa, uwodzicielem wprawdzie, ale nie kłamcą, kreatorem bardziej niźli strażnikiem, który via język chce "wszystkim innym narzucić jakąś szczególną percepcję świata, a przez to nowy świat tworzyć", lecz to właśnie nakłada na niego olbrzymią odpowiedzialność. Ten, który ani władzy, ani pieniądza nie tworzy, lecz wyrobem słów się trudni, musi być świadomy, że język sam siebie stwarza, jest i młotkiem, i gwoździem. Intelektualista musi tedy za wszelką cenę unikać łatwych rozwiązań, złudnych pocieszeń albo syntez wszechobejmujących. Musi balansować między skrajnościami, świadomy, że ziemskie nasze bytowanie cechuje niespełnienie, troska i ból, i że to właśnie popycha nas do twórczości, do nigdy doskonałego przecież działania.

Nie może, jak Sartre, głosić, że bierze odpowiedzialność za cały świat, bo wtedy nie bierze odpowiedzialności za nic, nie może, jak Heidegger, do autentyczności nawoływać, bo to z powszechną moralnością sprzeczne być może, a bywa, że wtedy właśnie złu służy, co się przecież obu filozofom przydarzyło. Ileż to mieliśmy już obietnic zbawienia, ileż łatwych pocieszeń! Ludzkość straszliwie zapłaciła za ludzkie zadufanie, które w mistrzowsko skrótowy sposób zaanonsował Szigalew z "Biesów" Dostojewskiego: "Wychodzę od nieograniczonej wolności, lecz kończę na nieograniczonym despotyzmie". Tak kończą wszyscy, którzy wierzą w niesprzeczne niebo wartości. Odpowiedzialni za słowo winni raczej powtarzać za Kołakowskim: "Naszym przeznaczeniem doczesnym jest troska nigdy się niekończąca, wieczne niezakończenie". To nie tylko intelektualista winien wiedzieć, lecz każdy, kto przestrzeń publiczną informuje o własnym projekcie naprawy świata: polityk i kapłan także, o czym zwłaszcza w Polsce winniśmy pamiętać, bo w tym dziwnym kraju wielkość i podłość zawsze szły w parze.

Z tytułowego eseju dowiemy się, że choć przez zło naznaczeni - są tacy, którzy wierzą w całkowite od tego zła oczyszczenie, zwłaszcza ci pośród nas, którzy nie wiedzą, co to wątpienie i z przekonaniem dzielą ludzi na potępionych i zbawionych, tym pierwszym narzucając niezawodne strategie zbawienia. Niestety! "Niepewność moralna jest naturalnym wynikiem niejasności dotyczącej związku między środkami i celami, a nawet gdyby można było osiągnąć zgodę co do »celów« w kategoriach bardzo ogólnych, niewiele by to pomogło".

Wbrew temu, co głosi znakomity teolog ojciec profesor Wacław Hryniewicz, nadzieja na zbawienie diabła, a tym samym wyrównanie rachunku między złem i dobrem, jest nadzieją złudną. "Obraz człowieka z sobą samym, a także ze swoim społecznym i naturalnym środowiskiem na zawsze pogodzonego jest równie trudny do zrozumienia jak wyobrażenie nieba - pisze Kołakowski. - Niespójność jest zasadniczo ta sama: raj ziemski ma pogodzić zaspokojenie z twórczością, raj niebiański ma pogodzić zaspokojenie z miłością. Oba te połączenia są niepojęte, bo bez niezaspokojenia - a więc jakiejś formy cierpienia - nie ma ani twórczości, ani miłości. Zaspokojenie całkowite jest śmiercią; niezaspokojenie częściowe zakłada ból". Sławny "katechizm" Kołakowskiego "Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą", który po 28 latach od napisania nic nie stracił na aktualności, rozpoczyna się od motta: "Proszę się cofnąć do przodu". Jakoż tył tam jest, gdzie przód, i odwrotnie. Kłamią ci, politycy zwłaszcza, którzy tego nie dostrzegają i jednego bieguna, jedynie słusznej prawdy chcą bronić.

Przed takimi właśnie obrońcami ostrzegał Kołakowski­ wykładzie wygłoszonym 9 stycznia 1992 roku podczas uroczystości nadania mu doktoratu honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego: "Diabeł kłamie, gdy mówi prawdę". Ci, którzy jedynej prawdy bronią, nie prawdy bronią, a dyktatury jedynie słusznej prawdy. Nie wszyscy usłyszeli ostrzeżenie. A przecież filozofia mówi o tym od wieków. "Człowiek - pisał Pascal - nie pokazuje swej wielkości przez to, iż pozostaje na jednym krańcu, ale przez to, że dotyka dwóch naraz i wypełnia przestrzeń między nimi (...). Kiedy chcemy iść w trop jakichś cnót aż do ostatecznych krańców w obie strony, natykamy się na przywary, które wciskają się tu nieznacznie, niewidocznymi drogami...".

Eseje Kołakowskiego są wielkie dlatego właśnie, że dotykając spraw dla kultury kluczowych, nie oferują łatwych rozwiązań. Odpowiedzialny budowniczy słowa ma bowiem świadomość, że niekoniecznie jest nieomylnym przewodnikiem. Posługując się "sceptycyzmem niekonsekwentnym i uniwersalizmem niekonsekwentnym" ma pokazać wieloaspektowość naszych działań. Ze sprzecznych skal działania i poznania ludzi nie wyciąga wniosku, że wiedza nie istnieje prawdziwie lub że wszystko wolno. Przeciwnie: wyciąga wniosek, że prawda i dobro, choć gwałcone nieustannie, widoczne są poprzez skończone i ułomne, wzajem sprzeczne, nie absolutne ich realizacje.

"Udowodnić tego oczywiście nie można - pisze - w każdym razie nie w zwyczajnym naukowym sensie tego słowa. Bez tej wiary jednak ludzkość, jaką znamy, nie mogłaby przetrwać, a sama ta wiara byłaby, rzecz jasna, bezsilna, gdyby ją traktować jako użyteczną fikcję, a nie jako wynik rzeczywistego odniesienia ludzi do tego, co niezmienne". Prawda i dobro istnieją, bo niepodobieństwem jest, by nie istniały, lecz z innego są porządku niż ułomny świat naszego doświadczenia. Choć się przez niego oznajmiają, kręte wiodą do nich drogi.

Zadaniem filozofa jest więc trud ogrodnika. Pielęgnuje roślinę i dogląda; świadom niestałości ziemi i nieba, jej dobro i piękno ma przecież na uwadze.

Leszek Kołakowski, "Czy diabeł może być zbawiony i 27 innych kazań", wyd. pierwsze krajowe, Kraków 2006, Znak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (21/2006)