Brukselski epizod

Urzędnicy kancelarii prezydenta oraz sprzyjający PiS-owi publicyści zgodnym chórem podkreślają, iż niedawna podróż do Brukseli była wielkim sukcesem Lecha Kaczyńskiego. Taka jednomyślność w czasach ustawicznych kłótni jest, doprawdy, zjawiskiem krzepiącym. Przy okazji możemy się dowiedzieć, co znaczy sformułowanie "polityczny sukces".

28.10.2008

Czyta się kilka minut

Z brukselskiej podróży prezydenta pamiętać będę przede wszystkim scysję z Moniką Olejnik po nagraniu specjalnego wydania "Kropki nad i". Zdarzenie to (w moim odczuciu) więcej mówi o stanie ducha Lecha Kaczyńskiego niż euforyczne uśmiechy w samolocie do Brukseli, niż poklepywanie po plecach premiera Tuska i radosne uściski z Nicolasem Sarkozym.

Wiedza o tym zdarzeniu, dostępna zwykłym zjadaczom chleba, ma charakter pośredni. Jej źródłami są: dramatyczna relacja pani Olejnik, późniejsza wypowiedź prezydenta, przyznająca, iż przeprosił swoją rozmówczynię, komentarz szefa prezydenckiej kancelarii, radiowe i telewizyjne polemiki dziennikarzy. Jej źródłem jest także niezwykle sugestywne zdjęcie Jacka Turczyka, jakie znaleźć można w "Dzienniku" z 21 października: na pierwszym planie Monika Olejnik, z ustami Jeanne Moreau i niewidzącym wzrokiem, jakby chciała za wszelką cenę ukryć emocje i zachować spokój; trzy kroki za nią prezydent, na twarzy uśmiech numer jeden (niestety, bardzo nienaturalny); za nim jacyś dwaj mężczyźni z minami niewyraźnymi, jakby chcieli schować się pod ziemię. Polecam studiowanie tej fotografii wszystkim, których interesuje sprawa unaoczniania obcości, dystansu, chłodu.

Może jest tak, iż nawet politycy najwyższego szczebla mają prawo do zdenerwowania. Może jest tak, iż nawet najbardziej znani dziennikarze powinni być przygotowani na agresywne zachowanie swych rozmówców. Ale też faktem jest, iż epizod brukselski nie jest pierwszym przykładem niegrzeczności prezydenta, jego skłonności do lekceważenia tych, którzy nie należą do wąskiego kręgu zaufanych.

W ciągu trzech minionych lat współpracownicy i wielbiciele prezydenta Kaczyńskiego powtarzali wielokrotnie (ostatnio rzadziej), iż jest on klasycznym żoliborskim inteligentem. Nie znam się na warszawskich dzielnicach i ich piękności; bliższa mi prowincja, na której się urodziłem i na której umrę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2008