Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z brukselskiej podróży prezydenta pamiętać będę przede wszystkim scysję z Moniką Olejnik po nagraniu specjalnego wydania "Kropki nad i". Zdarzenie to (w moim odczuciu) więcej mówi o stanie ducha Lecha Kaczyńskiego niż euforyczne uśmiechy w samolocie do Brukseli, niż poklepywanie po plecach premiera Tuska i radosne uściski z Nicolasem Sarkozym.
Wiedza o tym zdarzeniu, dostępna zwykłym zjadaczom chleba, ma charakter pośredni. Jej źródłami są: dramatyczna relacja pani Olejnik, późniejsza wypowiedź prezydenta, przyznająca, iż przeprosił swoją rozmówczynię, komentarz szefa prezydenckiej kancelarii, radiowe i telewizyjne polemiki dziennikarzy. Jej źródłem jest także niezwykle sugestywne zdjęcie Jacka Turczyka, jakie znaleźć można w "Dzienniku" z 21 października: na pierwszym planie Monika Olejnik, z ustami Jeanne Moreau i niewidzącym wzrokiem, jakby chciała za wszelką cenę ukryć emocje i zachować spokój; trzy kroki za nią prezydent, na twarzy uśmiech numer jeden (niestety, bardzo nienaturalny); za nim jacyś dwaj mężczyźni z minami niewyraźnymi, jakby chcieli schować się pod ziemię. Polecam studiowanie tej fotografii wszystkim, których interesuje sprawa unaoczniania obcości, dystansu, chłodu.
Może jest tak, iż nawet politycy najwyższego szczebla mają prawo do zdenerwowania. Może jest tak, iż nawet najbardziej znani dziennikarze powinni być przygotowani na agresywne zachowanie swych rozmówców. Ale też faktem jest, iż epizod brukselski nie jest pierwszym przykładem niegrzeczności prezydenta, jego skłonności do lekceważenia tych, którzy nie należą do wąskiego kręgu zaufanych.
W ciągu trzech minionych lat współpracownicy i wielbiciele prezydenta Kaczyńskiego powtarzali wielokrotnie (ostatnio rzadziej), iż jest on klasycznym żoliborskim inteligentem. Nie znam się na warszawskich dzielnicach i ich piękności; bliższa mi prowincja, na której się urodziłem i na której umrę.