Bruksela: wyzwalanie pamięci

To ponowne wyzwolenie Auschwitz, tyle że w pamięci Europejczyków - Bogusław Sonik nie krył wzruszenia, gdy 27 stycznia Parlament Europejski przyjął niemal jednogłośnie rezolucję, która łączy upamiętnienie 60. rocznicy wyzwolenia obozu z nawracającymi dziś aktami antysemityzmu, ksenofobii i rasizmu.

06.02.2005

Czyta się kilka minut

Dni poprzedzające uchwalenie rezolucji Sonik - poseł do Parlamentu Europejskiego z Platformy Obywatelskiej - spędził głównie w parlamentarnych kuluarach. To właśnie on oraz Dariusz Rosati z SLD byli inicjatorami oświadczenia Parlamentu w sprawie Auschwitz. Projekt ogłosili trzy tygodnie wcześniej w Strasburgu. Na konferencję prasową przybyło niewielu dziennikarzy.

Pisemne oświadczenie Parlamentu musi być podpisane przez co najmniej połowę posłów, aby nabrało wagi urzędowej. Ale i wśród posłów zainteresowanie było umiarkowane. Po trzech tygodniach okazało się, że pod projektem podpisało się zaledwie 150 eurodeputowanych - czyli mniej niż jedna piąta.

Sonik i Rosati zakładali, że z podpisanym przez ponad połowę posłów oświadczeniem pojadą do Polski, na rocznicowe obchody. Zostali w Brukseli. Ich zabiegi poskutkowały wpisaniem sprawy Auschwitz do projektu rezolucji Parlamentu w sprawie ksenofobii, nietolerancji i antysemityzmu. Dzień 27 stycznia wiązał się z tą rezolucją nie tylko intuicyjnie: w wielu krajach obchodzony jest on jako Dzień Holokaustu. W dniu rocznicy eurodeputowani mogli zademonstrować swoją postawę i przekonania. Ale zanim do tego doszło, parlamentarnymi kuluarami wstrząsnął spór o słowa. A raczej o jedno słowo: Niemcy.

Bogusław Sonik przez kilka dni przyjmował i oddawał ciosy, bo to on żądał jednoznacznego wyrażenia prawdy historycznej i to on tłumaczył, dlaczego w dzisiejszej Europie nie wystarczy potępić anonimowych “nazistów", tylko trzeba wskazać palcem, że za zbrodnią stały Niemcy.

Jednym z oponentów Sonika był niemiecki socjaldemokrata Martin Schulz. Gdy go pytałem, dlaczego nie chce przyznać, że Auschwitz zbudowali Niemcy, zbulwersowany odpowiadał, że to nieprawda, że on także walczy o prawdę historyczną, którą nie wszyscy chcą przyjąć do wiadomości. - Należę do generacji, która wojny nie wywołała, ale która wzięła na swoje plecy garb cięższy niż generacja naszych ojców-oprawców. Dzieci zawsze ponoszą konsekwencje win rodziców i w swoim życiu muszą się więcej wstydzić niż ojcowie.

Schulz tłumaczył, że to jego pokolenie musiało uporać się z problemem, któremu nie zawiniło. To ono musiało budować nowy wizerunek kraju, i to ono przyznaje się do historycznej odpowiedzialności. Ale dziś oczekuje, że zbrodnia zostanie nazwana po imieniu: przecież popełniły ją nazistowskie Niemcy, a nie Niemcy w ogóle. Tymczasem w projekcie rezolucji przymiotnika “nazistowskie" nie było. W jego odczuciu oznaczało to rozciągnięcie winy także na współczesne pokolenie. - A na to nie zasługujemy - mówił mi Schulz.

Zastrzeżenia innych posłów nie wypływały bynajmniej z historycznych doświadczeń. Nie brakowało np. eurodeputowanych, którym bardziej zależało na wyeksponowaniu ksenofobii jako takiej niż na odniesieniu do historii. Inni w dyskryminacji odmiennych orientacji seksualnych widzieli dziś większe zagrożenie dla demokracji i wolności niż w nie do końca sprecyzowanej odpowiedzialności za Auschwitz.

Jeszcze inni postrzegali sprawę wprawdzie w aspekcie historycznym, ale uważali, że punkt ciężkości należy umieścić gdzie indziej. Krytykującemu polski projekt politykowi Zielonych Danielowi Cohn-Benditowi chodziło “w ogóle" o walkę z rasizmem, antysemityzmem i ksenofobią. Jednym tchem wymieniał on niemiecki i polski antysemityzm, mówił także o francuskich fobiach oraz angielskiej wyniosłości, a na końcu pokazał palcem i na Żydów, wśród których - jego zdaniem - również nie brak rasistów.

Gdy przekazałem mu opinie polskiej prasy po jego wywiadzie dla “Le Monde" (mówił tam, że w Parlamencie nikt nie stawiał sprawy odpowiedzialności Polaków, ale Polacy tak się tego boją, że sami rozpoczęli debatę; ,,trzeba będzie pomówić o antysemityzmie chrześcijańskim i pogromach Żydów, które miały miejsce, nim Niemcy najechały na Polskę"), Cohn-Bendit zapłonął z oburzenia. Skoro tak - wołał - to albo Polacy nie chcą, albo nie potrafią czytać. “Kiedyś przemycałem dla polskiej podziemnej Solidarności maszyny drukarskie, wspierałem waszą walkę o wolność, zawsze występowałem przeciw tyranii, która was wtedy dusiła! I ja mam być antypolski?!". Dodawał, że taka właśnie reakcja potwierdza raz jeszcze, że trzeba mówić prawdę. A prawda jest taka, że nazizm, rasizm, antysemityzm to nie był i nie jest wyłącznie niemiecki fenomen.

Jeszcze inną optykę zaprezentował Austriak Johannes Voggenhuber: uznał, że rezolucja nie idzie wystarczająco daleko, bo przecież także Austriacy byli nazistami. W efekcie był jednym z tych europosłów, którzy wstrzymali się od głosu. Właśnie dlatego, że ostateczny kształt rezolucji nie oddawał jego stanowiska.

W odległym o 1500 km Oświęcimiu trwały właśnie ostatnie przygotowania do obchodów rocznicy, gdy w Brukseli znaleziono kompromisową formułę: za obóz Auschwitz odpowiedzialność ponoszą “hitlerowcy-naziści". Kiedy ten tekst dotarł do dziennikarzy, zaprotestowaliśmy z kolei my. Jeśli Parlament przyjmie tak kuriozalne sformułowanie, to włączymy się do dyskusji i nie będziemy tylko relacjonować, ale komentować i krytykować. Polscy dziennikarze oczywiście, ponieważ spór obchodził przede wszystkim nas.

Między Brukselą a Berlinem, a także między Brukselą a innymi stolicami krajów Unii, rozdzwoniły się tymczasem telefony. Wreszcie 26 stycznia, na wieczornej sesji Parlamentu, Martin Schulz wystąpił z emocjonalnym przemówieniem, w którym opisał drogę swojego pokolenia do prawdy o tym, co podczas wojny uczynili Niemcy. Salę ogarnęło wzruszenie. Bogusław Sonik wstał i poprosił Schulza, aby do tekstu rezolucji wprowadzić zdanie, które odda historyczną prawdę, a jednocześnie uszanuje wysiłek i doświadczenie jego generacji.

Kiedy następnego dnia, na krótko przed 11 rano parlament zebrał się ponownie, Schulz zgłosił poprawkę. - Spór ten, jak i cała dyskusja naruszyły godność ofiar - powiedział. - Czas to zakończyć. Wnoszę, by w odpowiednim miejscu wpisać: »stworzonego przez nazistowskie Niemcy obozu śmierci Auschwitz-Birkenau, gdzie łącznie zostało zamordowanych 1,5 miliona Żydów, Romów, Polaków, Rosjan i innych więźniów różnych narodowości oraz homoseksualistów«". Podziękowano mu owacją.

***

Na tym jednak spór się nie kończy. Wie o tym dobrze Iwo Byczewski, ambasador RP w Brukseli. Spędza wiele czasu nad gazetami, ogląda telewizję, słucha radia. - Na szczęście nie widzę w tej chwili powodów do interwencji - mówi. - Zarówno “Le Soir", jak i “La Libre Belgique", dwie czołowe belgijskie gazety francuskojęzyczne, piszą nie tylko obszernie, ale i rzetelnie.

Ambasador zapisuje skrupulatnie wszystkie zgłoszone przez Polaków i Belgów przypadki publikacji, w których pojawiły się fałszerstwa, przekręcenia, kłamstwa. Na jednej ze stron internetowych w biografii doktora Mengele, który w Auschwitz przeprowadzał eksperymenty pseudomedyczne na więźniach, jest zdanie, że zamordował on 400 tys. osób w tym “niesławnej pamięci polskim obozie śmierci". Pracy Byczewskiemu długo nie zabraknie. Niestety...

Marek Orzechowski jest korespondentem telewizji publicznej w Brukseli i Strasburgu. Stale współpracuje z “TP".

---ramka 345355|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2005