Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Trasę długości 1237 km można teraz przebyć w zaledwie 6,5 godziny i po wczesnym lunchu przy King’s Cross zdążyć na five o’clock tea nad Morzem Śródziemnym. Nigdy wcześniej z Wielkiej Brytanii nie dało się podróżować koleją tak daleko bez przesiadek. Choć... nie całkiem: gdy pociąg wraca do Londynu, staje we francuskim Lille, gdzie prowadzona jest kontrola graniczna. Ponieważ Wielka Brytania nie należy do strefy Schengen, wszyscy pasażerowie muszą wysiąść z bagażami z pociągu i przejść do specjalnego terminalu.
Premiera połączenia Londyn–Marsylia symbolicznie zbiegła się z początkiem kolejnego etapu debaty nad tym, czy Zjednoczone Królestwo ma zostać w Unii Europejskiej. O referendum w tej sprawie wspominała w minionym tygodniu podczas mowy tronowej królowa Elżbieta II (na zdjęciu) – odbędzie się ono najpewniej w 2017 r. Zaś premier David Cameron, szef Partii Konserwatywnej, która wygrała majowe wybory, już zabrał się do realizacji obietnic złożonych Brytyjczykom: negocjacji „lepszych” warunków członkostwa w Unii. W minionym tygodniu gościł w Hadze, Paryżu, Warszawie i Berlinie, wszędzie usiłując przekonać gospodarzy, że tak samo jak na dobru swego kraju zależy mu na pomyślności całej Europy.
Czy mu się udało? Choć kanclerz Angela Merkel nie wykluczyła zmiany europejskich traktatów (aby zatrzymać Londyn wUE), prasa na Wyspach wspomina, że wyrozumiałość polityków na kontynencie ma granice. W końcu „Brexit” (wyjście Brytyjczyków z Unii) jest rozważany niemal od 1973 r., gdy kraj stał się członkiem Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, poprzedniczki UE. Paradoks polega na tym, że to w tamtych czasach EWG była instytucją protekcjonistyczną, chroniącą interesy państw i zdominowaną przez Francję – dziś zaś, gdy chodzi o filozofię gospodarki, wspólnota jest bardzo brytyjska: wolnorynkowa i nastawiona na swobody obywateli. Przez najbliższe miesiące Cameron będzie więc w Unii grać „kartą wyjścia” – np. Brytyjczycy już zastrzegli, że nie będą uczestniczyć w tzw. relokacji migrantów docierających do Włoch i Grecji. Jeśli przeszarżuje, może narazić się na zarzut szkodzenia własnej gospodarce. Airbus – międzynarodowe konsorcjum lotnicze i symbol europejskiej współpracy przemysłowej – zastrzegł, że w razie „Brexitu” może zrezygnować z produkcji na Wyspach.
Na razie w Londynie zdecydowano, że w referendum padnie pytanie: „Czy jesteś za pozostaniem Zjednoczonego Królestwa w Unii Europejskiej” (nie zaś: „Czy jesteś za opuszczeniem...”). Ta z pozoru błaha decyzja oznacza, że brytyjscy przeciwnicy Unii będą musieli prowadzić kampanię negatywną: namawiać do głosowania na „nie”. ©℗