Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niezależnie od czasu i wieku. Chciało się jednego tylko: wołać "nie". Przed wojną widziałam wiele razy straszne traktowanie zwierząt czy to na wsi, gdzie spędzałam wakacje, czy na ulicach miasta, gdzie zaprzęgi konne były o wiele liczniejsze niż mechaniczne. Naiwnie mogłam się nad Dostojewskim pocieszać, że to inna epoka i kraj, ale sceny realne były niestety nazbyt podobne. A reportaż z niedalekiej Jabłonki, oglądany parę tygodni temu, krzyczał prawdą, że tu się nic nie zmieniło od pokoleń, że okrucieństwo trzyma się dobrze niezależnie od czasu i stopnia cywilizacyjnej ogłady. Ale jeszcze bardziej porażała atmosfera tego samego dziś co kiedyś przyzwolenia i obojętności. I jeszcze pamięć, że w życiu nie zdarzyło mi się usłyszeć ani jednego kazania o grzechu okrucieństwa wobec zwierząt. Ani kazania o świętym Franciszku i jego "braciach najmniejszych". Świętego Franciszka zawdzięczam tylko książce Zofii Kossak i Asyżowi.
W kraju od tysiąca lat chrześcijańskim współczucie wobec cierpienia zadawanego bezbronnym i nic niewinnym powinno być czymś najbardziej naturalnym pod słońcem. Tymczasem ludzie upominający się o to dla zwierząt są u nas traktowani podejrzliwie właśnie w imię chrześcijaństwa. Zwłaszcza gdy argumentują nieprawomyślnie. Przeczytałam ostatnio parę tekstów katolickiego publicysty, którego zmartwieniem były nie fakty okrucieństwa wobec Bożych stworzeń, czego dalej pełny jest świat - lecz użyte przez próbujących stawać po stronie zwierząt argumenty o prawach, których one nie mają, a powinny. Położyłam przed sobą te kartki i czytałam kilka razy, z niedowierzaniem, że to naprawdę jest najważniejsze wtedy, gdy uznajemy Boga nad sobą jako Stwórcę nie tylko nas, ale także wszystkiego, co z jego dobroci otrzymało dar życia. I zamiast spotkać się, wierzący i niewierzący, w tym samym współczuciu dla niezawinionego cierpienia i w proteście przeciw podłości okrucieństwa, mamy pono dzielić się jak najbardziej wyraziście i ostro na tych, co wierzą, i tych, co nie wierzą, a nie wierząc, tylko się mylą i błądzą.
Jakie dobro ma z tego wyrosnąć?