Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Zszywanie Polski", które postuluje "Tygodnik", to proces tak długi i złożony, że dziś jeszcze nie sposób cieszyć się pomyślnymi perspektywami. Trzeba rzeczywiście, jak sugeruje Naczelny "Tygodnika", zacząć od odpowiedzi, jak ma wyglądać prawidłowa relacja między państwem a Kościołem. Bagatela, wszak byłoby to podjęcie na nowo analizy pojęć: "każde w swojej dziedzinie jest niezależne i autonomiczne" - vide konkordat. Trzeba wtedy zapytać autorów domagających się od katolików obowiązku niezgody z głową państwa, gdyby prezydent podpisał ustawę respektującą prawo niewierzących do zachowań niezgodnych z katolicką normą moralną, czy rzeczywiście mają rację. I tu wkraczamy w problem in vitro. Dla Kościoła w Polsce jeden z czołowych dzisiaj problemów, w którym dotąd na pierwszy plan ze strony katolickich prawodawców wysuwa się nakaz chronienia embrionów ludzkich, ale tak naprawdę jest on jeszcze bardziej jednoznaczny w negowaniu samej metody powoływania życia ludzkiego: działanie laboratoryjne, pozaustrojowe uznane jest przez Kościół jako zło, bo niegodne człowieka, którego prawem jest rodzić się z poczęcia naturalnego. Dlatego nawet projekt ustawy chroniący embriony przed zamrażaniem i niedozwalający na powoływanie ich nadliczbowo, już z góry uznany jest za nie do przyjęcia.
Ale to nie koniec. Pojawił się komunikat, który tę sytuację tak pesymistyczną zdaje się komplikować bez ratunku. W "Gościu Niedzielnym" z 4 lipca, w artykule Bogumiła Łozińskiego, przedstawione zostało stanowisko Kościoła wobec inicjatywy rodzącej się już od dawna w niejednym kraju praktykującym in vitro, a ostatnio także w Polsce. Jest to inicjatywa adoptowania embrionów zamrożonych, by potencjalnym dzieciom pozwolić na przyjście na świat. Dokument "Dignitas personae" - przypomina autor - nie dopuszcza takiego postępowania: chwaląc intencje stwierdza dobitnie, że "nie ma moralnie godziwego rozwiązania", gdyż oznaczałoby to przystanie na użycie metody in vitro, a ona jest złem samym w sobie. Tak więc życia ludzkiego nie tylko powoływać, ale i ratować, zgodnie z tą tezą, katolikom nie wolno. Autor "Gościa" ani inni autorzy prezentujący stanowisko obowiązujące w Kościele nie rozwinęli tej kwestii. Słowem nie dotknęli pytania, które natychmiast się narzuca: sprzeczności między tym nakazem a nakazem szanowania poczętego życia jako wartości nadrzędnej. A my musimy sobie na to odpowiedzieć, jeśli cały spór ma się skończyć rozwiązaniem przynoszącym dobro. Czarny scenariusz nie ma prawa pozostać jako jedyny.